Layout by Raion

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Daniel S. Briggs

Toczyłem się w drodze powrotnej do Akademii. Pojęcia nie mam jak to się stało, że tak zabalowałem. To chyba wina tej kelnerki, z która przegadałem praktycznie całą noc. Dowiedziałem się paru naprawdę ciekawych rzeczy. Na przykład dziś miała dzień wolny. Jednak jako że znałem siebie lepiej niż ona, wiedziałem, że nie przyjdę. Fajnie było, ale jak się obudzę, to nie będę jej po prostu pamiętał. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Przypomniała mi się Denice. Tak napaliła się jak spytałem, czy nie pójdzie ze mną do kina. Akurat wchodziła piątka Szybkich i Wściekłych. Tylko wtedy sam byłem fast and furious, gdy zaiwaniłem samochód naszego szkolnego mięśniaka i do tego kapitana drużyny futbolowej. Wylądowałem w areszcie, a Denice kompletnie wypadła mi z głowy. Była tak zrozpaczona, że zaprosiłem ją (w sumie pod presją mamy) na imprezę naszej paczki z okazji zakończenia szkoły. To też zresztą nie skończyło się dla niej najlepiej. Gdy przyszła do domu Matta, byliśmy tak narąbani, że nie mogliśmy utrzymać równowagi. Wszyscy byliśmy jeszcze w tych śmiesznych togach. Gdy Matthew zarzygał jej buty, z płaczem wybiegła na zewnątrz. Zrobiło mi się tak głupio, że poszedłem za nią. Oczywiście nie bez potykania się. Z piwem w ręce wyczłapałem się z domu i zatrzymałem ją. Tylko że ta zdzieliła mnie z plaskacza i odeszła zalana łzami. Stałem przez chwilę niewzruszony i pijany odprowadzałem ją wzrokiem. Matt, Bobby, Mike i reszta przypatrywała się temu przez drzwi, jednak w pewnym momencie odwróciłem się do nich, wykrzyknąłem ‘Fandango!’ i padłem.

Uśmiechnąłem się do siebie. To były czasy.

W sumie byłem ciekaw, która była godzina. Jedenasta. Czyli czekało mnie porządne spanie przed zajęciami. Albo miałem ochotę je po prostu ominąć. Nie trzymałem planu w głowie, więc może już przegapiłem, chociaż cholera to wie. Byłem zmęczony. Mimo, że nie miałem ze sobą pieniędzy, wypiłem co najmniej cztery piwa. Takie rzeczy tylko gdy jesteś Danielem S. Briggsem. W sumie napiłby się więcej, ale moja nowa znajoma oznajmiła, że więcej nie może mi postawić. Jednak zostałem tam tak długo. Przespałem się na barze, potem koło piątej jakiś gostek mnie obudził, więc przeczłapałem się na jakiś leżak na plaży. I proszę. Tak mi zleciała nocka. Widziałem już budynki Akademii i po pięciu minutach byłem na parkingu. Jakiś śmiesznie ubrany koleś w okularach latał i cykał foty wszystkiemu, co napotkał. Zapaliłem jeszcze przed wejściem. Nikt się nie uczepił. Bo nikogo nie było. Poprawiłem ciemne okulary na nosie i wszedłem. Skierowałem się w stronę windy. Na schody nie miałem siły. Były zdecydowanie za dużym wyzwaniem. Kliknąłem trzecie piętro i oparłem się o ścianę, która była lustrem. Po co komu lustro w windzie? Zatrzymałem się jednak na drugim piętrze. Drzwi się rozsunęły, a do środka wszedł jakiś typ wyglądający na kopniętego artystę. W milczeniu pojechał ze mną wyżej. Wysiadłem, a on został. Jeszcze przed walnięciem się do wyra, musiałem iść do kibelka. Pchnąłem barkiem drzwi, a tam czekał mnie naprawdę dziwny widok. Piątka dziewczyn stała przy umywalkach i myła zęby. Nie zauważyły, że wszedłem, bo było tam głośniej niż na targu. Spojrzałem na drzwi jeszcze raz. Nic tylko napis ‘Toaleta’. Wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej za kolejne drzwi, gdzie były łazienki. Po chwili wróciłem i stanąłem przy wolnej umywalce. Nie zdjąłem okularów. Podkrążone oczy raczej nie były wskazane w tamtym momencie. Gdy dziewczyny zauważyły, że w łazience był ktoś jeszcze, zamarły, wpatrując się we mnie. Nie miałem siły nawet ich ogarniać, więc umyłem ręce i wyszedłem.

Pokój. Gdzie mój pokój? W końcu. Pusto. Brak Waitsa. I dobrze. Walnąłem się twarzą na łóżku. Wcześniej zdjąłem tylko okulary.

 ***

Nie wiem co było w tym papierosie, ale mną zakręciło. Przespałem zajęcia. A przynajmniej pierwszą połowę. Było za pięć szósta, a dokładnie o okrągłej godzinie zaczynała sekcja rockowa. Cholera wie, gdzie to jest. W każdym razie musiałem się przetransportować do budynku obok. Wszedłem i od razu powitała mnie czarna kobieta.

- Dzień dobry – zaświergotała.

- Witam. Nie wie pani, gdzie są zajęcia z sekcji rockowej?

- Sala jest na samym końcu korytarza. Jest tabliczka – odpowiedziała z szerokim uśmiechem. Mruknąłem w podziękowaniu i poszedłem we wskazanym kierunku. Stało tam już parę osób. A właściwie dwie dziewczyny. Nie, no był tam jeszcze jakiś koleś, który śmiał się na cały głos i mocował z zamkiem. Profesorek?

- I wtedy spadł mi hi-hat! – wykrzyknął, a dwie dziewczyny zaśmiały się. Jedna głośniej, druga ciszej, ale to musiała być historia życia w takim razie. Odetchnąłem głęboko. Zapowiadały się ciekawe zajęcia. Własnie wchodzili do sali i zanim drzwi się zamknęły, wślizgnąłem się do środka. – Dobra. W takim razie siadajcie, gdzie chcecie.

Gwizdnąłem, widząc te wszystkie cacuszka. Oczywiście cała trójka podskoczyła, zdając sobie sprawę, że była tam jeszcze jedna osoba. Suprajs, madafaka. Zignorowałem ich i patrzyłem na te wszystkie perkusje, gitary, basy, nawet był fortepian i pełno innych instrumentów, które nie dane mi było obadać. A właściwie jeszcze nie. Koleżka, którego imienia nie znałem, ale wiedziałem, że gra w Muse, uśmiechnął się do mnie szeroko. Odpowiedziała mu moja obojętna twarz.

- Dan, prawda? – rzucił, wyciągając rękę. Potrząsnąłem ją i mruknąłem:

- Wolę Daniel.

- Świetnie, Dan! Siadajcie!

Podniosłem oczy ku niebu. Chyba kolega zbyt się ekscytował. Jednak posłuchałem jego rady i usiadłem za ustawionej na podwyższeniu najbliższej biurka perkusją. Dziewczyny usadowiły się na krzesłach zaraz przed stopą. Podczas gdy profesor się przedstawiał, oglądałem sobie cały zestaw perkusyjny, za którym siedziałem. Bujałem się na stołku w prawo i w lewo, badając werbel, ride’y, kocioł i całą resztę. Był to naprawdę genialny i drogi instrument. A co za tym idzie porządny.

- No, to może powiecie kim się inspirujecie i na czym gracie? Dan, jako jedyny chłopak zaczynasz.

Poprawiłem się na siedzonku.

- Keith Richards, Alice Cooper, Bob Dylan, Neil Young, Jimmy Page, Andy Wood, Geddy Lee. No i Eddie Van Halen. Głównie gitara i perkusja.

- Dobrze mieć perkusistę w grupie! – roześmiał się typek, jakbym powiedział wyjątkowo dobry żart. Zapalił się na to, że pogrywałem na perce i poprosił o jakiś kawałek. Pomachałem trochę pałeczkami w palcach, aż w końcu zdecydowałem się na Born to Raise Hell. Charakterystyczne brzmienie i zdecydowanie nie przesadzone. Jedna z dziewczyn po chwili podskoczyła, podeszła do gitary i zaczęła grać. Puściłem jej oczko, ale ta tylko zarzuciła włosy na twarz i mnie zlała. Trochę rozjechaliśmy się rytmicznie, poimprowizowaliśmy, ale trzy minuty wygraliśmy wspólnie. Szybko zleciała mi ta godzina zajęć, bo wyszedłem w połowie. Ciągle miałem kaca, a  głośne granie tylko mnie dobiło. Wytłumaczyłem się bólem głowy. Perkusista Muse puścił mnie bez większych problemów. Mimo tego naprawdę spodobało mi się to granie. Laska wymiatała na gitarze i możliwe, że mogliśmy założyć jakiś zespół. Razem z moim wyjazdem stary band z Alice się rozpadł. Nigdy nie widziałem lepszej gitarzystki od mojej siostry.

Wspominając dom, wyszedłem na plażę. Nie byłem fanem sandałów i nigdy ich nie nosiłem. Czy to zima czy lato moje skórzane buciory były akurat. Szurałem nogami po piasku, zastanawiając się, czy nie powinienem ogarnąć swojego planu zajęć, gdy zauważyłem wysokiego blondyna na brzegu i dreptającą za nim czarnulkę. Wyglądało jakby chłopak chciał ją zgubić, ale nie udawało mu się to zbytnio. Nie zauważyli mnie i gdy podszedłem bliżej, usłyszałem tylko:

- Odczep się! Nigdzie z wami nie idę! To są wasze babskie wieczory, a mnie zostawcie w spokoju!

I koleżka odszedł dalej, zostawiając ubraną w zwiewną sukienkę dziewczynę. Ta chwilę postała w miejscu, po czym w podskokach oddaliła się w stronę leżaków, na których siedziała jakaś blondynka z telefonem. Walnąłem się na piasku w bezpiecznej odległości od dziewczyn, po czym odpaliłem papierosa. Słońce powoli zachodziło, a ja siedziałem niedaleko od moich koleżanek z uczelni. Ładny dzień nam nastał, jednak byłem zbyt zmęczony, żeby go docenić. I nie miałem tylu sił, żeby zaczynać wdawać się z kimś w dyskusję. Nie. To zdecydowanie nie był mój dzień. 


<Nie poszalałam z akcją ani z długością, ale kompletnie nie mam pomysłu na dziś. Oddaję głos do studia>

1 komentarz:

  1. Ja nie wiem co ty mówiłaś, że ci nie wyszedł. Kochana jest super. Serio <3 I kolejna ciekawa postać…jak zwykle.

    OdpowiedzUsuń