Ktoś pukał do drzwi. Robił to donośnie,
ale i tak usłyszałem to po jakichś kilku dobrych minutach. Gra mnie tak
wciągnęła, że nic dziwnego, że zwyczajnie nie słyszałem odgłosu dobijania. No i
oczywiście akurat leciał jedyny kawałek Motorhead, jakiego słuchałem. Nie
zatrzymując grania, zawołałem ‘Otwarte!’. Raczej nauczyciele się tu nie
szwendali, więc była mała szansa, że ktoś mógłby się obrazić. No i obaj z
Waitsem paliliśmy, więc mogło nieco zalatywać. Oszukiwaliśmy czujnik dymu,
oklejając go porządnie siatką, ale i tak większość smrodu i dymu uciekała przez
otwarte okno.
- Gdzie Waits?!
Spojrzałem w stronę drzwi. W wejściu stała
Pixie przyglądając się uważnie wnętrzu. No, tak. Meredith nie przepadała,
delikatnie powiedziawszy, za moim współlokatorem. Wiedziałem to tylko z jej
opowiastek, bo Jessy po prostu o niej nie wspominał. Zbyt gadatliwi nie
byliśmy. No, ja tylko jak się napiłem albo zjarałem. Chociaż wczorajszej nocy
zamieniliśmy kilka zdań. Gdy wróciłem z łazienki, okazało się, że w naszym
pokoju była jeszcze Demri. Nawet nie zdążyłem zapytać, co tam robiła, a mała
hipiska spytała z wiecznym uśmiechem, że oglądają film Burtona i może się
przyłączę. O, dziwo Waits nie miał nic przeciwko. Chociaż w sumie nie wiadomo,
bo nic nie powiedział, a czarna zabrała mu kompa, postawiła na stoliku pod ścianą i
położyła się na brzuchu na łóżku. ‘No, chodźcie!’, zamachała na nas, więc obaj
z Waitsem usiedliśmy na podłodze, opierając się plecami o kraniec łóżka, gdzie
zadowolona leżała Demri. Zaoferowałem, że skoczę na dół zrobić popcorn. Po
chwili siedzieliśmy w trójkę z gębami wlepionymi w ekran i bez ustanku
wrzucającymi sobie do ust kukurydzę. Gdy film dobiegł końca, uznaliśmy, że
wcale nie jesteśmy zmęczeni i włączyliśmy jeszcze Rodzinę Addamsów. Z tego co
zauważyłem Demri naprawdę lubiła Waitsa i nie przejmowała się jego chamskimi
odzywkami. Zupełnie jakby znali się od dzieciństwa, a nie od jakichś dwóch
tygodni. Gdybym miał ich porównać do jakieś książkowej pary, zapewne
wymieniłbym Brienne i Jaime’go albo Tyriona i Bronna. Parsknąłem w pewnym
momencie pod nosem wyobrażając sobie skutą, brudną Demri i milczącego Waitsa,
idących przez Westeros. Chociaż pewnie w przyszłości byliby z nich niezły Han
Solo i Chewie. Z naszych rozmów podczas gry na gitarze mała naprawdę dobrze
mówiła o Jessy’m. Jednak jak gdy pytałem o resztę, odpowiedź zawsze była taka
sama, acz ubrana w inne słowa. No, tak. Ta dziewczyna chyba nie wiedziała, co
to wada. W przeciwieństwie do Meredith, która stanęła przede mną, zasłaniając
ekran i wytrącając mnie ze wspominek.
- Czego chcesz? – rzuciłem do niej,
próbując ją odepchnąć. Jednak Pixie się nie dała i gdy nawet wtedy grałem
dalej, wyłączyła mi telewizor. – Ej! Co ty robisz?! – krzyknąłem na nią, jednak
dziewczyna wcale się tym nie przejęła. Miałem naprawdę wielką ochotę wywalić ją
przez okno. Wpierdala się do pokoju i jeszcze przeszkadza w trakcie relaksu!
Czego znowu chciała?!
- Możesz mi łaskawie powiedzieć, co
robiłeś o trzeciej rano z Demri?! – syknęła, podpierając się pod boki.
Patrzyłem na nią z dołu, nie podnosząc się z wielkiej poduszki imitowanej na
piłkę do nogi. Zmarszczyłem brwi, patrząc z lekkim niedowierzaniem na oburzoną
Meredith. Fakt. Odniosłem małą do łóżka jak przysnęła na końcówce Rodziny
Addamsów.
- Z tobą wracałem o trzeciej trzydzieści,
więc się tak nie ciskaj – odparłem, odsuwając ją na bok i na powrót włączając
telewizor. Tym razem Pixie go nie odłączyła.
- Chyba nie myślisz, że jestem o nią
zazdrosna – prychnęła. Wzruszyłem ramionami.
- Tak to wygląda.
- Znam takich typów jak ty i nie masz się
koło niej kręcić! Demri to dobra dziewczyna i nie pozwolę ci jej zepsuć!
- O-o. I mam uwierzyć, że przemawia przez
ciebie zwyczajny instynkt macierzyński? – To robiło się coraz bardziej
niedorzeczne. Byliśmy z Meredith jakieś dwa razy jak dotąd na mieście, a teraz
uważała, że mnie rozgryzła? Nie wiem, czy zwyczajnie potrzebowała pretekstu,
żeby tu wejść, czy po prostu nie odnajdywała się qw towarzystwie Akademii.
Przecież wszystkie dziewczyny prócz niej wyjechały do rodziny Nory. Chyba coś
musiało o tym świadczyć. Zresztą Pixie potrafiła być niemiła, albo wręcz chamska
jak teraz.
- Żebyś wiedział! – odkrzyknęła
dziewczyna.
- Uważaj, bo Briggs gwałciciel napadnie
wszystkie dziewice w Akademii – rzuciłem, mając zdecydowanie dość tych
absurdalnych i wyssanych z palca oskarżeń. Odłożyłem kontroler i wstałem,
stając naprzeciwko niej. Tym razem to ja patrzyłem na nią z góry. – Jesteś
chyba dziewicą, nie Pixie? – spytałem, krzyżując ręce na piersiach.
- Kurwa! Nienawidzę cię! Zaczynasz gadać
jak Waits! – wrzasnęła Meredith, a ja musiałem zatkać sobie uszy, żeby nie
ogłuchnąć. Wyparowała z mojego pokoju tak szybko jak do niego wpadła.
Usłyszałem tylko jeszcze na korytarzu ‘Nie odzywaj się do mnie!’. Jakiś
nieszczęśnik doznał co to wkurzenie panny Pixie. Pokręciłem tylko głową i
wróciłem do gry, chociaż zupełnie mi się odechciało. Wyłączyłem muzykę i
podszedłem do okna. Pogoda jak na Los Angeles była beznadziejna. Od rana lało i
było cholernie zimno. Westchnąłem.
- A ty co, Briggs? Nostalgia cie dopadła?
Odwróciłem głowę i zobaczyłem Waitsa.
Mimo, że był aroganckim dupkiem, nie dało się nie zauważyć wzroku dziewczyn z
Akademii. Nawet profesor Baker robiła się czerwona, gdy coś do niej powiedział.
Zachichotałem w myślach. Gdyby był aktorem, pewnie nie zarabiałby talentem, a
twarzą. Kolejny powód do nabijania się. Waits idolem nastolatek. Nie.
Zdecydowanie nie widziałem go w tej roli.
- A miałem mało ciekawą wizytę. -
Wzruszyłem ramionami i z braku lepszego zajęcia, opadłem na poduszkę a la piłka
nożna i włączyłem z powrotem grę. Chwilę postrzelałem, gdy pewien pomysł wpadł
mi do głowy. - Ej, Waits. Może zagrasz? W tę grę lepiej się gra we dwóch.
Jessy spojrzał na mnie lekko zdziwiony,
ale nie odmówił.
- Nie znam się zbytnio na tym. A co to za
gierka? - spytał o dziwo lekkim i niepretensjonalnym tonem.
- Colonial Marines. Zabijasz Obcych. Tych
prawdziwych - odparłem, mając nadzieję, że się zgodzi.
- Chwila.
Waits rozpakował torby, które ze sobą
przyniósł. Obowiązkowe fajki, wino i jakieś duperele. O. Nawet nachosy. Zdjął
spraną czerwoną skórę, otworzył paczkę, zjadł jednego nachosa i podszedł do
mnie.
- No, to gramy - rzucił i bez pytania
wziął kontroler. Udawałem, że nie zrobiło to na mnie jako takiego małego
wrażenia. No, nie spodziewałem się tego. Ale w jakimś stopniu mnie to
ucieszyło. Dostałem nawet nachosy i naprawdę dobrego kumpla od gier. Mimo, że
Waits mówił, że był słaby, wymiatał nieźle. Ledwo za nim nadążałem. Po pewnym
czasie Jessy rzucił:
- Kto złożył ci wizytę?
- Pixie - westchnąłem. Waits odparł tylko
krótkie 'Aha', które wyrażało więcej niż tysiąc słów i było całkowicie
przesiąknięte zrozumieniem. Nie musieliśmy już nic więcej mówić.
<Krótko, bo krótko. Jednak mam nadzieję, że nie jest najgorszy. Jak będę miała potem trochę czasu, to może coś dopiszę>
O jak fajnie! Wreszcie coś zwyczajnego i dużo można się dowiedzieć...nie, Perry, nie o Briggsie, a o Waitsie xD Ale naprawdę fajne oddanie charakterów chłopaków. I Meredith.
OdpowiedzUsuńNiech tylko sobie poczekają i zobaczą jak Nora gra w gry xD
A tak w ogóle to ukradłaś mi pomysł z deszczem xDD Ale dobrze, i tak go pewnie niedługo wykorzystam czytaj.: jak złapię chwilkę czasu
Eve się niestety nie odzywa, to sobie sama kreuję jej postać xD Znaczy nie chcę z niej robić jakiejś wrednej suki. Ale jeszcze u mnie na pewno się pojawi kiedyśtam. Co do pani Baker to sb przypomniałam akcję z moim wujkiem i jego nauczycielką od angola. Też zawsze była czerwona heh A co do normalności to w sumie tego chciałam, więc widzę, że się powiodło. Ja chyba nie umiem pisac długich rozdziałów. Co do gier - tak, też sobie pomyślałam o Norze jak napierdalała z Bardem XD
UsuńSkradlam? W każdym razie deszczu na pewno nie będzie mało hahah