Layout by Raion

środa, 18 marca 2015

Nora Ylvisaker Segement 2

Znacie ten moment kiedy chcecie komuś kogoś przedstawić i w tym momencie zdajecie sobie sprawę z  tego, że tak naprawdę sami nie znacie dosyć dokładnie tej osoby? Ja tak miałam z Jessym. Wiedziałam jak ma na imię, skąd pochodzi (no znaczy wiedziałam, że z Kanady), na czym gra, na jakie zajęcia chodzi i pod którym numerem mieszka. Mimo to gdy przedstawiałam go Amandzie, uświadomiłam sobie, że 

a) nie wiem, ile on ma lat;

b) nie znam jego nazwiska. 

Już wszyscy raczej znali moje, a to, że nikt nie potrafił go powtórzyć - szczególnie przez te głupie dźwięki "ae", których nie wypowiesz dopóki nie masz skandynawskich korzeni - to zupełnie inna sprawa.

Zapadła więc ta dziwna, niezręczna cisza, gdy usiłowałam wykombinować jak Jessy ma na nazwisko. I wtedy on nonszalancko mruknął "Waits". Waits, do cholery! Wiem, wiem, wiem. To tak jakby myśleć, że każdy pan lub pani Smith na świecie to syn, córka, kuzyn czy inny krewniak Sama Smitha, ale tutaj to był Ten Waits. Wyobraźcie sobie teraz taką sytuację: Dzwonicie do brata i mówicie:

- Hej, słuchaj. Nie uwierzysz. Potrącił mnie na korytarzu członek rodziny Toma Waitsa i co więcej razem będziemy grać w sekcji jazzowej!

Rzeczywiście. Nie uwierzą. Moje Ylvisaker, nawet Finnes Amy nie znaczyło nic w porównaniu z tożsamością istnej legendy bluesowej. No więc jak mogłabym przepuścić taką okazję i nie wypytać Jessy'ego o najdrobniejsze szczegóły z życia krewnego. Mój tata byłby chyba oszalał ze szczęścia, gdyby był na moim miejscu. Praktycznie rosłam w rytm Little drop of poison i Innocent when you sleep. Mimo mojej ekscytacji - co akurat nigdy nie jest trudne, a w tym przypadku tym bardziej - chłopak odpowiadał zdawkowo, że to jego wujek i gdy Demri go podsiadła, posłał w jej stronę piorunujące spojrzenie. No okej… Pewnie trochę przegięłam, zgodzę się. Zlitował się nad biedną Norą Ylvisaker, żeby przywlec się do sąsiedniego pokoju, a ja go jeszcze zamęczałam pytaniami o jego prywatne sprawy. Pogadam z nim później. W końcu mamy cały rok, pomyślałam wreszcie i wróciłam na sofę. Klapnęłam obok Amandy. Rozmowa nie kleiła się jakoś wspaniale. No tak… W końcu dopiero się poznaliśmy. I jakoś tak wyszło, że opowiadałam o Norwegii. Uczyłam ich wypowiadać moje nazwisko.

- Ilwis… I teraz składacie usta jak do a, ale mówicie e…ker… - usiłowałam tłumaczyć, z mieszanym skutkiem co prawda, ale może przynajmniej zapamiętają. - Prawie jak Elvis tylko I na początku, a druga część jak haker tylko, że bez h… Jeśli jakoś to wam pomoże - zaśmiałam się.

- A Twój chłopak… Jak on się nazywał? - spytała Demri, wyciągając się na łóżku Amandy.

- Stale - wypaliłam - Przez takie samo a z kropeczkami jak Ylvisaker. Ale tu akurat jest łatwo. Wystarczy powiedzieć "star lay" z brytyjskim akcentem - rzuciłam spojrzenie Amy, a ona mi się odwzajemniła - i mniej więcej jest - zakończyłam triumfująco. Potem zeszło na naszą genologię.
Jedną z rzeczy, którą kochałam w tej Akademii było to, że nie tylko uczyły nas sławy, ale w życiu codziennym towarzyszyli ci członkowie rodziny światowych sław. Chrześniaczka Ralpha Finnesa, bratanek Toma Waitsa, córka Stevena Tylera… A to tylko początek. Kto będzie następny? Brat cholernego Micheala Jacksona?

Nadszedł ten niezręczny moment, kiedy wszystkim się kończą pomysły i zaległa cisza. Każdy wyszukiwał jakiś normalny i luzacki temat do rozpoczęcia. Przerwał Jessy swoim nonszalanckim tonem.

- Będziemy coś pić? - zapytał bez większego zainteresowania.

- Nie no, jasne. Otwieramy szampana teraz czy czekamy na współlokatorkę Demri? - spytałam zmieszana, otwierając lodówkę. Wszyscy wzruszyli ramionami, wobec tego stwierdziłam, że chyba możemy otworzyć w tej chwili.

- Trzy… Dwa… Jeden… I... - Pokój wypełnił się krzykami, a ja wystrzeliłam korkiem. Jak zwykle napój zaczął się pienić, więc goście zaczęli podstawiać szklanki pod butelkę, aby zbytnio nie rozlać na podłogę.

- Jak jest po norwesku na zdrowie? - zapytała Amanda, obdarzając mnie uśmiechem.

- Skal - odpowiedziałam. Stuknęliśmy się, więc wszyscy kieliszkami z łamanym okrzykiem "Skal" na ustach.

I w tym momencie otworzyły się drzwi. Wszyscy spodziewali się, że to będzie Merylou czy jak tam ma na imię dziewczyna z pokoju Demri, jednak okazał się to ktoś kompletnie inny. Geroge Ezra - nauczyciel śpiewu stanął w progu.

- Nora Ylvisaker urządza domówkę, a mi nic o tym nie wiadomo - zaśmiał się i omiótł wzrokiem zebranych.

- On nie jest nauczycielem? - zapytała Amy ze zdziwieniem

- Owszem jestem. Nauczam śpiewu. Geroge Ezra - przedstawił się jak gdyby nigdy nic.

- Spoko - klepnęłam Brytyjkę po ramieniu. - On jest serio w porządku - zaśmiałam się. Tymczasem blondyn oznajmił, że zostawia nas samych i żebyśmy nie przesadzili z procentami, bo jutro stawiamy się u niego na lekcji i dobrze by było, gdybyśmy umieli odróżnić dźwięki. Super. A już myślałam, że zajęć nie będzie. Wypowiadając to ostatnie, posłał mi spojrzenie mówiące "Szczególnie ty, Nora". Dobrze wiedziałam, o co mu chodziło. Przyznaję się, omijałam zajęcia… Dość często. Z reguły na rzecz imprez lub tego, że miałam kaca giganta. Ewentualnie jeszcze przychodziłam w okularach przeciwsłonecznych i drażnił mnie każdy dźwięk wyższy od sol. Wtedy Geroge (zresztą nie tylko on) odprawiał mnie do pokoju z nakazem aspiryny i nie imprezowania tak dużo, bo jeszcze "Stale się dowie" jak to ujął.



<No to ja już swoje napisałam teraz ktoś inny> 

2 komentarze:

  1. Pewnie zaraz odezwie się Demri jak znam siebie, ale mam uwagę. Jessy to bratanek Waitsa. Nw czy Nora specjalnie to przekręca czy po prostu nieuwaga ;D

    OdpowiedzUsuń