Layout by Raion

wtorek, 7 kwietnia 2015

Demri Draven

Wtorek. Montaż muzyki od dziesiątej do jedenastej. Malarstwo. Trzynasta. Śpiew. Od piętnastej do szesnastej. Gra na gitarze od szesnastej do siedemnastej. Przewalałam się na łóżku, wpatrując się w harmonogram zajęć. Dzisiejszy dzień był naprawdę nimi naładowany. I bardzo dobrze! Nie mogłam się doczekać! Cholernie interesowały mnie rzeczy, które miałam ogarniać na montażu. Zresztą słyszałam, że profesor Burge nie jest zbyt sympatyczny, jednak w ogóle mnie to nie zraziło. Spojrzałam na zegarek. Ósma. Skopałam śliską pościel i wyskoczyłam z łóżka.

- Archie! Śniadanie! - wykrzyknęłam, szukając wzrokiem swojego pupila.

- Demri... Zamknij się z łaski swojej. Niektórzy chcą tu spać - rzuciła spod kołdry Meredith i skuliła się jeszcze bardziej. Ugryzłam się w język i aż do wyjścia z pokoju, poruszałam się na paluszkach. Wczoraj Pixie poopowiadała mi trochę o nowym chłopaku w Akademii. W sumie wycisnęłam z niej kilka informacji. Grał na perkusji, miał na imię Daniel, nie mówił za wiele i był przystojny. Mer nie powiedziała tego, ale lekki ledwo niedostrzegalny uśmiech na jej twarzy mówił sam za siebie. Musiałam go poznać! Moja grupa znanych mi ludzi zaczynała się powiększać. Jessy, Nora, Amy, Mer, Lauf i jeszcze na koniec Daniel. Ze współlokatorką Laufey widziałam się tylko raz i tylko pobieżnie. Więc nie mogłam powiedzieć, że ją znałam. Ah! I zapomniałam o Samie. To w sumie całkiem niezłe grono. Policzyłam ich wszystkich na palcach i proszę. Nie byłam znowu takim samotnikiem.

Z uśmiechem na ustach ogarnęłam się w łazience, poszłam na śniadanie, a potem wzięłam Archiego i wypuściłam go na plażę. Zwiał od razu w stronę mew, włóczących się po brzegu, a ja tymczasem pozwalałam, żeby woda obmywała mi stopy. Dół sukienki też zmókł, ale było tak ciepło, że na pewno szybko wyschnie. Przypomniał mi się poniedziałkowy, a więc wczorajszy wieczór. Razem z Norą szłyśmy do najbliższego baru na plaży. Reszta nie mogła, jednak akurat przyszedł Jessy. Chciałam go namówić na dołączenie, ale blondyn odmówił. Nie wiem, dlaczego, ale wydawało mi się, że jako jedyna z dziewczyn go lubiłam.

Kilka mew zaczęło krzyczeć, gdy próbowały uciec przed kotem. Uśmiechnęłam się szeroko, nucąc pod nosem Can't Find My Way Home. Miałam jeszcze godzinę do pierwszych zajęć, więc snułam się po plaży bez celu, gdy zauważyłam Laufey. Kucała z aparatem blisko brzegu i robiła zdjęcia. Podeszłam do niej, głośno krzycząc jej imię.

- O, cześć, Demri - powiedziała swoim śmiesznym twardym akcentem. Był jeszcze taki świeży. Nora starała się ukryć zaciągnięcia germańskiego języka i za każdym razem mnie to rozczulało. Laufey wręcz odwrotnie. Mówiła twardo, ale mimo tego jej głos działał na mnie kojąco. Nie miałam pojęcia, skąd brał się u mnie szacunek wobec tej dziewczyny, jednak naprawdę bardzo ją polubiłam.

- Dzień dobry! Co tam porabiasz? - zagadnęłam, trzymając ręce za plecami.

- Fotografuję morze - odparła Islandka. - A ty co tu robisz tak wcześnie?

- Wzięłam Archiego na spacer, a w dodatku niedługo mam zajęcia. Trochę się cykam, bo pierwszy jest montaż muzyki.

Fey, którą w myślach tak nazywałam, spojrzała na mnie z podniesionymi brwiami.

- Podobno profesor nie jest zbyt miły.

Czarna się roześmiała i rzuciła:

- Twój uśmiech raczej zmiękczy jego serce. Jak udało ci się to z Waitsem.

- Nie lubisz Jessy'ego? - spytałam, mrużąc oczy przed słońcem. Musiałam wyglądać naprawdę zabawnie. Fey prychnęła pod nosem, chociaż równie dobrze mogło to być kichnięcie lub jakieś islandzkie okazanie emocji.

- Nie znam go - odparła tylko. Chwilę postałyśmy w milczeniu, wpatrując się w kota, goniącego mewy, aż w końcu odchrząknęłam. Nosiłam w sobie od jakiegoś czasu tę prośbę. Czekałam w sumie na okazję, żeby ją wypowiedzieć i się nadarzyła. Trzeba było to wykorzystać.

- Fey - zaczęłam. - Mogłabyś mnie przewieźć swoim samochodem?

***

Szłam korytarzem z balim na ramieniu, tańcząc w rytm własnego Evil. Profesor Burge w ogóle nie przyszedł na zajęcia, a na malarstwie znowu byłam pół godziny. Jednak razem z panią Doną stworzyłam szkic naszej Akademii. Potem poszłam na miasto do sklepu, sama zjadłam sałatkę owocową, którą sobie przygotowałam i chwilę posiedziałam na plaży, szkicując. Nie spotkałam nikogo ze studentów. Dopiero na zajęciach zobaczyłam się z Norą i Amy. Śpiew zleciał mi raz dwa, chociaż kompletnie nie znałam melodii śpiewanych przez nas piosenek. Amy za to mnie zdziwiła i to miło. Potrafiła używać głosu. Nora tak samo. Ja trochę tam ponuciłam, bo większość zajęć przegadaliśmy z Ezrą, a nie naprawdę się uczyłyśmy. Teraz szłam do stołówki, gdzie kazał nam czekać pan White.

Gdy tak szłam, wpadłam nagle na Jessy'ego.

- Demri. Jak ty chodzisz, dziewczyno? - rzucił, podtrzymując mnie za ramiona. Zauważyłam, że trzymał coś w prawej ręce. Kartka, a na niej dużymi literami było napisane... O, kurdę! Uśmiechnęłam się szeroko do blondyna, żeby nie zauważył mojego szpiegowania.

- Sorka! - pisnęłam i szybko zostawiłam go na korytarzu. A więc nasz koleżka miał urodziny! Co prawda data pierwszego marca była dziesięć dni temu, jednak nie miałam zamiaru udawać, że nic nie wiedziałam. Skoro sam nie powiedział, że kończył połowę czterdziestki, musiałam zrobić to za niego. Wskoczyłam do windy, podśpiewując jakiś kawałek Kings of Leon i zjechałam na sam dół do stołówki. O, dziwo byli już tam wszyscy włącznie z profesorem. Z szacunku do niego nie wiedziałam jak go nazywać. 'Jack' nie. 'White' brzmiało chamsko. 'Profesor' było zbyt przesadzone. 'Sor'? Usiadłam w drugim rzędzie krzeseł, stojących przed małą sceną w stołówce. Nie widziałam jej! Była praktycznie w centrum podziemia, a w ogóle nie zwróciła mojej uwagi! Kolejne miłe zaskoczenie! Szturchnęłam Norę, siedzącą przede mną i uśmiechnęłam się do niej. Skinęła mi głową, odwzajemniając uśmiech.

- Dziś trochę poimprowizujemy - zaczął belfer. - Zgaduję, że każda z was trzymała gitarę. Sądzę, że będzie ciekawie, dowiedzieć się, co w was siedzi. Pokażcie, co potraficie.

Jack klasnął w dłonie i patrzył wymownie na naszą gromadkę. Oczekiwał, że zaczniemy działać. ‘Jeśli chcecie nauczyć się porządnie grać, musicie pokazać mi, że macie to coś’, powiedział na pierwszym spotkaniu. Odwrócił się i wskazał scenę, na której stało krzesło, mikrofon i oczywiście gitary. Akustyczna lub elektryczna. Żadnej innej. Dziewczyny szybko załapały, o co chodziło. Wstały i wskoczyły na scenę. Zagrały niesamowite kawałki. Amanda zajechała nawet Eruption Van Halenów. Reszta nie wiem, co grała, ale naprawdę było to godne uwagi. W końcu chętni się skończyli i zostałam tylko ja. Znowu ostatnia.

- Demri? Czemu nie wychodzisz? – rzuciła do mnie Nora, ale pan White wszystko zauważył i wstał, podchodząc do mnie.

- Co się stało? – spytał bez ogródek.

- Nie umiem grać. Gitarę miałam kilka razy w ręku – odpowiedziałam ze smutkiem w głosie. Taka była prawda. Coś tam brzdąkałam, ale zdecydowanie wolałam rysować, pisać, leżeć i na ziemi i słuchać muzyki, niż ją grać. Nawet Jessy stwierdził, że niepotrzebnie się zapisałam na te zajęcia. 'Wirtuozem to nie będziesz.', stwierdził, ale zbyłam go śmiechem. Musiałam popracować nad moim przyjacielem, bo nie wiem, skąd brało się u niego to negatywne nastawienie. - Boję się, że ogłuchniecie.

- Wóz albo przewóz – odpowiedział tylko Jack, po czym odwrócił się i usiadł, patrząc się wymownie to na mnie to na scenę. Świetnie. Nie znałam żadnej piosenki. A po występie dziewczyn mogłam jedynie podrapać się w tyłek. Westchnęłam, Nora poklepała mnie po ramieniu i posłała mi zachęcający uśmiech. Odetchnęłam głęboko. Demri! Weź się w garść! Jesteś jakimś waflem, żeby tak dramatyzować?!, krzyknęłam na siebie w myślach i w o wiele lepszym nastroju weszłam wolno na scenę. Usiadłam na krześle, nie tknęłam nawet gitary, tylko skierowałam mikrofon w dół. Odchrząknęłam, machając publiczności.

- Wiem, że to klasyka i przerwijcie mi, jeśli będę kaleczyć.

Jack poprawił się na krześle, a ja zaczęłam śpiewać:

- Don't you mind people grinning in your face. Don't you mind people grinning in your face. There's one thing to bear in mind. A true friend is hard to find.

Klaskałam w rytm ukochanego utworu. Wczułam się i śpiewałam do samego końca. Wiedziałam, że nie byłam jakimś mistrzem, ale poziom zero na bank osiągnęłam w swoim śpiewie! Niezbyt mnie obchodziło, czy wyglądałam jak totalny banan, udając legendę bluesa, bo w tej chwili byłam Sun House'm. Ale cieszyłam się, że nie było tu Jessy'ego. Pewnie uraczyłby mnie pokrzepiającym komentarzem. Myśląc o tym, uśmiechnęłam się do siebie. Gdy skończyłam, zorientowałam się, że panowała cisza. Zaczęła mnie swędzieć kostka, więc schyliłam się, żeby się podrapać, gdy usłyszałam jak ktoś wstaje z krzesła i podniosłam wzrok. Pan White stał naprzeciwko mnie, po czym nie odwracając ode mnie wzroku, rzucił:

- Koniec zajęć!

Dziewczyny poderwały się z miejsc i ze śmiechem uciekły do windy. Zeszłam ze sceny i podążyłam za nimi. Jednak nie było mi to dane.

- Demri. Ty nie.

Zatrzymałam się w pół kroku i podeszłam wolno do profesora, nie mając pojęcia, czego się spodziewać. Pokazał mi miejsce koło siebie, sam przestawił krzesło naprzeciwko i usiadł, wpatrując się we mnie uważnie. Po chwili mruknął:

- Zrobiłaś to specjalnie?

- Ale co, proszę pana?

- Kiedy miałem osiemnaście lat ktoś puścił mi Son House’a. To było niesamowite. Jeden człowiek przeciwko całemu światu. W jednej piosence. Inspirował mnie na tysiąc sposobów, chociaż tylko śpiewał i klaskał. To była właśnie ta piosenka.

- Nie wiedziałam… - odparłam, próbując nie wybuchnąć śmiechem. Znowu Demri wyszła na psychofankę.

- Jak bardzo interesujesz się blues'em?

- To mój ulubiony gatunek muzyki - rzuciłam, podskakując na krześle.

- Chodzisz na śpiew?

- Tak. Na razie były tylko dwie godziny zajęć, ale…

- Dobrze. Od dzisiaj chcę cię widzieć u mnie co najmniej cztery razy w tygodniu na zajęciach indywidualnych. Dasz radę?

- Mogę przychodzić nawet codziennie! – wykrztusiłam podniecona i uśmiechnęłam się szeroko.

- Uważaj. Nie lubię przydupasów. A teraz zmykaj.

Uciekłam, a właściwie wyleciałam jak na skrzydłach. Brakowało mi tylko śpiewających aniołków i pięknego promienia słońca, oświetlającego moje wyjście na dwór. Byłam pewna, że Jack mocno przesadzał z moim talentem i naprawdę mnie to bawiło, ale równocześnie miło połechtało dravenowe ego. 

- Salutujcie mi śmiertelnicy! - krzyknęłam do jakichś przechodniów, którzy spojrzeli na mnie jak na wariatkę i szybko odeszli. A ja ciągle płynęłam przed siebie. Nawet nie zauważyłam, że zrobiłam kółko, wracając na teren Akademii, gdzie hasałam po brzegu plaży. Zaszłam już naprawdę daleko od uczelni, gdy spotkałam Sama. 

- Co taka zadowolona? - spytał zaraz po przywitaniu.

- Sam - odparłam, łapiąc go po rękę. - Musimy zakupić jakiś alkohol dla uczczenia tej chwili! - zarządziłam, wznosząc prawą dłoń ku niebu. - Myślisz, że czerwone Porto będzie pasowało? O! Kupimy od razu dwie butelki! Jessy'emu na pewno spodoba się taki prezent urodzinowy! - krzyczałam przeszczęśliwa. - Zaszaleim! 


<Norah, pewnie teraz Ty wstawisz |iii]; )">

5 komentarzy:

  1. Boże…Perry…aghhhh… Gdy już zaczynam popadać w przekonanie, że może moje rozdziały nie są takie złe przychodzi rozdział Demri i buch wszystko szlag trafia. Ale serio… <3 Świetny! I ty mi tutaj mówisz, że Nora jest pozytywną postacią?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, weź przestań, bo się w sobie zamknę haha ;D Demri jest po prostu prosta do opisania. Wieczna optymistka, więc idzie mi to raz dwa. A Twoje rozdziały są świetne! Jak coś walniesz, to potem siedzę i myślę 'Mogłam to napisać' haha Nora JEST pozytywną postacią, moja droga. Dziękuję za komplement i czekam na Twój. I reszty, jeśli reszta wciąż żyje!

      Usuń
  2. "Fey prychnęła pod nosem, chociaż równie dobrze mogło to być kichnięcie lub jakieś islandzkie okazanie emocji."
    Chapeau bas! Padam do nóżek! <3

    "Jesteś jakimś waflem, żeby tak dramatyzować?!"
    Kocham ten tekst! xD Jeżeli Demri kiedykolwiek powie to na głos, to niech spodziewa się prezentu w postaci koszulki z wielkim napisem "JESTEM WAFLEM" xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Islandzkie okazanie emocji. Polecanko. Wyobrazilam to sobie i to było epickie, wierz mi ;D Dobra! To czekamy na okazyję i wbijamy z tekstem o waflach!

      Usuń
    2. Mnie za to urzekło opis jak to Nora skrywa swój akcent <3

      Usuń