Layout by Raion

niedziela, 10 maja 2015

Nora Ylvisaker

Macie czasem to uczucie, że chce być po prostu sami? Wiem. Nie pasuje to do mnie, ale uwierzcie - każdy może mieć chwilę załamania. U Briggsa było super, więc sama tak naprawdę nie wiem, skąd ta dziwna zmiana nastroju. Może dlatego, że było za super? Tak super, że aż mi się przypomniał Elijah. A co za tym idzie stare, dobre, kochane Oslo. Uwielbiam Los Angeles, ale to nie znaczy, że to mój dom. I choć jest drogo, zimno, deszczowo i nudno, to jednak Norwegia to moja ojczyzna. I choćbym nie wiadomo jak kochała Stany czy Nową Zelandię, to nie wyobrażam sobie oddawania mojego obywatelstwa, czy coś w tym stylu. W każdym razie wyjrzałam przez okno. Pada. Dziewczyno, jesteś z Bergen - powinnaś się przyzwyczaić! Sprawdziłam telefon. Żadnych znaków życia. Wszyscy są zajęci. Stale, Sven, Vegard, Bard, Finn, Christie, a nawet Elijah czy Lykke. Zresztą w Akademii też wszyscy coś robili. 

I złapała mnie jakaś melancholia. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu nagle poczułam się okropnie samotna. Jezus Maria, Nora, bez przesady. Przecież tak było milion razy i nie zwracałaś na to uwagi, a teraz o nagle wielkie coś. Narzuciłam na siebie wełniany sweter w Skandynawskie wzory, który zrobiła dla mnie babcia jeszcze przed śmiercią. Nie był to może najładniejszy sweter, a poza tym gryzł, ale był ciepły i w końcu miałam do niego sentyment. Złapałam przenośny głośnik i chciałam pójść do jakiegoś miejsca w Akademii, którego jeszcze nikt nie odkrył. Albo po prostu nie przebywał tam na tyle dużo, żeby mógł mi zakłócać moje użalanie się nad sobą. To drugie było bardziej prawdopodobne zważywszy na ciekawość Demri i desperacje do bycia samemu Jessy’ego. Miałam wrażenie, że było takie tylko jedno. Jeszcze. Szklarnia na dachu budynku od zajęć. 

Krople deszczu spadające na szyby mieszały się z dźwiękami saksofonu Jana Garbarka. A ja myślałam nad moim życiem. Co chwila tylko łapałam telefon, a następnie go odkładałam z grymasem na twarzy zastanawiając się czy zadzwonić do Christine czy może nie. Nie obraziłaby się pewnie jakoś strasznie jeśli bym ją obudziła tylko…nie wiedziałam czy naprawdę chce o tym z kimkolwiek rozmawiać. Raz czułam ogromną potrzebę się wyżalenia komuś, ale gdy już miałam stuknąć na ikonkę słuchawki to się rozmyślałam i ponownie opierałam głowę o szybę pogrążając się w rozmyśleniach. 

Słuchałam saksofonu Garbarka i z przeczuciem, że nigdy nikt - a już na pewno nie ja - mu nie dorównam. I nie dorównam jeszcze milionom innych saksofonistów na świecie. Tych bardziej znanych jak i tych mniej jak na przykład nasz słynny bratanek Waitsa. Zresztą saksofon to nie była jedyna dziedzina, w której byłam na szarym końcu utrzymując, że potrafię zagrać, a tak naprawdę wiedząc, że nie. Może i czytałam nuty, ale to przecież się nie liczy najbardziej. Nie miałam tego czegoś. 

Co ja tak właściwie robię w tej Akademii? Chce niby się kształcić na artystę, ale czy tego można się tak naprawdę wyuczyć? W sensie lubię to, ale tutaj każdy ma jakąś pasję. Coś czemu może się bezgranicznie powierzyć. A ja? Jedyne co kocham bezwarunkowo to Stale Sandbech. Po za tym tutaj każdy idzie, żeby tylko doszlifować swój talent. Ja go nie mam. Nie ubolewam okropnie z tego powodu, bo już dawno sobie zdałam z tego sprawę. Trudno byłoby nie, gdy twój najstarszy brat ma słuch absolutny. 

Wszyscy się tutaj zatracają w czymś. Weźmy na przykład takiego Jessy'ego. Charakter może i ma trudny, ale słyszeliście jak gra na saksofonie? Obrazy Demri mówią wszystko i jeśli można byłoby się oświadczyć obrazem, to poprosiłabym Draven, aby coś mi namalowała. Gdy słyszysz jak Amanda gra, czujesz jak przeżywa tą muzykę. Podobnie Laufey, której głos jest niewyobrażalnie cudowny. 

Ja tak nie mam. Lubie grać na saksofonie, gitarze i fajnie jest jak można coś ładnie zaśpiewać, ale to nie jest coś czemu chciałabym się poświęcić na całe życie. Abstrahując już, że po prostu bym nie potrafiła. Mam dwadzieścia lat i może to taki wiek, albo po prostu taka jestem, ale obecnie nie jestem w stanie mieć pasji czy hobby. Zamiast tego wolę robić głupie żarty ze znajomymi, surfować, pić piwo w porcie i całować się z chłopakiem i teraz tylko okazyjnie wpadać, żeby nauczyć się choć trochę imitować Garbarka albo mieć jakąś alternatywny gdy będę musiała zarabiać w przejściu podziemnym, śpiewając hipisowskie przeboje. 

Wiecie jakie jest moje marzenie? Siedzieć gdzieś w Queenstown, gdzie twoim największym zmartwieniem byłoby to czy iść surfować, jeździć na desce, czy na snowboardzie. Reżyserować teledyski moim braciom i jakimś mało znanym zespołom najlepiej indie pop. I od czasu do czasu pogrywać sobie na saksofonie. Nie mam pasji. Nie mam ambicji. Nie mam tego czegoś, co ma każdy w Akademii i trudno to określić. 

Tego chciałaś? To teraz masz. Nie powiem, że żałuje pójścia do Akademii. Skłamałabym. Tylko...Właściwie to sama nie wiem o co chodzi. Pewnie to po prostu jakoś strasznie głupie i sama tworzę sobie problemy. Jak to stare, norweskie powiedzenie mówi "Człowiekowi, który tłumaczy każdy swój błąd nie starcza czasu na nic innego". Tyle, że...no nie wiem właściwie. 

Zaczęło lecieć In Praise of Dreams. Utwór, przy którym zawsze odpływam. Zawsze gdy słyszałam już pierwsze bębny otwierające utwór wpływałam w jakiś cudowny trans. Muzyka wypełniała mnie od środka. Czułam ją w każdej komórce mojego ciała. Jakby kolejno wygrywane nuty płynęły w moich żyłach zamiast krwi. Nie kontrolowałam miarowych ruchów stopą, ani głowy zataczającej koła za każdym razem gdy słyszałam saksofon. Trzeba być naprawdę wspaniałym, aby wymyślić i zagrać tak magiczny dialog jaki prowadzi saksofon Norwega i wiolonczela Kim Kashkashian. Jan Garbarek był mistrzem. Niezaprzeczalnie. Niech amerykańscy krytycy mówią co chcą, ale moim zdaniem mój rodak bił Coltrane'a o głowę.

Podciągnęłam kolana pod brodę i zwiesiłam głowę. Zacisnęłam dolną wargę najmocniej jak potrafiłam i zmrużyłam oczy. Czułam drganie moich mięśni. Próbowałam całkowicie oddać się muzyce, ale jakoś nie potrafiłam. Nie teraz. Bo zamiast cudownej harmonii utworu czułam tylko powoli opanowujące moje ciało smutek. I najgorsze było to, że nawet nie wiedziałam dlaczego. Po prostu nagle stało mi się tak okrutnie smutno. Jak to Vegard powiedział, gdy wzruszył się na weselu "Mieliśmy tam tylko zagrać. Nie byłem na to kompletnie przygotowany. I gdy zaczęli tańczyć w moich oczach pojawiły się łzy". Wspomnienie o moim bracie zabolało jeszcze bardziej. Nora. Nie płacz. W ogóle przecież nie masz powodu do cholery. Kurwa mać Nora. Co ci odpierdala? 

Chyba ktoś wszedł. Tak. Na pewno ktoś wszedł, bo po chwili usłyszałam niepewne "Nora?". Spotkanie się z kimś to było ostatnie na co miałam ochotę. Nora Ylvisaker zatraca się w swoim irracjonalnym smutku i nic wam do tego! Nie. Idźcie sobie wszyscy. Nikogo tutaj nie chce. Chce być sama. Zresztą i tak by mnie nikt nie zrozumiał. 

Tyle, że ktoś się nie poddawał. Poczułam jak siada obok mnie. Demri? Pasowałoby do niej. Podniosłam delikatnie oczy, żeby zaspokoić swoją ciekawość i zobaczyć, kto się pofatygował, żeby mnie pocieszać. Nie spodziewałabym się. W życiu. Laufey Thorsdóttir? Nie, że się nie lubiłyśmy. Wręcz przeciwnie, ale ona nie pasowała mi do "dobrego samarytanina". Kiedy Islandka zarejestrowała, że ją zauważyłam ściszyła muzykę. I dobrze Nora. Wygadaj się komuś. Powinno pomóc. Mów wszystko ci leży na sercu. Nawet jeśli to niema, ani krztyny sensu. 

- Co się dzieje? - spytała zatroskana. Wytarłam rękawem mokre od łez policzki. 

- Najgorsze jest to, że nie wiem - odparłam. Nie spodziewałam się, że takie byle zdanie może spowodować, że zaniosę się jeszcze gorszym płaczem. O ile wcześniej próbowałam tamować łzy to teraz zrobiłam to otwarcie. 

- Stale? - próbowała ze mnie wyciągnąć coś Laufey. Pokręciłam w odpowiedzi głową. 

- Nie wiem. Po prostu...jakoś tak...nagle...poszłam tutaj...i...zrobiło mi się tak cholernie smutno...nawet nie wiem dlaczego...bo...nikt...no może Jessy...ale też nie bardzo...w sensie...no kurwa nie wiem. Hellvete! Faen, faen faen hellvete! Hvorfor det ma vaere hellvete sa mye komplekse? Kan hvem so helst svar meg? Oh my..jeg er mye, mye dum, a ha rad til noe. Men jeg lovet men selv. Men det er ikke sa lett som der virket. Hvorfor har alt a vaere en sa stor dritt? Egentlig...na vet jeg ikke. Livet bor vakker, a nei? A nei? Sver meg! - zaczęłam krzyczeć przez łzy. I dopiero gdy zobaczyłam minę Laufey świadczącą o tym, że próbuje złapać jakiekolwiek podobieństwo między naszymi językami przypomniałam sobie, że przecież ona jest z Islandii i nie zna norweskiego. Wzięłam więc kilka oddechów i posłuchałam się wewnętrznego głosu - zaczęłam wyżalać się. Po prostu mówiłam wszystko co mi leżało na sercu od dawna. 

- Pamiętasz jak siedzieliśmy przy śniadaniu i Vegard przypomniał Goteborg? - spytałam. Islandka przytaknęła, a ja zaczęłam opowiadać historię - No…To były wakacje. Dopiero co skończyłam osiemnastkę. Dwa miesiące wcześniej spotkałam kogoś istotnie cudownego. Kurt. Jego ojciec był szwedem, a matka islandką. Urodę odzieczył po matce, ale temperament po ojcu. Generalnie wszystko czego potrzebowałam od chłopaka. Miałam wcześniej wiele chłopaków. Na mniej lub bardziej poważnie, ale tym razem po raz pierwszy czułam, że to ten jedyny. Wiem, to może brzmieć głupio. Ale czasem tak masz, że możesz patrzeć na coś z perspektywy czasu. I wtedy te wszystkie związki...to nie była miłość. Kurt i Nora to była miłość. Tak więc, spędziłam dwa najpiękniejsze miesiące w moim życiu przeżywając pierwszą prawdziwą miłość. Fizycznie i psychicznie. Nigdy wcześniej z nikim nie uprawialiśmy seksu. W każdym razie czułam się jak w niebie. Potem pojechałam z rodziną do Goteborga. I wtedy odebrałam najgorszego sms'a na świecie. Kurt zerwał ze mną. Po prostu. Wysłał mi wiadomość "Hej Nora. Muszę ci coś powiedzieć. Jesteś super dziewczyną i wspaniale całujesz, ale to chyba nie to. Myślę, że powinienem szukać dalej. Tobie też się pewnie uda. Dzięki za mile spędzony czas. Nie dzwoń więcej.". Potem wyobrażasz co się działo...Zresztą nie o to chodzi. Bo ostatecznie poznałam Stalego i jest cudownie, ale nie o to chodzi. Po prostu wtedy postanowiłam, że już nigdy nie pozwolę zniszczyć sobie życia. Że będę czerpać wszystko co pozytywne z każdej chwili. Że będę się śmiać i cieszyć życiem. Korzystać z niego. I już nikt nigdy więcej mnie tak nie zrani. Że moje życie będzie po prostu piękne. I teraz...teraz...mam wrażenie, że po raz pierwszy od tego czasu wszystko mi się sypie - wypaliłam już trochę bardziej spokojna. Zaległa cisza. Przez moment było słychać tylko jak krople deszczu miarowo uderzają o szkło. 

- Dziękuję - dodałam jeszcze. Było to jedne z najszczerszych dziękuje jakie wypowiedziałam w swoim życiu. Kompletnie inne od tych, które używa się gdy ktoś ustąpi ci miejsca w autobusie albo poda coś z górnej półki w sklepie. Dziękowałam za to, że mogłam się wygadać. Nawet jeśli Laufey miała na to kompletnie wylane. Nawet jeśli nic nie mówiła to nawet nie wiedziała jak bardzo mi pomogła. 

<Jakoś myślałam, że będzie dłuższy...ehh...no dobra. Lauf zostawiam ci pole do popisu. Chciałaś to masz i się wykaż "dobry samarytaninie" ;) Mam nadzieję, że można się dowiedzieć trochę o Norze, bo o to mi chodziło. I że nie jest za bardzo lanie wody, a jak jest to winić pannę Ylvisaker nie mnie >


4 komentarze:

  1. No, wiedziałam. Wiedziałam, że tak będzie. Ja nie wiem. Dwa słowa, dobra trzy 'Ale dziewczyna marudzi'. Jednak z dalszym czytaniem, dostajemy szerszą perspektywę i wiadomo, że może sobie marudzić. A co za tym idzie - z seksem do ślubu, głupie prawiczki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj no bo Nora taka jest. Nie winić mnie za to. Wszystko musi przereagować. Tyle, że właściwie troche jest w tym prawdy, ale może bez przesady. Po za tym każdy może sobie zawsze trochę po marudzić.

      Usuń
  2. Omonmonomonomononmomnom.
    Chciałam rozdział do wgryzania, to dostałam rozdział do wgryzania. Kooocham takie! <3 Jak dla mnie Nora mogłaby się jeszcze rozwodzić o Goteborgu przez 3 strony. I o tym co było przed. I po. I... no, jarzysz, o co mi chodzi. xD
    A przy okazji padam do nóżek za wplecenie gdzieś Lauf, bo miałam ostatnio totalnego artblocka, a Weny uciekły w siną dal. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że chciałam, ale nie chciałam aby Lauf się pożygała jak Nora będzie się rozwodzić o jej miłościach xD Miło mi
      No i wikingowska krew musi trzymać się razem. Skal!

      Usuń