Siedziałam z moim skórzanym balim na kolanach i wystukiwałam na nim rytm ołówkiem. Do tego jak zwykle dołączyłam nogi, stukając topornymi Martensami w posadzkę. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zaczęłam nucić pod nosem If Not For You Dylana. Uspokoiłam się dopiero, gdy z pokoju wyszła jakaś ładna wysoka dziewczyna. Miękkie, jasne fale włosów okalały jej twarz. Przeszła obok, rzucając mi krótkie zdziwione spojrzenie.
- Panna Draven? – spytał mężczyzna, wychylający się z owego pokoju. Wiedziałam, kim był. Próbowałabym nie wiedzieć! Przede mną stał nie kto inny a sam Kenneth Branagh. Nie kazałam mu długo czekać na odpowiedź.
- Tak!
- Wejdź.
Dyrektor zaprosił mnie ruchem głowy do gabinetu, więc wstałam, otrzepałam własnoręcznie zrobioną sukienkę, po czym wkroczyłam do środka. Szybko ogarnęłam eleganckie wnętrze zrobione w dobrym angielskim stylu, po czym znowu usiadłam. Tym razem w miękkim skórzanym fotelu z oparciami. Wnętrze było pokryte drewnem i kompletnie nie pasowało do modernistycznego budynku, jednak zdecydowanie bardziej preferowałam gust mojego nowego dyrektora. Te stare lampy, pięknie rzeźbione biurko, śmieszne gadżety na półkach zapewne robione z mosiądzu, srebra i brązu. Tak. Zdecydowanie mogłabym tam zostać.
- Demri, prawda? – spytał pan Branagh, odrywając mnie od podziwiania wnętrza. Człowiek, którego dosłownie wielbiłam. Zarówno jako aktora i reżysera. Do tego mogłabym godzinami słuchać tego angielskiego akcentu. Miałam słabość do anglosaskich języków. Mój jeden z idoli był rozpoznawalny miedzy innymi przez niego. Ośmiokrotny James Bond - Sean Connery. A teraz kolejny wspaniały mężczyzna siedział naprzeciwko mnie. Byłam w siódmym niebie! Szybko przytaknęłam na pytanie, nie mogąc pozbyć się uśmiechu z twarzy. – Tu masz klucz od pokoju. Na razie będziesz mieszkała sama. Nasza Akademia dopiero się rozkręca, więc…
- Dobrze i tak! – wypaliłam, przerywając dyrektorowi. – Więcej miejsca dla moich prac.
Jednak pan Branagh tylko się uśmiechnął. Najpierw myślimy, potem mówimy, Demri. Jeszcze nie świętej pamięci babuleńka miała trochę racji. Założyłam nogę na nogę, ale szybko ją zdjęłam, zanim dyrektor mógł cokolwiek zauważyć.
- Profesor Nelson wspominała o twojej wystawie. Rozumiem, że już wybrałaś zajęcia? – spytał, zerkając na mnie znad okularów.
- Wypełniłam to, co było w podaniu – odparłam, nie mogąc usiedzieć w miejscu.
- Doskonale. To teraz zostaje plan zajęć i oprowadzenie cię.
- Sama się oprowadzę – rzuciłam, uśmiechając się szeroko. Naprawdę ekscytowałam się najmniejszym szczególikiem tego miejsca. Byłam ciekawa uczniów, profesorów, sal, nauki, jednym słowem wszystkiego. Nawet łazienek. Przecież szalety były jednymi z ważniejszych miejsc na uczelni. A także, jak teraz się okazało, moim nowym miejscu zamieszkania. Mimo, że budynek mieszkalny mieścił się zaraz obok Akademii, tworzyły spójną całość.
- Wiesz, gdzie są pokoje studentek? – spytał znad okularów dyrektor. Wzruszyłam ramionami.
- Są oznaczenia, więc bez problemu trafię. Jednak przed tym, chciałabym jeszcze trochę pozwiedzać.
- Cieszę się, że tak interesujesz się nową uczelnią. W takim układzie zostawiam cię samej sobie. A! I bagaże są już w twoim pokoju.
- Super! To znaczy dziękuję – poprawiłam się, ale jak widać dobre nastawienie udzieliło się również i dyrektorowi. Wyszłam z gabinetu z kluczami i planem w torbie, gdy wpadłam na kogoś w przejściu. Zauważyłam tylko mnóstwo kartek w powietrzu, a po chwili usłyszałam zirytowany kobiecy głos:
- Nie!
Trochę mną zachwiało, jednak zdołałam utrzymać równowagę i momentalnie zaczęłam zbierać strony. Zauważyłam, że wpadłam na blondynkę o delikatnych rysach. Przypominała laleczkę. Nie mogła być ode mnie wiele starsza. Cała zła podrywała kartki z ziemi, a gdy mnie zauważyła, podeszła, wyrwała to, co trzymałam w dłoniach i rzuciła:
- Nie umiesz chodzić?!
Zamieszanie przyciągnęło dyrektora, który wyszedł z gabinetu.
- Co tu się stało? – spytał, a blondynka wskazując na mnie, odpowiedziała:
- Pomieszała moje teksty!
- Na pewno stało się to przez przypadek – zaczął bronić mnie pan Branagh, jednak kobieta nie słuchała.
- Układałam je dwie godziny! Co to za studentka co chodzić nie potrafi?!
- Mogę je ułożyć za ciebie, tylko powiedz mi jak – wtrąciłam, czując, że sama powinnam to załatwić, a nie mieszać w to jeszcze dyrektora. Pięknie. Pierwszy dzień, a już komuś przeszkodziłam. Jednak blondynka tylko prychnęła w odpowiedzi, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła razem ze swoimi tekstami, stukając obcasami. Gdy zniknęła w windzie, pan Branagh odetchnął głęboko, co przyciągnęło moją uwagę.
- Nie przejmuj się, Demri. Panna Swift ma czasem gorsze dni. Uczy pisania tekstów – dodał po chwili, widząc moje pytające spojrzenie. – No! Ale wracajmy już do pracy! – Klasnął w dłonie, a ja aż podskoczyłam. - W razie pytań możesz przychodzić bezpośrednio do mnie lub pytać nauczycieli.
- Oczywiście – przytaknęłam. Dyrektor posłał mi ciepły uśmiech, po czym zniknął w swoim gabinecie. Zawiesiłam torbę na gołym ramieniu, czując się zdecydowanie usatysfakcjonowana, pomijając nieprzyjemny fakt z panną Swift. W końcu mogłam zacząć poznawać Akademię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz