Layout by Raion

sobota, 16 maja 2015

Demri Draven

<Coś mi się zepsuło i nie mogę dać na razie akapitów, więc z góry przepraszam>


Ze słuchawkami na uszach tańczyłam po korytarzu do Jane’s Addiction, gdy w pewnym momencie na kogoś wpadłam.

- O! Hej, Nora! - rzuciłam, wyciągając głośniczki i patrząc na wyraźnie zaskoczoną blondynkę. Nigdy jej tego nie mówiłam, ale miała niesamowite oczy. I włosy. Uśmiech. No, jednym słowem wszystko! Po prostu ideał piękna! Zachichotałam pod nosem, zdając sobie sprawę, że Stale mówił jej to już tysiące razy i nie jestem pierwszą, która to dostrzegła. 

- Siemanko, Dem. Prawie byś spadła ze schodów – mruknęła ze śmiechem Nora, łapiąc mnie za ramię i odpychając lekko w bok. Następnym ruchem było wskazanie czegoś za mną. Poruszyła tylko oczami, co wyglądało naprawdę rozbrajająco.

- Oho. Faktycznie! Uratowałaś mi życie! Dziena! – odpowiedziałam, widząc, że od schodów dzieliły mnie tylko dwa kroki! Już wyobrażałam siebie tam na dole po upadku w dziwnej pozycji. To dopiero by musiało zabawnie wyglądać! Nokaut na Iron Manie! Kto to widział! Przyczyna zgonu Tony'ego Starka - upadek ze schodów. Wielki bohater odchodzi w dennym stylu. Dzień dobry. Zaśmiałam się głośno, po czym od razu odwróciłam się do Norweżki, uśmiechając się szeroko. Nora zmierzyła mnie podejrzanym wzrokiem, więc ją szturchnęłam. – Co jest?

- A, no nic szczególnego. Słyszałam, że wczoraj późno wróciłaś. Co robiłaś? – spytała, kierując się w stronę pokoju. Poszłam za nią, nie przestając nucić piosenki. Po głowie chodziła mi też ostatnia lekcja u White'a. Uparł się, że muszę ćwiczyć każdy akord z zamkniętymi oczami, żebym porządnie je zapamiętała. Teraz miałam palce całe w pęcherzach. No, ale czego się nie robi dla sztuki? 

- Byłam z Jessy’m na koncercie – odparłam, wchodząc za dziewczyną do jej pokoju i zatrzymując się w pozie Supermana. W środku na łóżku siedziała Amanda ze słuchawkami na uszach i malowała paznokcie u nóg, ale gdy zobaczyła, że weszłyśmy, ściągnęła je i przywitała się. Podbiegłam do niej, wskoczyłam jej na łóżko i przybiłam piątkę.

- Demri! Uważaj na moje stopy! – krzyknęła, udając groźną, ale zaraz się roześmiała, gdy zrobiłam swoją głupią minę numer cztery. To zdecydowanie powinno wystarczyć jako zadośćuczynienie.

- Wiesz, że nasza Demri była na randce z Waitsem – rzuciła Nora, akcentując każde słowo, patrząc na Amy i podpierając się pod boki. Zupełnie jakby była naszą matką, dyktującą co powinnyśmy zrobić. Zerknęłam na Finnes, która kompletnie nie ogarniała sytuacji, ale gdy Ylvisaker wskazała mnie dłonią, podskoczyła jak oparzona.

- Co?! Demri! Ty mała flirciaro! – krzyknęła Amy, popychając mnie lekko i chichrając się jak nagrzana nastolatka. O mało nie walnęłam głową w ścianę, ale moja niezachwiana równowaga i gracja nie pozwoliły na to. Wzruszyłam ramionami i wytknęłam jej język. – Ale gdzie? Jak to się stało?! - dopytywała pani łóżka, na którym ległam.

- Byli na koncercie – wtrąciła Ylvisaker, zupełnie jakby mnie tam nie było i ciągle udając oburzoną zachowaniem córki matkę.  – A właśnie. Na jakim byliście? - spytała ponownie, odwracając się i przeszukując półki z niebywałym zawzięciem na twarzy.  Wyglądała co najmniej jakby zgubił jej się Stale między kartkami książek.

- Ale na randce z Waitsem?! – Amy nie mogła wyjść z szoku, co chwila patrząc na mnie, Norę i swoje stopy. – Opowiadaj, dziadu!

- Po primo to nie była randka - skwitowałam, wiedząc jak głupio to musiało brzmieć. Ale co kraj to obyczaj, a prawda matką faktów czy jakoś tak. - Raczej spotkanie towarzyskie z domieszką meetingu biznesowego – odparłam, kładąc się na poduszce koło Finnes. – I po drugie było tam nawet dwóch Waits’ów – dodałam, pokazując dwa palce. Proszę. Bez gangsterskich gestów, odezwał się w mojej głowie znajomy głos sumienia pod tytułem Iron Man.

- To ich jest dwóch?! – dopytywała się Amy, odpychając moja rękę, bo wetknęłam jej ją prosto pod nos, po czym nieco zirytowana kontynuowała swoje upiększanie się. Nie mogłam odpowiedzieć, bo dopadła mnie nagle Nora i wykrzyknęła:

- Jak to z dwoma?! Chyba nie chcesz mi powiedzieć… - urwała, widząc mój złowrogi uśmieszek. – Nie! Jak on mógł mi nie powiedzieć?! – wydarła się, łapiąc za głowę. Amy ją odepchnęła z wyraźnie złą miną, gdy Nora opadła na jej dzieło malowania. – Wiem, że za mną nie przepada, ale… - dramatyzowała dalej. - Co za dupek! Nie! No, co za kretyn! Od teraz prowadzę otwartą wojnę z Jessy’m! Koniec tego dobrego!

- O co jej chodzi? – spytała Amy, gdy Nora była pogrążona w swoim nieszczęściu i skakała po pokoju, rwąc sobie włosy z głowy. Nie. Serio sobie rwała. Przysięgam.

- Zabrałam się w sumie na gapę na koncert Toma Waitsa – odszepnęłam, mając na uwadze dobro psychiczne Ylvisaker. Jednak co ja mogę? Człowiek wiking wszystko usłyszy i w jednej chwili znowu trzymała mnie za ramiona, wpatrując się uważnie tymi pięknymi oczyma w głąb duszy.

- Rozmawiałaś z nim?! – Nora znowu na mnie spojrzała bliskim obłędu wzrokiem.

- A, no. I nie tylko.

- Debil! Demri. Ciebie nie mogę znienawidzić. A wierz mi. Chciałabym.

- To chyba dobrze.

- Ej, dupery. Wszystko super duper, ale dzwoni wujek, więc pewnie będzie to długa rozmowa, więc... - wtrąciła Amy, machając telefonem i patrząc na nas wymownie. No, tak. Musiałyśmy wyjść. A przynajmniej tak było najlepiej, bo Finnes ciągle nie skończyła swojej robótki ręcznej. Cmoknęłam ją w policzek i wyskoczyłam z pokoju, a zaraz za mną powlokła się Nora, której wiadomość o koncercie Toma Waitsa wyraźnie zaszkodziła. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, usłyszałyśmy jak Amy wita się z wujaszkiem. Wzięłam zmarnowaną Norę pod rękę i ruszyłam z uśmiechem na dach. Nie opierała się. Raczej kompletnie wypruta z emocji, szła ze mną. Gdy dojechałyśmy, usadowiłam ją w najdalszym kącie przy stoliku, gdzie siedziałam kiedyś z Ezrą i zamówiłam dwa soki - pomarańczowy i coś, co wyglądało jak chlorofil.

- Czemu nigdy nie dostaję tego, czego chcę?! - wyrzuciła w końcu z siebie Ylvisaker, gdy siedziałyśmy już dobrą chwilę. Podczas gdy ja przewiesiłam nogi przed ramię krzesła i majtałam nimi w najlepsze, Nora wgapiała się tępo w stolik. Spojrzałam na nią ze zrozumieniem na twarzy.

- Nie będę się do  niego odzywać... - dodała, spuszczając wzrok i szorując trampkami po betonie. Złapałam włosy i spięłam je wysoko w koczek, żeby nie przeszkadzały, ale i tak kilka kosmyków opadło mi na oczy. Chwilę popatrzyłam na blondynkę, po czym rzuciłam wolną myśl, błądzącą po moim umyśle:

- Podoba ci się?

- Co? - Nora podniosła spojrzenie. - Kto znowu?

- No, Jessy.

Nora cmoknęła zrezygnowana i zrobiła coś co wyglądało na pokazanie swojego niedowierzania w ludzi. Nie potrafię tego opisać.

- Demri. Kocham cię po prostu - rzuciła, zupełnie pozbywając się swojego poprzedniego słabego humoru. - Ale naprawdę, kochanie... Bez jaj. Mam najfajniejszego chłopaka na świecie. Po co mi jakiś Jessy?

Wzruszyłam ramionami, odpalając papierosa. Nagle przypomniałam sobie o czymś i podskoczyłam przerażona.

- O, nie! - pisnęłam. - Zapomniałam o zajęciach Dony!

Spojrzałam przerażona na zegarek, po czym opadłam zrezygnowana na krzesło. Nora spojrzała na mnie z podniesionymi brwiami i zachichotała pod nosem.

- Pierwszy raz nie poszłaś na zajęcia? - spytała, krztusząc się ze śmiechu. Westchnęłam głęboko, odchylając się mocno w tył w poprzek krzesła. Widziałam naszą plażę do góry nogami, gdy pewien pomysł zaświtał mi w głowie. Podniosłam się i z uśmiechem spojrzałam na Norę, która wcześniej poczęstowała się moimi specjalnymi papierosami z domieszką zielska. Widząc mój coraz szerszy wyszczerz, zmierzyła mnie pytającym wzrokiem, jednak nie czekając, pobiegłam do mojego pokoju i chwilę pogrzebałam w szafie. Nie wiedziałam, czy Nora poszła za mną, jednak jak się okazało nie musiałam się martwić. Była tuż za mną. Wyciągnęłam moją deskę i wyciągnęłam do dziewczyny.

- Może pojeździmy? - spytałam, a Ylvisaker rozszerzyła tylko oczy i szybko pokiwała głową na zgodę.

- I nie mogłaś wcześniej powiedzieć?! - wykrzyknęła. - Demri, ty mały trollu!

Nie miałam siły wypominać jej przecudacznego akcentu, którym zaakcentowała ostatnie słowo. Był on taki dziwny, że zarazem przesłodki. Jeśli kiedykolwiek rozstanę się z Norweżką, będzie mi niezmiernie brakowało tego śmiesznego języka. Wzięłam jeszcze mały skórzany plecak, włożyłam do niego Archiego i wybiegłam z pokoju. Gdy go zamknęłam, Nora złapała swoją penny. Ja jeździłam na klasycznej desce, więc byłam zmobilizowana pilnować tradycji. Ze śmiechem z deskami pod pachami zbiegłyśmy ze schodów Akademii, o mało nie zabijając biednego Daniela, który akurat wchodził. 'Baby!', wrzasnął jeszcze za nami, ale nic sobie z tego nie zrobiłyśmy. Przebiegłyśmy kawałek plażą, po czym wskoczyłyśmy na nasze środki transportu. Zaczynał się wymarzony deptak.

Nie miałyśmy pojęcia, dokąd jechać. Po prostu zmierzałyśmy przed siebie. Wzdłuż plaży, pośród ludzi, czasem trzymając się za ręce, a czasem wyprzedzając jedna drugą. Przed dłuższy czas Nora przodowała, wyznaczając nam trasę.


Naprawdę strasznie podobała mi się ta nasza wyprawa donikąd. Pierwszy raz zapuściłam się tak daleko w głąb miasta aniołów. Co prawda tylko nabrzeżem, ale Sunset Boulevard mogłam już odhaczyć do rzeczy odwiedzonych w Los Angeles. Był taki, jakim go sobie wyobrażałam. Jednak nie zabrał nam dużo czasu, bo jechałyśmy dalej. Nie patrzyłyśmy na zegarek ani telefony. Pogoda dopisywała, humory również. Nawet nie zauważyłyśmy, że zajechałyśmy na Venice Beach.

- O, kurde! - wykrzyknęła Nora, trzymając mnie za rękę. - Musiałyśmy jechać z jakieś pół godziny jak nic!

Poprawiła białą koszulkę, po czym skierowała się w stronę skateparku. Tam usiadłyśmy przy jednym z licznych basenów i położyłyśmy na zimnym betonie, oddychając głęboko po długiej jeździe. Wypuściłam Archiego, który od razu gdzieś pobiegł, ale nie przejmowałam się. Wróci. Nora spojrzała na mnie z uśmiechem. Na policzkach ze zmęczenia wyszły jej różowe kolory.

- Nie przeszkadza mu taki transport? - spytała, mając na myśli mojego kocura. Zaprzeczyłam.

- W Archiem więcej psa niż kota. - Mrugnęłam do niej, a Norweżka pokiwała tylko głową i podniosła się na łokciach, szukając czegoś wzrokiem. Albo kogoś. Bo zaraz szturchnęła mnie i wskazała brodą na grupkę chłopaków. Surferów. Pokiwałam tylko głową ze śmiechem. No, tak. Skąpo ubranych dziewczyn jeszcze tak dużo nie było, bo nie ta pora roku, ale chłopacy aż tacy delikatni nie byli. Surfowali od rana do wieczora. - I co? Nie zaziębią się? - spytałam Nory jako zatwardziałej miłośniczki fal. Zaprzeczyła tylko ruchem głowy, wzdychając, że sama miała ochotę złapać za deskę i wskoczyć do wody... Popatrzyłyśmy na nich chwilę, gdy zdawało mi się, że zobaczyłam... Poderwałam się z miejsca, nie mówiąc nic Ylvisaker i pobiegłam w stronę grupy chłopaków. Gadali coś oczywiście o oceanie, ale nie przeszkadzało mi to. Wbiłam się między nich i w końcu zadowolona stanęłam pośrodku. Wszyscy byli wysocy, ale nie zbiło mnie to z tropu.

- Demri?

- Siemasz, Sam - rzuciłam, podchodząc do jednego z nich i przybijając mu piątkę. Nie pozwoliłam mu się odezwać, gdy kontynuowałam:

- Nie macie może jeszcze jednej deski?

I w taki oto sposób piętnaście minut później siedziałam z Samem na plaży plotkując i patrząc na grupę chłopaków i Norę śmigających po falach. Tak. To zdecydowanie był idealny dzień, który mógłby się nigdy nie kończyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz