Layout by Raion

sobota, 25 kwietnia 2015

Demri Draven

- Masz tu coś na pamiątkę. 

Vegard wręczył mi małe pudełeczko, które z dużymi oczami przyjęłam. Co? Ale że dla mnie? Co?! Jak to tak? Czym sobie zasłużyłam?! Z milionem pytań do… spojrzałam pytająco na stojącego naprzeciwko czarnowłosego, ale brat Nory tylko mnie ponaglił:

- No, otwórz!

Podskoczyłam lekko przestraszona tą zmianą emocjonalną i szybko zaczęłam mocować się z czymś, co wyglądało na pudełko od kubka. Jednak gdy dokopałam się do wnętrza, zamarłam. To, co znajdowało się w środku kompletnie zbiło mnie z tropu. 

- Moja fontanna! - pisnęłam, czując, że wielki uśmiech wchodził mi na twarz. – Jak…? Czemu?!

- O mało wtedy nie wpadłaś pod samochód, więc to chyba miłość. Warto ryzykować dla zimnej fontanny z kamienia - rzucił sarkastycznie Vegard, ale zbyłam go. Byłam zbyt zaskoczona i szczęśliwa. Wpatrywałam się przez dobrą chwilę w miniaturową fontannę, zastanawiając się, czy to cudeńko jest prawdziwe.

- To pierwszy podarunek, który dostałam od osoby z ostatnią parą chromosomów XY! – rzuciłam rozemocjonowana.

- Co?! – Vegard otworzył szeroko oczy, starając się chyba zrozumieć cokolwiek z tego, co powiedziałam. Nie mam pojęcia, czy w ogóle znał słowo ‘chromosom’ w moim języku. Jednak zdecydowałam się spróbować nakreślić mu ten biologiczny problem.

- Ostatnia para chromosomów męskich różni się od żeńskich. XY mają faceci, a XX babki - odparłam, wzruszając ramionami. To była jedyna rzecz, jaką zapamiętałam z zajęć z biologii w liceum. Jednak ze wszystkich ścisłych przedmiotów najbardziej lubiłam fizykę. Nie byłam jakimś tam mistrzem, ale to i owo się wiedziało.

- Aaahaaa - wymruczał niepewnie Vegard, patrząc na mnie podejrzliwie. - Wiem, o co chodzi...

- Nie jestem kosmitą – rzuciłam do niego, uśmiechając się na pocieszenie, gdy nasza naukowa dyskusja została przerwana przed drugiego Ylvisakera.

- Trzymaj się, mała Indianko! - Bard skończył żegnać resztę, a teraz zostałyśmy mu tylko Nora i ja. Wyglądał o wiele lepiej niż swoje rodzeństwo, które chyba niezbyt dobrze znosiło kaca. - Chociaż bardziej przypominasz naszych. Vegard nie byłby czarną owcą - rzucił, puszczając do mnie oczko. Potem przybił mi piątkę i potarmosił włosy. Westchnęłam. Mimo, że spędziłam z nimi kilka godzin, rozumiałam już dlaczego Nora tak bardzo tęskniła za braćmi. Gdybym takich miała, też bym nie mogła się doczekać spotkania. A prawdę powiedziawszy nie miałam pojęcia, ile mam rodzeństwa.

Wszyscy skończyli się ze sobą żegnać i mogłyśmy już powędrować do bramek. Gdy szłyśmy w stronę naszego gate'a, Nora podbiegła do mnie i zagadnęła, wskazując figurkę. 

- Co tam masz? - spytała, patrząc uważnie mi przez ramię. Musiałam wyjąć słuchawki, w których właśnie leciał One Day z Piratów. W sumie już miałam zmieniać piosenkę na coś żywszego niż dłużący się soundtrack, gdy zaczepiła mnie Norweżka.

- Prezent od twoje brata. Zobacz - odparłam, a w mojej głowie utworzył się samoistnie mały żart, którego celem była właśnie pani Norweg. Nie byłam zła. Po prostu coś mnie podkusiło.

- Co to do cholery jest?!

- Fontanna. Nie widzisz? – Podsunęłam jej figurkę pod nos, ale ta tylko zmarszczyła brwi i odmruknęła, wyraźnie zdegustowana:

- Nie.

- No, trudno. Jest piękna. 

- A od którego to? - Nora zmierzyła mnie podejrzliwym wzrokiem.

- Twojego prywatnego Janka Śnieg – zachichotałam. – Nie sądzisz, że Vegard ma fryzurę na Jona Snow? – Odpowiedziała mi jednoznaczna cisza, którą zignorowałam z całym szacunkiem do pani gospodarz. - Chyba się zakochałam... - westchnęłam głęboko, przybierając teatralną postawę. Wszystkie te lata obserwowania aktorów w końcu się przydały. Wiele bym dała, żeby się teraz odwrócić i zobaczyć minę Nory. Jednak nie! The show must go on!

- C-co?! - wykrzyknęła Nora, stając w pół kroku i krztusząc się sokiem pomarańczowym. – Fuj! Demri! On jest żonaty!

- Oj tam. Każdą przyczepę da się odczepić.

Puściłam do niej oczko i już kompletnie ją ignorując, przetańczyłam resztę drogi do samolotu.

- Demri Draven! Wracaj tu! – krzyczała za mną zbulwersowana Ylvisaker, nie mogąc mnie dogonić. Lawirowałam wśród tłumu ludzi, nie przestając tańczyć do Alice’s Theme. W końcu dostałam się na pokład i usiadłam na swoim miejscu. Po kilku chwilach do środka weszła również i Nora, która mierzyła mnie morderczym wzrokiem i nie odrywając ode mnie spojrzenia, usiadła kilka siedzeń dalej. Czułam, że obserwowała każdy mój ruch, ale od razu obróciłam się i zaczęłam rozmawiać z mężczyzną w średnim wieku, który siedział obok. Okazało się, że był w drodze do Hong Kongu na ważne spotkanie. Mówił mi o polityce na Wschodzie, tamtejszej kulturze, historii i wielu zagadnieniach, o których nie miałam pojęcia. Nawet nie zorientowałam się, a byliśmy już w powietrzu. Zapomniałam o Norze i całej akcji, której kontynuacja miała mnie pewnie czekać po przylocie. Byłam zbyt pochłonięta opowieścią biznesmena. Opowiadał bez ustanku, a ja wpatrywałam się w niego szerokimi oczami.

- Nudzę cię, młoda damo? – spytał w pewnym momencie, gdy zaknęłam na chwilę oczy.

- Ależ nic z tych rzeczy! Niech pan opowiada dalej! I co się stało z Marco Polo?

- Żeby tylko moja córka tak się tym interesowała – uśmiechnął się mężczyzna i kontynuował. Gdy tylko o tym wspomniał, przypomniał mi się dziadek. Praktycznie większość dzieciństwa spędziłam w domu jego i babci, niż z mamą i jej mężem. Oboje wiecznie byli zajęci, a urządzona w indiańskim stylu chatka stanowiła o wiele lepszy świat dla małej dziewczynki. Całymi dniami biegałam w sukienkach po lesie i wspinałam się na drzewa tudzież stare ruiny. Gdy byłam w przedszkolu, opowiadałam o tym, że dziadek ma kolczyk z pazura dzikiej pantery. ‘A twój nie ma?’, dziwiłam się, gdy pozostałe dzieci, kręciły szybko głowami. Wspomnienia przywoływały uśmiech. Tęskniłam za nimi. Za dziadkiem i babcią. Za skrytą w głębi lasu, osadzoną przy jeziorze, pachnącą drewnem chatką z bali. Musiałabym tam kiedyś zabrać studenciaków z Akademii. Fey byłaby zachwycona ilością zwierząt do fotografowania i wielkim jeziorem, które kiedyś było dla mnie oceanem. No, może Amy, Meredith i Nora nie byłby zbyt szczęśliwe, bo prócz telefonu na kablu, nie było innej możliwości kontaktu ze światem, włączając umiłowany przez Ylvisaker internet. Daniel byłby zachwycony scenerią wyjętą prosto z Władcy Pierścieni i Alicji w Krainie Czarów, a Jessy siedziałby pewnie całymi dniami w altanie na jeziorze i tworzył. Gdy tak o tym myślałam, pomysł wydawał mi się naprawdę genialny. Może w wakacje wybralibyśmy się tam wszyscy razem? Lub jesienią… Tak… To był naprawdę dobry plan… Oczy same zaczynały mi się zamykać i nawet nie zauważyłam, kiedy głowa opadła mi na ramię pana lecącego do Hong Kongu.


<Znowu krótko, ale cóż. Takie życie artysty. Krótkie, acz intensywne.>

6 komentarzy:

  1. Krótko acz intensywnie - święte słowa Perry. Serio. Twój pomysł mnie rozwalił. Dla mnie Vegard przypomina tylko Josha Grobana, ale nawet Blackbird mówi na niego Snow xD Nie mam za wiele komentować, bo jest genialnie jak zwykle. Szczerze uśmiałam się. Nawet sąsiad z dołu się obejrzał (tak, siedzę na balkonie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty tak szybko czytasz i komentujesz, a ja jeszcze nie zaczęłam Twojego czytać. Czuję się jak ułom xD Kiedyś wybierzemy się do dziadków w lesie i będziemy Drużyną Pierścienia! Ha!

      Usuń
    2. Weź…ja ma wrażenie, że wolno czytam właśnie xD O tak. Jak nie ma internetu to wam duże rachunki za telefon przyjdą jak Nora obdzwoni swoich wszystkich kumpli z Norwegii xD

      Usuń
  2. Perry padam na twarz przed tobą, ten rozdział mnie zmiótł. Czytałam to z wielkim uśmiechem na ustach *-*
    "Każdą przyczepę da się odczepić" kupiłaś mnie tym tekstem i jestem przekonana, że Demri z takim nastawieniem łatwo dogadałaby się z wujem Amandy (ja już to widzę, Nora ci coś może o tym powiedzieć) XD
    Czyli szykujemy nowy wyjazd? Jak najbardziej jestem za! Jeśli tylko będą konie to Amy natychmiast spakuje walizki ♥ Czekać do jesieni to straszna zmora, ale będzie warto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah w sumie nie sądziłam, że będzie on taki zabawny. Ale wyszło jak wyszło :D Ale ja nic nie wiem, o co chodzi z wujem Finnesem. Powie mi ktoś? Hm?
      No, trochę trzeba będzie odczekać z wyjazdem, bo nie sądzę, że w jakiś cudowny sposób zapanuje nam jesień heh

      Usuń
  3. Jak w jednym krótkim tekście zawrzeć naprawdę sporo charakteru postaci oraz całkiem sporo prywatnych perełek? Nie wiem. Pytajcie Perry.

    "To pierwszy podarunek, który dostałam od osoby z ostatnią parą chromosomów XY!"
    Biol-chem to nie profil. Biol-chem to stan umysłu! ♥

    " - A od którego to? - Nora zmierzyła mnie podejrzliwym wzrokiem.
    - Twojego prywatnego Janka Śnieg"
    Mental connection tak bardzo. Nie dość,że Marvel, to jeszcze GoT ^^

    I wspomniane już wcześniej sławetne " Każdą przyczepę da się odczepić."
    Padłam. Po prostu pozdrowienia z podłogi xDDD Czyżby Demri była niepoprawną uwodzicielką...? Ogólnie ja strasznie lubię teksty, w których ujawnia się charakter postaci, jej przeszłość, życie pozaakademickie itd. (Co, niestety, strasznie przekładam na swoje rozdziały). Także tu kolejny plus za fragment o dzieciństwie i chatce w lesie. Przyznam, że trochę inaczej wyobrażałam sobie Demri. Dla mnie była bardziej jak dzieci kwiatu i nie wpadło mi do głowy, że była wychowana w kulturze przypominającą indiańską. BTW, zauważyłąm, że Laufey i Demri, mimo miejscowych diametralnych różnic, są w pewnym sensie podobne. Obie mają swój mały, piękny, zamknięty świat, do którego tylko niektóre osoby mają klucz.
    Ach, kocham takie rozdziały, w które można się wgryzać, interpretować i rozkładać na czynniki pierwsze. Niezależnie od długości. Oby tak dalej! C:

    OdpowiedzUsuń