Layout by Raion

czwartek, 2 kwietnia 2015

Amanda Fiennes

Ponieważ pierwsze zajęcia ze śpiewu miałam dopiero od piętnastej, mogłam spokojnie cieszyć się wolnym dniem. Po śniadaniu postanowiłam przejść się na miasto, aby spokojnie pozwiedzać zakątki Los Angeles. Korciło mnie, aby odwiedzić Hollywood Walk of Fame, było to stosunkowo blisko Akademii, ale może innym razem. Po raz pierwszy odkąd tu przybyłam, nie kisiłam się w skórzanej kurtce, pokazując jak bardzo bliski jest mi "ostry styl", o ile można go tak nazwać. Nigdy nie interesował mnie modeling, ani ubiór. Jednakże to zmieniło się, gdy osiadłam na stałe w Nowym Jorku, wtedy zrozumiałam, że ludzie kochają dwa typy osób: Fajnych i Modnie ubranych (Bogaci, to zupełnie inna liga). Samo słowo "fajny" oznacza tyle co towarzyski, rozgadany. Szybko stało się jasne, że zaliczam się do tej pierwej grupy, powstała kwestia wyglądu. Cała rodzina mówiła, jaka to jestem podobna do ojca, a po mamie miałam tylko oczy. Jeśli chodzi o styl ubierania się...pewnie sześć lat temu w życiu nie dałabym się namówić na sukienkę. Dziś było inaczej i pomimo, że nie wkładam takich kreacji, gdy nie muszę to lubię czuć się kobieco. Miałam na sobie żółte spodenki, zwiewną koszulę wciągniętą w spodnie. Do tego miętowe Vansy i złoty zegarek na nadgarstku. Nie obyłoby się także bez małej torebki.

Wchodziłam właśnie do niewielkiej kawiarni, urządzonej w nowoczesnym stylu. Z głośników wydobywała się piosenka Olly Murs ft. Demi Lovato – Up. Ostatnio zaczęły mi się podobać piosenki z optymistyczną melodią. Uważam, że taki klimat idealnie oddaje Los Angeles, jakie chce poznać. W kawiarni o tej porze nie było zbyt wiele osób. Większość to młodzież, albo studenci przy porannej kawie, przed zajęciami. Podeszłam do blatu, gdzie stał młody chłopak, na oko po dwudziestce z brązowymi włosami zaczesanymi do tyłu. Uśmiechnął się do mnie delikatnie, a w kącikach ust utworzyły się drobne zmarszczki. Miałam do tego słabość. Usiadłam na stołku i zaczęłam śledzić kartę zawieszoną nad barem. W końcu zdecydowałam się na karmelową latte, bez cukru. Barista przygotowując ją, od czasu do czasu zerkał w moją stronę. 

- Nie spotkaliśmy się wcześniej? – zapytał.

- Nie sądzę – odparłam tak, aby dało radę usłyszeć mój brytyjski akcent. Chłopak chwilę na mnie popatrzył i w końcu jego niebieskie oczy rozbłysły, jakby dokonał wiekopomnego odkrycia. 

- Amanda Fiennes! – wykrzyknął moje imię, jakby spotkał jakąś celebrytkę. Nigdy nie uważałam się za kogoś znanego. Ba! Gdyby nie nazwisko wuja, w ogóle nikt  by nie pomyślał, że jesteśmy spokrewnieni. W odpowiedzi jedynie skinęłam głową i chrząknęłam – Byłaś ze swoim wujkiem w telewizji śniadaniowej, gdy do kin wchodziła ostatnia część Harry'ego Pottera. Mówiliście wtedy o waszych relacjach i planach na przyszłość. Potem byliście razem w jakiejś sesji, którą uwielbia moja siostra. No i byłaś na ostatnich Oscarach, chciałbym złożyć gratulacje za Grand Budapest Hotel, był świetny. 

Zaskoczyła mnie spostrzegawczość baristy. Zawsze stałam w cieniu wuja, podobnie jak kuzyn Hero, a przecież też miał swoje pięć minut w sadze Pottera. Nie mniej jednak zrobiło mi się miło, ale z drugiej strony nie wiedziałam co odpowiedzieć. Odważyłam się trochę zboczyć z kursu:

- Skąd tyle wiesz?

- Mieszkam z trzema babami – odparł ze śmiechem – Jedna to Potterhead, musiała obejrzeć wszystkie wywiady. Druga interesuje się modą, więc w domu tylko walają się magazyny, nie chce nawet słyszeć o wyrzuceniu starszych numerów. Powiem ci, że bardzo polubiła waszą sesję, a w szczególności zdjęcie, gdzie z założonymi rękoma patrzycie na siebie i staracie się nie roześmiać.

- Też lubię to zdjęcie – przyznałam miłym tonem, co z resztą było prawdą. Miałam je nawet jako tapetę na telefonie. Dziwnie było spotkać osobę, która wiedziała kim jestem i na dodatek była podekscytowana. Przez chwilę zastanowiłam się, jak by zareagował, gdybym przyszła z wujem i kuzynem na kawę – A trzecia siostra?

- Mama – poprawił chłopak – Jest maniaczką kina. Oczywiście oglądała Oscary. Ją Grand Budapest Hotel, nie urzekł. Uznała, że to film o niczym.

- Też tak z początku myślałam. Obejrzałam go tylko dla wuja, ale szczerze powiedziawszy, nie żałuję. 

Rozmawialiśmy tak dobre kilka minut, aż w końcu postawił zamówioną wcześniej kawę. O niczym konkretnym nie zamienialiśmy słowa, przede wszystkim chciał mnie poznać, więc w miarę zwięźle przedstawiłam mu moje zainteresowania. Zgodziłam się nawet na zdjęcie dla jego sióstr, co było całkiem zabawne, bo nigdy nie robiłam sobie sama zdjęć. Miejmy nadzieję, że nigdy już nie będę musiała. Nie dość, że chłopak towarzyski, to jeszcze robił przepyszną kawę, o wiele lepszą i tańszą niż w Starbucksie. 

Gdy doszłam do Akademii, wyrzuciłam pusty kubeczek do kosza. Kawiarnia nie tylko była tania, serwowała miłą obsługę i kawę, za którą można zabić, ale jeszcze jednym atutem było umieszczanie tekstów na papierowych kubeczkach. Były one proste, brązowy kolor i granatowy napis w złotym kole. Akurat trafiło mi się: "Tańcz i szalej, do stracenia nic". Wskakiwałam na co drugi stopień, aż trafiłam do klasy, gdzie miały się odbywać zajęcia ze śpiewu. George Ezra, już tam czekał razem z Demri. Nie było jeszcze Nory. 

- Spóźniłam się? – zapytałam, a Ezra spojrzał na zegar na ścianie. 

- Wręcz przeciwnie, jesteś na czas – uśmiechnął się w moją stronę i wskazał miejsce na wykładzinie. Klasa do śpiewu wyłożona była miękką wykładziną, znajdowały się tam białe ławki i tablica po której pisało się markerem. Na ścianach zawieszone były gitary. Ucieszyłam się z ich obecności, ponieważ nie za bardzo lubię śpiewać na sucho, zawsze muszę mieć akompaniament instrumentu. 

W oczekiwaniu na Norę, rozmawialiśmy z profesorem. George chciał poznać nasze zainteresowania muzyczne i przede wszystkim jak oceniamy sami swoje zdolności. Przyznałam się, nigdy nie uczęszczałam na żadne lekcje śpiewu, robiłam to bardziej dla siebie i nigdy nie dawałam występu, przed publicznością, więc mogę się denerwować. Akurat wtedy wpadła Nora. 

- Nora Ylvisaker! Spóźnienie – odezwał się blondyn w stronę dziewczyny, ale coś czułam, że tego nie zrobi. Wydawał się zbyt sympatyczny i wyluzowany. 

- Gadałam z moim chłopakiem, przepraszam – odpowiedziała Norweżka i zajęła miejsce obok Demri.

- To co chcecie zaśpiewać? Panna Ylvisaker z pewnością coś romantycznego. 

- Ale pan uszczypliwy – przyznałam z uśmiechem, a Ezra skupił wzrok na mnie – To poczekaj na lekcje z Dominiciem Howardem. Dopiero da ci popalić. 

- Nie sądzę, oboje gramy na perkusji, myślę, że się dogadamy – odparłam, a nauczyciel wskazał gestem na salę.

- W takim razie, zaprezentuj swoje zdolności wokalne

- Tak na środku? – lekko się przeraziłam.

- Czasem trzeba pokonać swoje lęki – puścił oczko w moją stronę. Wzięłam głęboki oddech i wstałam z miejsca, po czym powędrowałam przed trójkę zgromadzonych osób. Przez chwilę myślałam, co zaśpiewać, a w jednej chwili blondyn przerwał – Tylko nie dawaj Death metalu na sam początek. Chcę, żebyście wyszły stąd żywe.

- Zabawne – odparłam z sarkazmem, ale nie obraziłam się. Wręcz przeciwnie, Ezra zrobił na mnie dobre wrażenie. Zorientowałam się, że nie mogę użyczyć instrumentu. Szkoda. Do mojej głowy wpadła tylko piosenka Evanescence – Lost In Paradise. Znałam ją bardzo dobrze, bo nieraz grywałam Lost In Paradise w domu, przy pianinie, kiedy nikogo nie było. Zdecydowałam się na zaśpiewanie pierwszej zwrotki i nieco mocniejszego refrenu, aby pokazać, że potrafię operować kilkoma barwami głosu, to powinno wystarczyć. Niestety, lub stety Ezra nie przerywał mojego występu, aż do końca piosenki. Gdy skończyłam, zapadła głucha cisza.

- Powiedzcie coś, bo się stresuje. To było straszne – podrapałam się w tył głowy, czekając na reakcję. 

- Wcale nie – zaprotestowała Demri – Podobało mi się, a w szczególności przejście do tego spokojnego końca. 

- Dziękuję, nigdy nie śpiewałam dla nikogo – przyznałam z uśmiechem.

- Amy Lee, byłaby z ciebie dumna – odezwał się zadowolony profesor - Nie przerywałem ci występu, bo widziałem jak bardzo się wczułaś. Dużo osób nie wie, o czym śpiewa, ale ty się do nich nie zaliczasz. Możesz być z siebie dumna. 

W moich oczach pojawiły się łzy, ale szybko ogarnęłam emocje i zajęłam miejsce. 

- To teraz, żeby pocieszyć Amandę, zaśpiewajmy coś razem – mówiąc to chwycił za gitarę akustyczną i usiadł przy nas na krześle – Co powiecie na OneRepublic, Love Runs Out. Niestety musicie się na to zgodzić, bo nic innego do wyboru nie ma.

Zaśmiałyśmy się z dziewczynami, a Ezra rozdał nam wydrukowane teksty piosenki. Zaczęła Demri, jako, że jeszcze nie śpiewała, potem Nora i ja. Refren zaśpiewaliśmy wszyscy razem, a nauczyciel grał rytmicznie na gitarze. 


< Kurde w Wordzie wyszło tego więcej xD Nie mniej jednak, na sekcję rockową postaram się napisać jutro. A co tam, zaszaleję. Muszę powiedzieć, że wena mnie bierze :) >



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz