Siedzieliśmy
na pomoście w porcie i piliśmy piwo przelane do butelki po oranżadzie, żeby
nikt się nas nie czepiał. My - czyli ja, Christine i Finn. To było zeszłe lato.
Zanurzyłam swoje stopy w chłodnej wodzie. Oglądaliśmy zachód słońca nad Oslo.
Właściwie to był nasz, ostatni, wspólny zachód słońca nad Oslo. Wiecie…taka
trójka wymoczków z Vinderskole: jeździliśmy na koncerty jazzowe, siedzieliśmy
na dachu z głośnikami i piwem, żeglowaliśmy po zatoce, jeździliśmy na snowboard
w góry i robiliśmy głupie rzeczy podczas Russ. Jak usiłowanie wspiąć się na
budynek Telewizji, żeby zobaczyć co robią moi bracia. Co prawie wypaliło tyle,
że zamiast wspięcia się skombinowaliśmy taki podnośnik jak do mycia szyb.
Zastanawiałam
się co teraz robią. Włączyłam mój szybki przelicznik czasu w głowie. Jak ma się
znajomych na całym świecie to trzeba ogarniać wszystkie strefy czasowe, bez
zerkania na Zegary Świata w komórce. Trzynasta w Los Angeles, szósta rano w
Melborune i dziewiąta wieczorem w Kopenhadze. Czyli Christine śpi, a Finn
pewnie robi to co zwykle - pije Carlsberga nad kanałem w Nyhavn.
Ja zaś
siedziałam z nogami przewieszonymi zza krawędź kawiarnianego dachu, słuchałam Menegarie - The Chosen. Był to zespół, który poznałam przez
to, że Christine pewnego dnia zadzwoniła do mnie w środku nocy wrzeszcząc coś
na kształt „Nie uwierzysz kogo właśnie poznałam!” odpowiedziałam, że istotnie
nie uwierzę, a ona, że Lance Fergusona i gdy powiedziałam, że nie mam zielonego
pojęcia kto to jest, a nawet jeśli bym miała to raczej bym nie skojarzyła nic o
trzeciej w nocy. A ona, że przeprasza, ale że on tworzył dla The Bamboos i
właśnie owego Menegarie i, że muszę ich natychmiast przesłuchać. Więc ja
prawdopodobnie budząc całą Akademię - wiedząc, że i tak nie mam szans zasnąć -
poszłam na dach i przesłuchać.
Więc jak
mówiłam siedziałam ze słuchawkami w uszach, nogami za krawędzią, kawą Seattle z
boku i tabletem na kolanach. Po co mi tablet, skoro mam telefon? Otóż na
dziesięciu calach widać o wiele lepiej, niż na czterech. I może w przypadku
pisania czy przeglądania nie robi to większej różnicy, ale jeśli masz zamiar
coś narysować to zaczynasz pochwalać zakup IPada Air.
I ja,
choć nie dawałam tego poznać po sobie, to lubiłam robić. No co? Każdy może mieć
jakieś tajemnice, nawet Nora Ylvisaker. Właściwie to wiedział o tym tylko:
Stale, Bard, Finn i od jakiś dwóch minut Demri. Zauważyłam ją dopiero, kiedy
postanowiłam podnieść wzrok znad ekranu, żeby zaczerpnąć inspiracji, tak jakby
wena stała na horyzoncie z karteczką „Tylko 1$ z vatem i opłatami
przesyłki”. Podrapałam się po brodzie i odwróciłam się, żeby wziąć szklankę
tyle, że zamiast mojej kawy siedziała tam Demri. W końcu to i to jest z Waszyngtonu. Momentalnie zdjęłam słuchawki, a
ona się zaśmiała.
- Nie
wiedziałam, że rysujesz - powiedziała przyglądając się szkicowi.
- Bo
ukrywałam to przed wszystkimi - odparłam z uśmiechem. Nie chciałam, aby
ktokolwiek z Akademii o tym wiedział…jeszcze, ale właściwie skoro to już się
stało to i tak żadna panika nic by nie dała.
-
Dlaczego? - zdziwiła się czarnulka. Ja wzruszyłam ramionami i odebrałam moją
szklankę od dziewczyny. - Kto to? - spytała ponownie.
- Moja
przyjaciółka, Christine - wypaliłam jedną ręką zapisując obrazek, a drugą
trzymając napój.
- Nie
wygląda na Norweżkę. - Rzeczywiście Christine nie miała norweskiej urody.
Czarne, długie włosy i tak samo ciemne oczy, łagodne rysy…chociaż patrząc na
Vegarda…
- Wiem,
ale Twój ukochany Vegard też nie. Może tacy są po prostu ludzie z Trondheim -
powiedziałam zgryźliwie i zatrzasnęłam obudowę tabletu - Tylko nie
rozpowiadaj tego proszę - dodałam.
- Jasne.
Stałam się powiernikiem sekretu. Hurra! - roześmiała się dziewczyna podnosząc
ręce do góry. Zaśmiałam się razem z nią jednocześnie przewracając oczami.
-
Słuchaj…mamy jeszcze dwie godziny do śpiewu…Idziemy surfować? - spytałam
wstając. Demri jednak tylko zwiesiła głowę:
- Ale ja
nie potrafię…
- Luzik
mała…nauczę cię jak będziemy mieć trochę więcej czasu. W każdym razie ruszmy
się stąd. - Tyle, że sama jeszcze nie miałam zielonego pojęcia gdzie możemy się
ruszyć. Do baru? Jakoś nie chciało mi się pić. Chodzić po promenadzie? W Oslo
może by to przeszło, ale nie w Mieście Aniołów. Kąpiel? Oceaniczna woda jest na
to za zimna. Koncert? W sumie spoko, ale jaki koncert wytrzaśniesz w ciągu
dnia? Zresztą Demri pewnie by się nie dała zaciągnąć na jakiś Modern Jazz.
Kino? No bez jaj były jakieś dwadzieścia cztery stopnie. Uświadomiłam sobie, że
to chyba pierwszy raz kiedy nie mam pomysłu na to chcę robić. Jednak
umiejętności na jakiejkolwiek desce się bardzo przydawały w takich
sytuacjach.
- Ty w
ogóle wiesz gdzie idziemy? - zaśmiała się czarnulka. Fakt, od wyjścia z
Akademii bez ustanku rozglądałam się po okolicy wychwytując jakieś ciekawe
miejsca.
-
Szczerze? - Demri skinęła głową. - To nie - roześmiałam się.
- To
chodźmy na plażę - zadecydowała. Właściwie nie było tam za wiele do roboty, ale
zawsze była to jakaś opcja.
***
- Jessy?
- wypaliła czarnulka. Ja pokręciłam głową.
- Pewnie
„zabić”, bo dwie pozostałe jeszcze bardziej nie pasują. - Grałyśmy w jakąś
amerykańską grę rodem z korytarzy High School. „Zabij, Pieprz i Poślub”. Zawsze
okazywało się, że jestem jakimś strasznym sadystą, bo praktycznie wszystkich
zabijałam.
- Vegard?
- Kolejne imię.
- Nie
mogę „zabić” swojego brata. „Pieprzyć” już lepiej brzmi niż „poślubić”,
nie?
-
Przynajmniej mi go nie zabierzesz - Demri krztusiła się śmiechem.
- Głupia
ta gra…weźmy ją zmieńmy - zarządziłam zmieniając pozycję.
- Prawda
czy wyzwanie? - zaśmiała się.
- Wyzwanie.
Prawda jest dla lamusów
- Eeeej…ja
zawszę biorę prawdę - skrzywiła się czarnulka, a ja wyciągnęłam w górę ręcę
złożone w literę „L”.
***
Na
śpiewie George wpadł na cudowny, artystyczny pomysł zaśpiewania hymnu swojego
kraju tak jakby była to ballada dla naszego ukochanego. Ezra zawsze droczył się
ze mną o Stale’go, albo o moich braci, ale zdecydowanie częściej o Stale’go. I
oczywiście nikt nie był na tyle chętny, żeby wyjść pierwszym, więc ja musiałam
zacząć z Ja, vi elsker dette
landet. Zawsze przypominał mi
koledę, więc właściwie nie było, aż tak trudno przerobić go na lovesong.
Postanowiłam
wybrać oprócz pierwszej, klasycznej zwrotki czwartą, piątą, szóstą i siódmą.
Czyli pominęłam całe dwie opowiadające o naszej historii. Jak Harlad
Pięknowłosy jednoczył Norwegie i najechali nas Szwedzi. Tak szczerze to z
chęcią pominęłabym również pierwszy fragment, bo zawsze wydawał mi się taki sztywniacki.
Kocham mój kraj, jest super, są tam moi rodzice i jest zimny, ale prześliczny.
Nic ciekawego.
„Jasne,
nie jest nas za dużo, ale jest nas wystarczająco. Próbowali wszystkiego na nas,
a my się broniliśmy. Ale wolimy spalić naszą ziemię niż uznać naszą porażkę.
Tylko następnym razem pamiętajcie co się stało pod Fredriskhald”. To jest
dopiero prawdziwa krew wikingów, a nie jakieś puciu-puciu o ładnych fiordach.
„Niebieskooka wolność dla nas była zrodzona”.
Sam hymn
postanowiłam wykonać soulowo. Synkopa, drżący głos, zwolnione tempo i troche
przeinaczona melodia. Może jakoś ujdzie, a norweski, który Demri określała jako
„skrzypienie starych drzwi” może nie będzie się nawet jakoś tak rzucać w
oczy.
<No
dobra masz Perry za swoje. W ogóle mi się nie podoba ten rozdział, ale tak się
kończy wywieranie presji. O! Po za tym jest chyba najkrótszy w moim
dobytku>
O. jest przeszłość Nory. Jestem ciekawa, co tam znajdę… pierwsze pytanie – co to jest Russ? Carlsberg! Uwielbiam te stare szklane butelki! tak jakby wena stała na horyzoncie z karteczką „Tylko 1$ z vatem i opłatami przesyłki” Cudowne zdanie! Będę je teraz powtarzać na okrągło, aż przez sen będę je rzucać w przestrzeń! Tak! Od teraz zaczynam! A kawa i Demri – a co tam, nie Nora? I to i to ze Seattle XD Heh a tekt o ukochanym Vegardzie mnie tak rozbawił. No, król dzisiejszego nędznego dnia heh A tej gry… Wgl nie ogarniam. Jakaś za głupia na mój mózg naprawiacza pieców. A prawda jest dla lamusów… Co to za głupie gry im po mózgownicach chadzają?! Gdzie kreatywność? Dobra. Czytam dalej, bo może być zabawnie. A mi się podobał. Może i kró™ki, ale poprawił mi humor. Potrzebowałam tego, dlatego naciskałam. Nie miej za złe. Zawsze możesz dopisać xD
OdpowiedzUsuńNo to się cieszę, że nie okazał się tak beznadziejny jak myślałam.
UsuńRuss to jest okres zabawy przed ostatecznymi egzaminami w Norwegi. Trwa 3 tygodnie. Nora to potem wyjaśni.
No bo co innego można pić w Kopenhadze?
A dziękuję, dziękuję. Do usług.
A gry to są jakieś typowe co znam z kolonii xDD Jakoś tak mi pasowało...
Miło mi w każdym razie. Tusen takk.