Znużona wielokrotnymi próbami ułożenia czegoś co miało być improwizacją na zajęcia z gry na gitarze, a kończyło się fiaskiem, zrezygnowałam i poszłam pokręcić się po szkole.
Budynek szkolny świecił pustkami, wszyscy pewnie poszli na miasto lub siedzą w pokojach.
Po kolei zaglądałam do każdych sal, a przynajmniej do tych, o których coś wiedziałam.
****
Na drugim piętrze pośród ośmiu identycznych sal znalazłam jedną otwartą i całkowicie pustą.
Niepewnie weszłam do środka, moją uwagę zwróciły niezwykle szerokie parapety i tuziny poduszek porozrzucane po pomieszczeniu. Kolejną ciekawą rzeczą okazała się mała wieża stereo. Podeszłam do niej i przycisnęłam losowy przycisk. Momentalnie odskoczyłam od urządzenia, zaskoczona muzyką wydobywającą się z głośników. Nigdy wcześniej nie słyszałam niczego podobnego, niby była to spokojna melodia, jednak szybko zmieniła się w coś raniącego uszy i niezdatnego do słuchania. Potem znowu zwolniła,aby po chwili stać się jeszcze bardziej nieznośna niż wcześniej.
Zaczęłam losowo przyciskać wszystkie guziki i modliłam się, żeby coś zadziałało. Po chwili muzyka ucichła, a ja odetchnęłam z ulgą mając nadzieję,że nikt nie zwrócił na to uwagi. Idąc tu nie spotkałam nikogo, więc pewnie teraz budynek też świeci pustkami.
Usiadłam pod ścianą obok wieży zastanawiając się co właściwie mnie tu przywiodło, w kieszeni wyczułam coś małego i metalowego. Z radością stwierdziłam,że do przenośna pamięć z muzyką, która dostałam przed wyjazdem od dziadka, ciekawe czy on zna się na takich rzeczach. Pewnie wcisnął to któremuś z chordy filmowców dowodzonej przez mamę, w końcu wszyscy w Indiach znają go, a dla wielu jest wzorem.
Postanowiłam ponownie podjąć wyzwanie i zaprzyjaźnić się z elektronicznym potworem puszczającym muzykę. Co prawda błyszczący panel miał na sobie tylko sześć przycisków, ale miał również siedem różnych wejść. To prawie jak gra na loterii, tylko tu masz większe szanse.
Podjęłam żmudną próbę dopasowania pamięci do odpowiedniego gwiazda, na szczęście dwa odpadły od razu - nie była to ani kaseta ani płyta CD.
Kiedy wreszcie udało mi się dopasować małe urządzenie do odpowiedniego portu, z głośników usłyszałam metaliczny skrzyp i muzykę. Znałam tą melodię na pamięć, choć brzmiała trochę inaczej niż ją zapamiętałam. Zawsze utwór ten wykonywała grupa muzyków, a nie sprzęt elektroniczny. Może stąd wzięła się ta różnica.
Ogarnęłam poduchy zapełniające podłogę w sali, teraz wszystko było gotowe, Ustawiłam się na środku parkietu, ugięłam nogi i z zamkniętymi oczami zaczęłam odtwarzać ruchy z znanych mi układów. Nie były to figury przypisane do konkretnego awatara któregoś z wcieleń danego boga, były to zlepki różnych tańców z okazji różnych okazji, zlepki ulubionych pozycji i gestów.
Pochłonięta myślami i jedyną z niewielu rzeczy, które tutaj na obcej ziemi, w miejscu oddalonym o tysiące kilometrów od domu przypominało mi ojczyznę, zupełnie nie zwracałam uwagi na to co dzieje się dookoła mnie, bo przecież to w ogóle się nie liczyło.
Bo czy istnieje na świecie coś lepszego niż zatracenie się w swoim własnym świecie?
Bycie w miejscu, gdzie nikt inny nie ma wstępu?
Zatracenie się w swoim własnym istnieniu i całkowite oddanie celom wyższym?
Nie wiedziałam jak długo to trwało, ani jak długo by jeszcze trwało dopóki coś nie wyrwało mnie z pięknego świata tańca i znajomego języka.
Coś czyli głośne kichnięcie osoby stojącej w drzwiach. Momentalnie otworzyłam oczy i spojrzałam w tamtą stronę, zdezorientowana straciłam równowagę i wyrzucie. Co poskutkowało tym,że po chwili leżałam na podłodze pośród poduszek, które wcześniej odgarniałam.
- O matko! Nic Ci nie jest? - usłyszałam nad sobą znany głos. - Przepraszam ja nie chciałam! Naprawdę!
- Na zdrowie - mruknęłam i spojrzałam na moją rozmówczynię. Na moje szczęście była to Amy, czyli jedyna z osób, którą znałam. Nie licząc Laufey oczywiście. - Nie nic mi nie jest. Poduszki zamortyzowały upadek - dodałam po chwili.
- Co to za dziwna muzyka? - zapytała zaciekawiona.
- No co ty? To klasyka gatunku, robi furorę pośród Dewadasi. - spojrzałam na nią z niezrozumieniem.
- Dewa..co?
- Raczej Dewakto. Dewadasi to tańczące kapłanki, które wykonują klasyczne tańce indyjskie w czasie ważnych świąt oraz w celu oddania czci poszczególnym bóstwom.
- Okej.. a te dziwne wymachiwania rękoma, które uskuteczniałaś przed chwilą?
- To mudra czyli symboliczne gesty. W większości to one decydują o tym co chcesz przekazać innym i o czym chcesz opowiedzieć.
Dziewczyna potakiwała ruchem głowy, chociaż pewnie puszczała mimo uszu większość tego co mówiłam.
- No dobra, wszystko fajnie, ale po co to wszystko? - zapytała w końcu. Z jednej strony byłam w szoku, bo nigdy wcześniej nie spotkałam się z tym,że ktoś zadaje tak oczywiste pytania. W Indiach to wszystko było naturalne, większość osób, które znałam wybierało bhakti jako drogę do Boga. A co za tym szło, oddawali mu cześć przez taniec. To wszystko było dla mnie naturalne, bo tak było zawsze.
- Taniec to coś niezwykłego, to rodzaj ofiary składanej różnym dewu. - Amy spojrzała na mnie jak na chorą na umyśle - różnym bogom - sprostowałam.
- Nauczysz mnie jak robić te dziwne ruchy? - wypaliła. Spojrzałam na nią trochę z niedowierzaniem, zarysowałam jej tylko w największym skrócie po co jest taniec i dlaczego jest taki ważny dla hinduizmu, a ona chce się tego nauczyć.. Westchnęłam cicho, właściwie nie powinnam się zgodzić, jednak coś kazało mi pozwolić jej wstąpić w niezwykły świat nritty.
- Poczekaj tu chwilę. - rzuciłam i szybkim krokiem wyszłam z sali. Kierowałam się do budynku mieszkalnego, pod koniec drogi prawie biegłam w głowie przypominając sobie, gdzie położyłam małe zawiniątko przywiezione z domu.
****
- Zdejmuj buty - powiedziałam do Amy siedzącej na parapecie, wchodząc ponownie do sali. Dziewczyna uniosła jedną brew jakby chciała coś zasugerować - No już, nie mamy całego dnia.
- Po co wyszłaś? - zapytała. W odpowiedzi tylko potrząsnęłam płóciennym workiem, który trzymałam w ręku. Momentalnie salę wypełniło dzwonienie kilkunastu par małych dzwoneczków. Nie chcąc dłużej męczyć ciekawości Amandy rozwiązałam supeł i wyciągnęłam z worka cztery skórzane paski z ponaszywanymi nań dwoma rzędami dzwonków.
- Załóż je na kostkę, przydadzą się - poinstruowałam dziewczynę.
Po dłużej chwili, kiedy to panna Fiennes rozplątała się z brzęczących pasków, mogłyśmy zaczynać.
- Najpierw ugnij obie nogi, o tak. Teraz lewa w tył, prawa do przodu. - zaczęłam jeden z moich najdłuższych monologów jakie kiedykolwiek wypowiedziałam, jednocześnie pokazując do należy zrobić. - Musisz przełożyć tą nogę tu, potem unieść prawą rękę, lewą przy ciele i drugą nogą...
Za sobą usłyszałam głuche uderzenie. Obejrzałam się i zobaczyłam Amy leżącą na podłodze ze śmieszną miną. Nie wiedziałam co zrobić, więc zaczęłam się śmiać.
- Możemy zacząć od początku, tylko trochę wolniej? - zapytała zrezygnowana.
- Nie martw się, też tak zaczynałam - podałam jej rękę i ponownie wróciłyśmy do podstaw tańca, zwanego nrittą.
<Zainteresowani osobą Ash znaleźli tu coś dla siebie. Nie jest to najwspanialszy rozdział jaki można napisać, jednak szkoła, a zwłaszcza koniec roku ogranicza człowieka i jego czas wolny.>
Haha! Miałam ogromnego banana na twarzy, czytając to :D
OdpowiedzUsuńChyba najlepiej oddajesz charakter Amy. Propsy dla ciebie zią ♥ No i nie mogę się doczekać, aż odpiszę, w tym tygodniu wyczekuj mojego rozdziału i ciągu dalszego nauki.
Jak ja uwielbiam moment w którym Ash, tłumaczy biednej Czarnej Pani, czym są dziwne wygibasy xD
Cudo.
Dziękuje barzo. Jakbym miała trochę więcej weny to akcja by się bardziej rozhuśtała, ale miło wiedzieć, że komuś się podoba ^^
UsuńAmy,Ash i dzikie bąsy <3 xD