- Masz tu coś na pamiątkę.
Vegard wręczył mi małe pudełeczko, które
z dużymi oczami przyjęłam. Co? Ale że dla mnie? Co?! Jak to tak? Czym sobie
zasłużyłam?! Z milionem pytań do… spojrzałam pytająco na stojącego naprzeciwko
czarnowłosego, ale brat Nory tylko mnie ponaglił:
- No, otwórz!
Podskoczyłam lekko przestraszona tą
zmianą emocjonalną i szybko zaczęłam mocować się z czymś, co wyglądało na
pudełko od kubka. Jednak gdy dokopałam się do wnętrza, zamarłam. To, co
znajdowało się w środku kompletnie zbiło mnie z tropu.
- Moja fontanna! - pisnęłam, czując, że
wielki uśmiech wchodził mi na twarz. – Jak…? Czemu?!
- O mało wtedy nie wpadłaś pod samochód,
więc to chyba miłość. Warto ryzykować dla zimnej fontanny z kamienia - rzucił
sarkastycznie Vegard, ale zbyłam go. Byłam zbyt zaskoczona i szczęśliwa.
Wpatrywałam się przez dobrą chwilę w miniaturową fontannę, zastanawiając się,
czy to cudeńko jest prawdziwe.
- To pierwszy podarunek, który dostałam
od osoby z ostatnią parą chromosomów XY! – rzuciłam rozemocjonowana.
- Co?! – Vegard otworzył szeroko oczy,
starając się chyba zrozumieć cokolwiek z tego, co powiedziałam. Nie mam
pojęcia, czy w ogóle znał słowo ‘chromosom’ w moim języku. Jednak zdecydowałam
się spróbować nakreślić mu ten biologiczny problem.
- Ostatnia para chromosomów męskich
różni się od żeńskich. XY mają faceci, a XX babki - odparłam, wzruszając
ramionami. To była jedyna rzecz, jaką zapamiętałam z zajęć z biologii w liceum.
Jednak ze wszystkich ścisłych przedmiotów najbardziej lubiłam fizykę. Nie byłam
jakimś tam mistrzem, ale to i owo się wiedziało.
- Aaahaaa - wymruczał niepewnie Vegard,
patrząc na mnie podejrzliwie. - Wiem, o co chodzi...
- Nie jestem kosmitą – rzuciłam do
niego, uśmiechając się na pocieszenie, gdy nasza naukowa dyskusja została
przerwana przed drugiego Ylvisakera.
- Trzymaj się, mała Indianko! - Bard
skończył żegnać resztę, a teraz zostałyśmy mu tylko Nora i ja. Wyglądał o wiele
lepiej niż swoje rodzeństwo, które chyba niezbyt dobrze znosiło kaca. - Chociaż
bardziej przypominasz naszych. Vegard nie byłby czarną owcą - rzucił,
puszczając do mnie oczko. Potem przybił mi piątkę i potarmosił włosy.
Westchnęłam. Mimo, że spędziłam z nimi kilka godzin, rozumiałam już dlaczego
Nora tak bardzo tęskniła za braćmi. Gdybym takich miała, też bym nie mogła się
doczekać spotkania. A prawdę powiedziawszy nie miałam pojęcia, ile mam
rodzeństwa.
Wszyscy skończyli się ze sobą żegnać i
mogłyśmy już powędrować do bramek. Gdy szłyśmy w stronę naszego gate'a, Nora
podbiegła do mnie i zagadnęła, wskazując figurkę.
- Co tam masz? - spytała, patrząc
uważnie mi przez ramię. Musiałam wyjąć słuchawki, w których właśnie leciał One
Day z Piratów. W sumie już miałam zmieniać piosenkę na coś żywszego niż dłużący
się soundtrack, gdy zaczepiła mnie Norweżka.
- Prezent od twoje brata. Zobacz -
odparłam, a w mojej głowie utworzył się samoistnie mały żart, którego celem
była właśnie pani Norweg. Nie byłam zła. Po prostu coś mnie podkusiło.
- Co to do cholery jest?!
- Fontanna. Nie widzisz? – Podsunęłam
jej figurkę pod nos, ale ta tylko zmarszczyła brwi i odmruknęła, wyraźnie
zdegustowana:
- Nie.
- No, trudno. Jest piękna.
- A od którego to? - Nora zmierzyła mnie
podejrzliwym wzrokiem.
- Twojego prywatnego Janka Śnieg –
zachichotałam. – Nie sądzisz, że Vegard ma fryzurę na Jona Snow? –
Odpowiedziała mi jednoznaczna cisza, którą zignorowałam z całym szacunkiem do
pani gospodarz. - Chyba się zakochałam... - westchnęłam głęboko, przybierając
teatralną postawę. Wszystkie te lata obserwowania aktorów w końcu się przydały.
Wiele bym dała, żeby się teraz odwrócić i zobaczyć minę Nory. Jednak nie! The
show must go on!
- C-co?! - wykrzyknęła Nora, stając w
pół kroku i krztusząc się sokiem pomarańczowym. – Fuj! Demri! On jest żonaty!
- Oj tam. Każdą przyczepę da się
odczepić.
Puściłam do niej oczko i już kompletnie
ją ignorując, przetańczyłam resztę drogi do samolotu.
- Demri Draven! Wracaj tu! – krzyczała
za mną zbulwersowana Ylvisaker, nie mogąc mnie dogonić. Lawirowałam wśród tłumu
ludzi, nie przestając tańczyć do Alice’s Theme. W końcu dostałam się na pokład
i usiadłam na swoim miejscu. Po kilku chwilach do środka weszła również i Nora,
która mierzyła mnie morderczym wzrokiem i nie odrywając ode mnie spojrzenia,
usiadła kilka siedzeń dalej. Czułam, że obserwowała każdy mój ruch, ale od razu
obróciłam się i zaczęłam rozmawiać z mężczyzną w średnim wieku, który siedział
obok. Okazało się, że był w drodze do Hong Kongu na ważne spotkanie. Mówił mi o
polityce na Wschodzie, tamtejszej kulturze, historii i wielu zagadnieniach, o
których nie miałam pojęcia. Nawet nie zorientowałam się, a byliśmy już w
powietrzu. Zapomniałam o Norze i całej akcji, której kontynuacja miała mnie
pewnie czekać po przylocie. Byłam zbyt pochłonięta opowieścią biznesmena.
Opowiadał bez ustanku, a ja wpatrywałam się w niego szerokimi oczami.
- Nudzę cię, młoda damo? – spytał w
pewnym momencie, gdy zaknęłam na chwilę oczy.
- Ależ nic z tych rzeczy! Niech pan
opowiada dalej! I co się stało z Marco Polo?
- Żeby tylko moja córka tak się tym
interesowała – uśmiechnął się mężczyzna i kontynuował. Gdy tylko o tym
wspomniał, przypomniał mi się dziadek. Praktycznie większość dzieciństwa
spędziłam w domu jego i babci, niż z mamą i jej mężem. Oboje wiecznie byli
zajęci, a urządzona w indiańskim stylu chatka stanowiła o wiele lepszy świat
dla małej dziewczynki. Całymi dniami biegałam w sukienkach po lesie i wspinałam
się na drzewa tudzież stare ruiny. Gdy byłam w przedszkolu, opowiadałam o tym,
że dziadek ma kolczyk z pazura dzikiej pantery. ‘A twój nie ma?’, dziwiłam się,
gdy pozostałe dzieci, kręciły szybko głowami. Wspomnienia przywoływały uśmiech.
Tęskniłam za nimi. Za dziadkiem i babcią. Za skrytą w głębi lasu, osadzoną przy
jeziorze, pachnącą drewnem chatką z bali. Musiałabym tam kiedyś zabrać
studenciaków z Akademii. Fey byłaby zachwycona ilością zwierząt do
fotografowania i wielkim jeziorem, które kiedyś było dla mnie oceanem. No, może
Amy, Meredith i Nora nie byłby zbyt szczęśliwe, bo prócz telefonu na kablu, nie
było innej możliwości kontaktu ze światem, włączając umiłowany przez Ylvisaker
internet. Daniel byłby zachwycony scenerią wyjętą prosto z Władcy Pierścieni i
Alicji w Krainie Czarów, a Jessy siedziałby pewnie całymi dniami w altanie na
jeziorze i tworzył. Gdy tak o tym myślałam, pomysł wydawał mi się naprawdę
genialny. Może w wakacje wybralibyśmy się tam wszyscy razem? Lub jesienią… Tak…
To był naprawdę dobry plan… Oczy same zaczynały mi się zamykać i nawet nie
zauważyłam, kiedy głowa opadła mi na ramię pana lecącego do Hong Kongu.
<Znowu krótko, ale cóż. Takie życie artysty. Krótkie, acz intensywne.>
Krótko acz intensywnie - święte słowa Perry. Serio. Twój pomysł mnie rozwalił. Dla mnie Vegard przypomina tylko Josha Grobana, ale nawet Blackbird mówi na niego Snow xD Nie mam za wiele komentować, bo jest genialnie jak zwykle. Szczerze uśmiałam się. Nawet sąsiad z dołu się obejrzał (tak, siedzę na balkonie).
OdpowiedzUsuńTy tak szybko czytasz i komentujesz, a ja jeszcze nie zaczęłam Twojego czytać. Czuję się jak ułom xD Kiedyś wybierzemy się do dziadków w lesie i będziemy Drużyną Pierścienia! Ha!
UsuńWeź…ja ma wrażenie, że wolno czytam właśnie xD O tak. Jak nie ma internetu to wam duże rachunki za telefon przyjdą jak Nora obdzwoni swoich wszystkich kumpli z Norwegii xD
UsuńPerry padam na twarz przed tobą, ten rozdział mnie zmiótł. Czytałam to z wielkim uśmiechem na ustach *-*
OdpowiedzUsuń"Każdą przyczepę da się odczepić" kupiłaś mnie tym tekstem i jestem przekonana, że Demri z takim nastawieniem łatwo dogadałaby się z wujem Amandy (ja już to widzę, Nora ci coś może o tym powiedzieć) XD
Czyli szykujemy nowy wyjazd? Jak najbardziej jestem za! Jeśli tylko będą konie to Amy natychmiast spakuje walizki ♥ Czekać do jesieni to straszna zmora, ale będzie warto!
Hah w sumie nie sądziłam, że będzie on taki zabawny. Ale wyszło jak wyszło :D Ale ja nic nie wiem, o co chodzi z wujem Finnesem. Powie mi ktoś? Hm?
UsuńNo, trochę trzeba będzie odczekać z wyjazdem, bo nie sądzę, że w jakiś cudowny sposób zapanuje nam jesień heh
Jak w jednym krótkim tekście zawrzeć naprawdę sporo charakteru postaci oraz całkiem sporo prywatnych perełek? Nie wiem. Pytajcie Perry.
OdpowiedzUsuń"To pierwszy podarunek, który dostałam od osoby z ostatnią parą chromosomów XY!"
Biol-chem to nie profil. Biol-chem to stan umysłu! ♥
" - A od którego to? - Nora zmierzyła mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Twojego prywatnego Janka Śnieg"
Mental connection tak bardzo. Nie dość,że Marvel, to jeszcze GoT ^^
I wspomniane już wcześniej sławetne " Każdą przyczepę da się odczepić."
Padłam. Po prostu pozdrowienia z podłogi xDDD Czyżby Demri była niepoprawną uwodzicielką...? Ogólnie ja strasznie lubię teksty, w których ujawnia się charakter postaci, jej przeszłość, życie pozaakademickie itd. (Co, niestety, strasznie przekładam na swoje rozdziały). Także tu kolejny plus za fragment o dzieciństwie i chatce w lesie. Przyznam, że trochę inaczej wyobrażałam sobie Demri. Dla mnie była bardziej jak dzieci kwiatu i nie wpadło mi do głowy, że była wychowana w kulturze przypominającą indiańską. BTW, zauważyłąm, że Laufey i Demri, mimo miejscowych diametralnych różnic, są w pewnym sensie podobne. Obie mają swój mały, piękny, zamknięty świat, do którego tylko niektóre osoby mają klucz.
Ach, kocham takie rozdziały, w które można się wgryzać, interpretować i rozkładać na czynniki pierwsze. Niezależnie od długości. Oby tak dalej! C: