Layout by Raion

niedziela, 10 maja 2015

Meredith Pixie

Gdy wstałam Effie wysłała mi SMS-a:

Pamiętaj. Widzimy się w Corn o 19 w piątek!

Nie rozumiałam, o co chodzi. Przecież ja nigdzie się nie umawiałam! A może... Nic nie pamiętam od godziny. Film się urwał. Leżąc w łóżku, próbowałam sobie przypomnieć po kolei każdy fragment. Nic. Nie dość, że głowa mi pękała, to jeszcze intensywnie myślałam. Rozczarowana zeszłam z łóżka i wzięłam tabletkę. Boże, jaka ja jestem głupia, że tyle wypiłam. Gdy z wierzchu się ogarnęłam, zadzwoniłam do Eff.

- Halo? - usłyszałam damski głos.

- Effie mam pytanie. Jakie spotkanie?

- No, w Corn. Ty, ja, Will i twój nowy chłopak. Kochana, przykro mi ale muszę kończyć. Pa!

Stałam osłupiała z słuchawką w ręku. Nie poszłam na kolejne zajęcia z sekcji rockowej. Nie wiedziałam, co zrobić. Wyjdę na idiotkę, jeśli powiem im, że skłamałam. Smutna ruszyłam w stronę wyjścia.

- Ej, Meredith!- krzyknął Daniel, a ja automatycznie się odwróciłam. Ten widząc moją minę, zaczął się tłumaczyć za to jak się zachował ostatnio. Jednak przerwałam mu.

- Briggs, nie o to chodzi. - Wreszcie uniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy. - Daniel, musisz mi pomóc.

Wytłumaczyłam mu całe zajście, a on tylko kiwał głową. Cieszyłam się, że nie komentuje tego co mówię. Gdy zakończyłam, staliśmy w ciszy.

- I jaką rolę mam odegrać w tym wszystkim? – zapytał, unosząc jedną brew.

- Mojego chłopaka... - Zmieszana odwróciłam wzrok, on jedynie się uśmiechnął.

- Czyli idziemy na randkę jako para? - Nienawidzę tego uśmiechu, posłałam mu zabójcze spojrzenie i z zaciśniętymi zębami powiedziałam:

- To będzie na niby. Masz przez jeden wieczór udawać mojego chłopaka. Rozumiesz? Czy mam ci to Bralinem napisać?

- Spokojnie, Mer. Kiedy to ma być?

- W piątek o 19. Przyjdź pod mój pokój o 18.30. -  Już byłam kilka kroków od niego, gdy usłyszałam:

- Do zobaczenia, moja kochana!

Miałam ochotę zawrócić i zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy.

***

Kolejne dwa dni były dla mnie udręką.. Nie potrafiłam nic utrzymać. Wszystko wylatywało mi z rąk. Demri pytała się mnie kilka razy czy nic mi nie jest, a ja tylko zbywałam ją krótkimi odpowiedziami. Na zajęciach Briggs się szczerzył, a ja byłam coraz bardziej pewna, że jestem już w grobie.

Nadszedł piątek. Nie poszłam na żadne zajęcia, bo byłam pewna, że bym nie usiedziała. A może lepiej to odwołać twierdząc, że mam grypę? Zamiast zajęć zrobiłam sobie maraton na plaży. Cztery godziny biegania, a ja nie czułam już nóg. 17:00. Czas się zbierać. Niechętnie wstałam z plaży i ruszyłam do akademii. Prysznic zawsze jest odpowiedni. W pokoju byłam bliska płaczu. Z braku pomysłów zadzwoniłam do Joe. Czułam się jak małe dziecko, które nabroiło. Dzięki Bogu odebrał.

- Joe? – zapytałam.

- Tu sekretarka pana Joe Perry. Aby z nim porozmawiać należy podać dane osobowe oraz hasło. - Od razu uśmiechnęłam się, słysząc ten głos, tylko jedna osoba miała takie głupie pomysły.

- Dane osobowe: Steven oddaj telefon Joe, hasło: bo ci przypierdolę – powiedziałam.

- Ej, młoda wyrażaj się. Ja ci nie wystarczę? Dawaj! Jaki masz problem, bo Perry jest w  kiblu.

- Nie, nie wystarczasz – powiedziałam zrezygnowana. - Zresztą nieważne. Zadzwonię kiedy indziej. Pa, Steven i pozdrów resztę ode mnie.

- Trzymaj się, Mer.

Trzeba radzić sobie samemu. Nie zwracając większej uwagi, wyciągnęłam pierwszą lepszą rzecz. Ze zgrozą w oczach zobaczyłam, że to mała czarna. Już miałam odłożyć z powrotem, gdy naszła mnie myśl. Niech Will patrzy, co stracił. Już nigdy nie będzie mnie miał. Z szatańskim uśmiechem rzuciłam sukienkę na łóżko i zaczęłam wciągać rajstopy na nogi. Założyłam sukienkę, spojrzałam na zegarek - 18:15. Briggs niedługo przyjdzie. Do torebki zaczęłam chować najpotrzebniejsze rzeczy, gdy weszła Demri. Zmierzyła mnie wzrokiem i uniosła brwi. Liczyłam, że nie spotkam nikogo znajomego przed wyjściem.

- Demri, nie idę na żadną randkę - powiedziałam od razu, zakładając szpilki.

- A czy ja coś mówię? - zapytała niewinnie, ale ja wiedziałam co tam w główce myśli.

- Twój wzrok mówi więcej niż słowa.

Draven wzruszyła tylko ramionami i usiadła na łóżku. Rozczesałam włosy i luźno je puściłam.  Włożyłam telefon do torebki, gdy do pokoju wszedł Briggs. Wcześniej oczywiście pukając. Na jego widok Demri znów uniosła brwi i się uśmiechnęła.

- Gotowa? - zapytał mierząc wzrokiem pokój.

- Gotowa.
                                                     
<No, Perry liczę na Ciebie>


8 komentarzy:

  1. Ha! Norah-prorok. Wiedziałam, że tak będzie :D Takie jesteście przywidywalne huehuehuehuehue.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, no... jak mówiłam my wprowadzamy akcje ;)

      Usuń
  2. Ej, no właśnie tak sobie czytam od początku i też nie przypominam sobie, żeby Mer gdzieś się wybierała. No, ale jedziemy dalej. Może być ciekawie. Wgl Perry ma postanowienie. Nic nie piję prócz winka i whiskacza. Poświęcenie godne mistrza, co nie Meredith? xD ŁAHAHAH No, to Briggs się wkopał xD Jadę dalej. Już sobie wyobraziłam jego minę na amanta hehe Biedna Meredith. Też się nieźle załatwiła. Ahahaha ‘Moja kochana’ jak romantycznie. Briggs na pewno jest z siebie zadowolony XD teraz tylko myśleć, co może odpierdzielić na tej randce >:D I ten idiota Steven w słuchawce… No, nic dodać nic ująć. I Mer – ‘Niech patrzy, co stracił.’ Jaka okrutna hehe To mi się podoba! I zaje fajnie. Mam o czym pisać. Tylko proszę Cię, Meredith. Nie zostawiaj mnie z tym samej. Będziesz musiała mi pomóc. Obiecujesz?

    A Ty, Norah to siedź cicho, bo Twoje nostalgiczne gadanie zaprowadzi nas tylko w jednym kierunku xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perry my wprowadzamy akcje xDD Tylko, żebyś zauważyła, że Meredith zwraca się do Daniela po nazwisku. I ja wiem, że Briggs ją wkopie i będzie jej robił psikusy ale zawsze lepszy on niż Jessy. Perry postanowienie.... majowe? Ciekawe ile wytrzymasz :D Steven, to Steven. Jego nie da się zrozumieć.

      Usuń
    2. Jops. Zauważyłam. Więc spoko loko :). 'Psikusy' jakie to jest staromodne słowo.... Zobaczymy. Na razie idzie. Nie, postanowienie mam nadzieję dłuuuugoterminowe.

      Usuń
  3. Nooooo, to namieszałyście, cobiety. Ale dobrze, bardzo dobrze, bo od czasu Sztokholmu to było tu cicho jak makiem zasiał. Czekamy na ciąg dalszy. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahah.. Dziękuje w imieniu nas dwóch;)

      Usuń
    2. Ty tam Lauf masz co robić, więc pisz nie gadaj

      Usuń