Layout by Raion

sobota, 23 maja 2015

Nora Ylvisaker

<Pomarańczowe fragmenty to będą wstawki Demri>

Już od dobrej godziny siedzieliśmy w pokoju Deana. Mam nadzieję, że pokoje nie mają wspólnej wentylacji, bo sądząc po ilości wypalonych przez chłopaka papierosów, to Laufey z Ash w sąsiednim pokoju miałaby urozmaicenie zapachowe praktycznie przez cały czas. Mnie osobiście to tam nie przeszkadzało szczególnie, że Moriarty palił jakoś inaczej...tak jak widziałam to na starych filmach podczas pościgów samochodowych. Teraz właściwie to wszyscy po prostu wciągają dym i wypuszczają. Żadna filozofia. Właściwie to nawet ja tak robię, a Dean z papierosem wyglądał tak jakby chciał zaraz przywalić jakiemuś mafiozowi dłużnemu mu butelkę whiskey.

Trochę gadaliśmy, trochę milczeliśmy. Nic specjalnego, ale było...fajnie. Właściwie to Australijczyk przypominał mi taką bardziej towarzyską i milszą wersję Waitsa. Ciekawe jak chłopaki się dogadają. Zaśmiałam się na samą myśl o konfrontacji Deana z Jessym.

- Idziemy coś zjeść? - przerwał nasze rozważania chłopak. Była pora kolacji, której z reguły nie jadłam, ale mimo to zgodziłam się. Pewnie Dean też wolał perspektywę poznania kogoś więcej. Wyjątkowo postanowiłam pokazać mu najpierw stołówkę. Co jak co, ale żarcie akurat na dole mieli lepsze.

Staliśmy więc opierając się o blat i czekając na nasze posiłki. To jest tost z serem dla mnie i fish n' chips dla Deana. Przerwał nam komunikat: 

- Szanowni uczniowie. Chciałbym was powiadomić o nadchodzącym balu, który co roku zamyka naszą wspólną naukę. Co prawda do zakończenia semestru jest sporo czasu, ale zdecydowaliśmy się na tak szybki termin, ponieważ będzie was jeszcze czekało ostateczne wystąpienie przed nami oraz waszymi bliskimi. Szczegóły podane są w gablocie przy sekretariacie i stołówce. Dziękuję bardzo za uwagę.

Uśmiechnęłam na samą myśl, że pewnie przyjedzie Stale i zostanie na cały tydzień albo coś i będę mogła z nim pójść na bal i usłyszy jak śpiewam, gram, zobaczy moje etiudy z reżyserii i przede wszystkim będe mogła wreszcie spędzić z nim czas. Na występy może nawet uda mi się zaprosić Finna czy Christine. O mój boże, ale będzie super. W zeszłym roku też były występy, ale nie było balu. Będzie niesamowicie! Tylko, żeby Aaron był DJ'em. God gud vil mirkulost! 

- Idziesz? - spytał podejrzliwie Dean. 

- Mhm. Ze Stalem jak przejdzie - odparłam wniebowzięta i gdy zobaczyłam brak przekonania na twarzy chłopaka dodałam - I Ciebie też chcę tam widzieć Moriarty! - Wskazałam na niego palcem jednocześnie odbierając talerz z tostem od kucharki. 

- I co Nora znajdujesz sobie kolejnego adoratora? - zapytała z uśmiechem. Powiedziałam jej, żeby się puknęła w czoło i przecież mam chłopaka, jednak ta tylko wzruszyła ramionami i posłała porozumiewawcze spojrzenie do Deana wydając mu posiłek. Przewróciłam oczami. Doprawdy już nie można pogadać z płcią przeciwną, żeby nikt was nie podejrzewał o romans. 

Gadaliśmy jeszcze trochę albo właściwie to ja gadałam, bo Dean był zbyt bardzo pochłanianiem jedzenia, żeby jakkolwiek się odzywać. Obok nas przeszła Demri, myślałam, że się dosiądzie, ale tego nie zrobiła. Nie typowe jak dla niej. Coś się musiało zadziać. Nie przerywając rozmowy śledziłam czarnulkę wzrokiem. 

- Słuchaj jesteś super gościem i się z Tobą genialnie gada, ale moja przyjaciółka właśnie płacze, więc... - zaczęłam wstając, nawet nie oderwałam wzroku od Draven. 

- Jasne idź - rzucił Dean. Nie, chyba nie miał mi tego za złe. Przynajmniej nic na to nie wskazywało. 

Podeszłam do Demri. 

- Hej, Dem... - Nawet nie wiedziałam czy mogę tak skracać jej imię - Ty przecież nigdy nie jesteś smutna. Co się dzieje? - usiadłam obok niej i delikatnie dotknęłam jej ramienia. 

- A nic takiego. Naprawdę. - Szybko wytarłam twarz i zerknęłam na nią spod włosów. Nie miałam pojęcia, że mnie zauważyła. - Nie chciałam wam przeszkadzać – dodałam, patrząc w stronę zerkającego na nas chłopaka. 

- Demri... Płaczesz. To nie jest "nic takiego, naprawdę"

- Kiedy ja… - zaczęłam, ale stanowczy wzrok Nory kazał mi się poddać. Brakowało mi tu Jessy’ego. Wiedział, o co chodzi… Westchnęłam. - Wszystko było naprawdę wspaniale... Wiesz, dzisiejszy dzień. A teraz... - zaczęłam, ale gula ugrzęzła mi w gardle. - Pamiętasz jak opowiadałam o moim ojcu? 

Skinęłam głową. Wtedy...w Sztokholmie nie chciałam się mieszać w te sprawy. Z reguły wychodziłam z założenia, że jeśli ktoś chce mi powiedzieć to mi powie, ale ja nie będę się wbijać w nie swoje tajemnice na siłę. Z reguły, bo oczywiście były wyjątki. Jak na przykład ten. Uparłam się pomóc Demri. Chyba po prostu moje ego nie zniosło tego, że nie potrafiłam pocieszyć Islandki i musiałam znaleźć ujście przy najbliższej okazji. 

- Bo nie powiedziałam wam wszystkiego. Tylko Jessy wie - Zwiesiłam głowę, a Nora wyciągnęła rękę i złapała mnie za dłoń. - On o mnie nic nie wie. Nie wie, że istnieję. Nie myślałam o tym zbyt często i obiecałam, że nie będę, bo uważam go za okropnego, niedojrzałego człowieka, a teraz jak do Meredith zadzwonił telefon... – Nie miałam pojęcia, czy to co mówię ma jakiś gramatyczny sens, ale trudno. Pociągnęłam nosem, czując, że łzy na powrót mi zamazują obraz, a wielka pięść ściska za gardło.

Chciałam coś powiedzieć. Coś pocieszającego, inspirującego, mądrego, ale zamurowało mnie. Nie miałam zielonego pojęcia co powiedzieć dziewczynie, która tak w gruncie rzeczy nie ma ojca. Przecież nie powiem jej, że...właściwie to nawet co. Wydukałam, więc tylko "Dem..." i spojrzałam jej się prosto w oczy. 

- Wiem, wiem - odparłam, uśmiechając się przez łzy. - Pewnie powiesz, że histeryzuję. Jak na razie tylko Jessy widział mnie w takim stanie i niech to pozostanie między nami. - Spojrzałam na nią, po czym zabrałam swojego baliego, przewieszając go przez ramię i wstałam. - Nie będę cię już zamęczać. To nie twoje problemy - dodałam, posyłając jej blady uśmiech i odwróciłam się, odnosząc tackę z nietkniętymi sandwichami.

Siedziałam jeszcze przez chwilę rozważając to co powiedziała mi dziewczyna. Miałam jakąś nikłą nadzieję, że wpadnę na pomysł jakiegoś ambitnego pocieszenia. Myliłam się. Pozostało mi tylko rzucić się biegiem za Demri. Zatrzymałam ją dopiero przy wyjściu. 

- Demri. Każdy ma prawo być smutny, nawet jeśli na c odzień jest tak wesoły i uśmiechnięty jak ty. Każdy. Powiedz mi. Proszę. - Złapałam ją za rękę tak jak na tandetnych filmach romantycznych. Chyba bałam się, że mi ucieknie z płaczem i znowu zawiodę w pocieszaniu. 

- Ale ja nawet nie wiem, co mam ci powiedzieć - westchnęłam. Naprawdę żałowałam, że dałam się złapać. Nie winiłam Nory, ale po prostu nie miałam pojęcia, od czego zacząć. Od sytuacji z matką i wiadomości o tym, że Alex nie był nigdy moi ojcem? Od nieudanej próby potwierdzenia jej słów? A może w ogóle od dnia kiedy naćpany wokalista przyczepił się do mojej mamy i zaciągnął ją do łóżka, a następnego dnia zniknął?

- Najlepiej wszystko. Od początku. Nie ważne czy to nawet będzie miało jakiś sens. Wiem, że to brzmi tandetnie, ale serio pomaga. Uwierz na słowo - próbowałam ją jakoś zachęcić, ale tak szczerze to byłam do dupy w dwóch rzeczach: składaniu życzeń urodzinowych i pomaganiu w poważnych problemach. 

- Przez szesnaście lat żyłam w przekonaniu, że mój ojczym, jest moim ojcem. Dopiero pięć lat temu, gdy razem z matką przeprowadzili się do Chicago, a ja zostałam w Seattle, coś pękło i Alice, moja mama, postanowiła powiedzieć mi prawdę. Nie wiem, czy to z wyrzutów sumienia, czy uznała, że w tym wieku mi to obojętne. W każdym razie przyjechała po roku nieobecności. Siedziałam wtedy na tarasie i robiłam kolejny de kupaż. Ona przyszła do mojego mieszkania bez zapowiedzi, usiadła i powiedziała, że musimy poważnie porozmawiać. A wyszło, że po prostu przyznała się, że spotkała się z Alexem dopiero rok po moich narodzinach.

Dopiero, gdy Dean próbował do nas dołączyć zorientowałam się, że stoimy w przejściu. Dość słabe miejsce jak na zwierzenia muszę przyznać. Syknęłam do Moriartego coś po norwesku i odgoniłam go ruchem ręki. Oy dritt...czy ja już wtedy traktowałam Deana jak starego przyjaciela jeszcze z Bergen? Nie chciałam, aby coś albo ktoś zbił Demri z tropu. Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco i poprosiłam, aby kontynuowała najbardziej subtelnie jak potrafiłam. 

- Z początku nie rozumiałam, o co chodziło, ale gdy opowiedziała o koncercie ukochanego zespołu, spotkaniu z wokalistką i gitarzystą w barze, a na końcu… Nocnej schadzce z jednym z nich… zdajesz sobie co się tam działo. Nie interesowało jej, że był od niej o wiele starszy. Podobno dużo imprezowała w tamtym czasie… no i zaszła w ciążę, a wcale tego nie chciała. Wiesz jak to jest. Zabawa na jedną noc. Jednak postanowiła urodzić. Z jakich powodów, nie wiem i nie chcę wiedzieć. W każdym razie ułożyła sobie życie na początku ze mną, potem z Alexem. Często przebywałam wtedy u dziadków i w sumie oni mnie wychowywali. I tak sobie żyłam do tej pamiętnej rozmowy w kuchni.

Urwałam.

- Potem co się wydarzyło, to nieistotne. A teraz jestem w pokoju z siostrzenicą najlepszego przyjaciela człowieka, który jest moim ojcem. – Zacisnęłam oczy i  zacisnęłam pięści na rąbku sukienki. – Nie wiem, dlaczego tak mnie się tym przejmuję. Nie chcę go poznawać ani w ogóle nic od niego nie chcę. Naprawdę! – krzyknęłam na koniec i znowu się rozpłakałam. Ale szybko się powstrzymałam, wycierając policzki. Przecież nie miałam przez to ryczeć! - A teraz wszyscy mają mnie za jakąś niedorozwiniętą dziewczynkę, która ze wszystkiego na świecie chciałaby jarać trawę do końca życia. Nie patrz tak na mnie, Nora. Wiem, że tak jest. - Pociągnęłam nosem. - Nawet teraz patrzysz na mnie z tą dziwną miną. 

- Wiesz co Demri. Może to zabrzmieć dziwnie, ale ja, osobiście, dziękuję Twojej mamie, że postanowiła się przespać z tym kolesiem. Bo tak naprawdę dzięki temu udało mi się poznać wspaniałą, niezwykle utalentowaną, uśmiechniętą osobę. A jaranie trawy do końca życia jest całkiem niezłą perspektywą - posłałam jej ciepły uśmiech i objęłam ramieniem. Nie przejmowałam się tym, że jest ode mnie z jakieś dwadzieścia centymetrów niższa i musi to przezabawnie wyglądać.

- Nie mów o tym nikomu. Szczególnie Meredith, proszę - szepnęłam, odrzucając włosy, które wpadały mi raz po raz do oczu. - A obiecałam sobie, że Jessy będzie jedyną osobą, która to wie. - Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem.

- No to będzie miał konkurencje - zaśmiałam się. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę Prince'ów i wyciągnęłam w stronę dziewczyny. Chyba po raz pierwszy w życiu zaproponowałam komuś papierosa. Demri obróciła w rękach fajkę i uśmiechnęła się. No tak. Norweżka pali duńskie papierosy, a czego się spodziewaliście? 

Ruszyłyśmy w stronę plaży. Obie z papierosami w ustach. Nie mówiłyśmy właściwie nic. Myślałam tylko nad tym co powiedziała mi Draven. W życiu nie podejrzewałabym jej o posiadanie tak...dziwnej...przeszłości. Tak naprawdę to nie mogłam jej nawet szczerze współczuć, bo nie miałam zielonego pojęcia jak to jest. Próbowałam postawić się na jej miejscu i za każdym razem nie potrafiłam sobie tego wyobrazić, a potem dochodziłam do wniosku, że chyba bym skończyła na Christianii sprzedając kolorowe naszyjniki dopóki nie wykończą mnie narkotyki. Albo...nie wiem. To przecież było tak surrealistyczne. Nie. Po prostu nie. Demri jednak była cholernie odważna, żeby przejść przez takie coś i jeszcze być normalnym. 


5 komentarzy:

  1. Norah, wiesz czego nie mogę się doczekać? Konfrontacji Isaaca z Waitsem xD To będzie jak rozmowa Starka z Thorem w Czasie Ultrona o tym, która z ich lasek jest lepsza XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "o tym, która z ich lasek jest lepsza" czy ty sugerujesz, że oni się pokłócą o Norę i Demri? Haha!
      Ja też się nie mogę doczekać. Myślę, że dojdzie do dużej ilości spięć na linii Australia-Kanada. To będzie normalnie dialog bloga!

      Usuń
    2. nie. Tony z Thorem się kłocili czy lepsza Pepper czy Jane, a z naszymi chłopami chodziło mi o takie same zderzenie testosteronu XD
      Też tak sądzę hahah tylko trzeba będzie sie postarać, żeby to porządnie zrobić.

      Usuń
  2. Nora, no tak kultowego fragmentu nie znać? Shame on you xD

    Tymczasem moje żądające przeszłości ego zostało zaspokojone. Od Sztokholmu strasznie mnie gryzło, co tak naprawdę działo się z Demri przez przyjazdem do LA. I oto mam odpowiedź. A przynajmniej jej fragment. ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej ja tylko powiedziałam, że wyobraziłam sobie chłopaków kłócących się o dziewczyny tak jak w Avengers.

      No to sie ciesz i wyczekuj kolejnych

      Usuń