Drugi rok
nauki w Akademii Artystycznej w Los Angeles. Jeszcze nikogo nie było. W tym
roku miały dołączyć nowe osoby i mieli mi przydzielić kolejną współlokatorkę. Nie
mogłam narzekać na poprzednią - była w porządku, ale to zawsze coś ekscytującego,
gdy masz poznać kolejną osobę. Zresztą tamta była trzy lata starsza i wyjechała, bo
złapała jakąś pracę w Ohio. A ja zostałam… Jako jedna z niewielu, jak nie
jedyna, na drugim roku w Akademii.
Już od
ponad tygodnia siedziałam w LA, tyle że dopiero od wczoraj sama. Przyjechałam
tutaj na zawody Stale'a. Siedzieliśmy praktycznie ciągle w penthousie ze Svenem, Alekiem,
Torsteinem, Frodem, Emilem i Marcusem. Potem chłopacy szli trenować, a ja trochę się
im przyglądałam, a trochę szwendałam po mieście i słuchałam miejscowych zespołów. Potem
odbyły się zawody i po kilku dniach Sven wrócił do Szwecji na AlleInvite. Zostaliśmy z całą resztą, dopóki przedwczoraj Stale, Alek, Torstein, Emil i
Marcus nie polecieli do Kolorado na kolejne zawody. Zostaliśmy z Frode'm, ale on musiał już zaraz wracać do Norwegii. Ponieważ nie miałam, co
robić i gdzie mieszkać, wprowadziłam się z lekkim wyprzedzeniem do Akademii. Nie
było jeszcze zajęć, więc włóczyłam się po okolicy. Tak naprawdę głównie patrząc
się na ludzi na plaży, trochę jeżdżąc na desce i długo śpiąc.
Było
właśnie wpół do dwunastej, gdy w kraciastej piżamie z rozczochranymi włosami i
tym zaspanym wzrokiem weszłam do łazienki. Stała już tam dziewczyna w czarnej
sukience opadającej miękkimi falami na ramiona oraz biodra. Jej kruczoczarne
włosy były ułożone raczej w artystycznym nieładzie. Właściwie
nie miała makijażu oprócz ust, na które nałożyła wyraźną czerwoną szminkę. Zmierzyłam ją wzrokiem, starając się dostrzec jak
najwięcej szczegółów. Udało mi się zauważyć tylko brudne od farby paznokcie i
kilka blizn po podrapaniu na rękach. Uśmiechnęłam się do niej.
- Jesteś
tutaj nowa? - spytałam, siląc się na amerykański akcent.
- Ja? -
spytała brunetka, którą najwyraźniej wyrwałam z zamyślenia - A… Tak. - Odwzajemniła uśmiech
- Siedzę tu już
drugi rok. Spodoba ci się. - Mrugnęłam do niej i podeszłam do zlewu. Właściwie
trudno to nazwać zlewem. Karim, który abstrahując jest przemiłym gościem,
zaprojektował to z dosyć dużą dozą finezji i umywalka z szarego kamienia
opierała się na równi pochyłej z rantem, na którym stały małe bambusowe,
kwadratowe skrzynki służące do postawienia tam swojej kosmetyczki.
- Już to
wiem. Nie mogę się doczekać pierwszych zajęć - wyznała moja nowa znajoma.
- Na co
chodzisz? - zapytałam i obmyłam sobie twarz.
- Na… Malarstwo… Montaż
muzyki… Scenografię… Grę na gitarze i… Śpiew - wyliczała na palcach.
- To się
spotkamy na gitarze i śpiewie - ponownie uśmiechnęłam się. - Ja jeszcze chodzę
na reżyserię, sekcje jazzową, tworzenie muzyki i od czasu do czasu na
fotografię - dodałam po chwili, żeby jakoś pociągnąć tą rozmowę. Mimo to
zapadła niezręczna cisza. Chciałam ją oprowadzić, zabrać na dach i tak dalej,
ale jeszcze nie skończyłam swojej porannej pielęgnacji, więc chciałam ją jakoś
zatrzymać. - Poznałaś już nauczycieli? - podjęłam kolejną próbę.
- Tylko
Donę Nelson i pannę Swift. Tą drugą w niezbyt sprzyjających okolicznościach -
odparła i zbliżyła się do mnie.
- Gościu
od śpiewu jest super. Serio. Już pomijając fakt, że jest w wieku mojego
chłopaka, ale no wiesz…
- Masz
chłopaka? - spytała dziewczyna, aczkolwiek można było w jej głosie wyczuć brak
zainteresowania moimi osobistymi sprawami.
- I to
cudownego. Snowboardzistę - odparłam, szczerząc się. Po chwili milczenia zebrałam swoje rzeczy i obróciłam się do nowicjuszki. - Oprowadzić cię? -
zapytałam.
- Nie
chciałabym sprawiać problemu… Poza tym są oznaczenia, poradzę sobie -
wyznała.
- Spoko.
Ja i tak nie mam nic do roboty. Nudzę się od wczoraj. Z chęcią wreszcie się
komuś na coś przydam - zaśmiałam się.
- Ale
naprawdę nie trzeba - zaprzeczała dziewczyna.
- Jak
wolisz. Do zobaczenia na śpiewie. - Puściłam do niej oczko i wyszłam z
łazienki.
Dopiero
po opuszczeniu pomieszczenia zorientowałam się, że nawet nie zapytałam jej
o imię. Nadal w piżamie kroczyłam w stronę mojego pokoju, gdy nagle poczułam jakieś
uderzenie i znalazłam się na wyłożonej miękkim, białym dywanem podłodze. Przede
mną stał chłopak z lnianym workiem zarzuconym na ramię i futerałem do saksofonu
w drugiej. Będziemy chodzić razem na sekcje jazzową! Może wreszcie Avaishaiemu
uda się złożyć jakąś pseudo-orkiestrę. W zeszłym roku było kilka pojedynczych
osób i to jeszcze mało zainteresowanych przedmiotem.
-
Przepraszam, jak zwykle chodzę zagapiony - wyznał i podał mi rękę.
-
Bardziej ubolewam z tego powodu, że widzisz mnie w piżamie - zaśmiałam się i
wstałam z jego pomocą. Następnie przedstawiłam się i napomknęłam o jazzie. Może
i to do mnie nie pasuje jako do nowoczesnej dziewczyny, ale lubię jazz
szczególnie improwizowany.
< Jessy dokończ bardzo proszę>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz