Layout by Raion

poniedziałek, 9 marca 2015

Demri Draven

- Cicho bądź, Archie! Chcesz, żeby cię usłyszeli? - rzuciłam nieco zirytowana w stronę kocura. W sumie nie miałam pojęcia, czy łamałam przepisy, trzymając zwierzaka, ale wolałam nie ryzykować wydaleniem po jednym dniu. I to nawet dniu bez zajęć. Jak na razie nigdzie nie mogłam znaleźć regulaminu Akademii, ale tak prestiżowa szkoła raczej nie pozwoliłaby odciągać uwagi swoich studentów niańczeniem pupilka. Jednak Archie musiał ze mną przyjechać i koniec. Włożyłam go do specjalnej torby, która wyglądała jak zwykły bagaż. Udało mi się go przemycić. Kocur nie był tylko zwierzęciem. Był jedynym członkiem rodziny. Z mamą kontaktowałam się bardzo rzadko i to jeszcze tylko telefonicznie, a ojciec zapewne nawet nie wiedział o moim istnieniu. Chyba najbardziej smuciła mnie ta świadomość, niż jego brak w moim dotychczasowym życiu.

Miałam nadzieję, że uda mi się poznać ze studentami Akademii bliżej. Nora dostała już współlokatorkę, a ja wciąż czekałam na moją. Jednak nie spieszno mi było do dzielenia średniawych rozmiarów pokoju z jakąś dziewczyną. Nie chodziło o to, że nie cieszyłam się tym, że poznam nową, na pewno wspaniałą osóbkę, jednak mój dekupaż potrzebował miejsca. Całe szczęście było piękne biurko przed wielkim oknem, za którym rozciągał się wspaniały widok.

W trakcie moich rozmyślań, ktoś zapukał do drzwi. Szybko wrzuciłam kota do szafy i otworzyłam drzwi.

- Witam - przywitał się jakiś przystojny mężczyzna, po czym wszedł do pokoju razem z wielkimi walizkami. - Będziesz miała nową współlokatorkę - oznajmił, po czym wyszedł bez słowa wyjaśnienia. Nawet się nie przedstawił, tylko wszedł i wyszedł. Wyjrzałam na korytarz, ale jego już nie było. Tylko ten blondyn wracał bodajże do swojego pokoju. Jessy? Odprowadziłam go wzrokiem, aż zniknął za drzwiami i wróciłam do siebie. Otworzyłam szafę, a Archie prychnął niezadowolony. Skoro wszyscy siedzieli u siebie, dlaczego nie miałam zabrać kocura na dwór? Miałam dość miejsca w swoim skórzanym plecaczku, żeby spakować do niego zwierzaka. W dodatku Archie często w nim podróżował. Bez zastanowienia włożyłam go do środka i wyszłam z pokoju, kierując się na dach. Pół minuty w windzie i już czekało nas świeże powietrze. Wypuściłam kocura, po czym usiadłam na jednym z wygodnych krzeseł pośród egzotycznych roślin. Wyciągnęłam paczkę, w której trzymałam prowiant, bibułkę i po chwili miałam gotowego skręta.

- Jak przychodzisz tu jarać, szedłbym bardziej w głąb, żeby nikt nie wyczuł.

Na dźwięk obcego głosu, podskoczyłam gwałtownie. Zobaczyłam dość wysokiego chudego blondyna w krótkich włosach. Nie miałam pojęcia, czy był studentem czy może co gorsza nauczycielem. Stał w śmiesznym sweterku, obserwując mnie uważnie. Widząc, że nie doczeka się reakcji, westchnął, po czym spytał:

- Mogę?

Już o wiele bardziej spokojnie, podałam mu blanta, obserwując jak się zaciąga.

- Ezra. George Ezra - przedstawił się, wyciągając w moją stronę dłoń. - Śpiew.

- Demri Draven. Studentka - odpowiedziałam, przypominając sobie słowa Nory o kolesiu od śpiewu. Niewiele starszy, w porządku. Jak było widać nawet bardzo w porządku.

- Tylko nikomu nie mów, bo stracę autorytet - mruknął, uśmiechając się delikatnie. Pogadaliśmy chwilę o Los Angeles, jego latach świetności, a potem mój nowy belfer musiał się zbierać. Szybko się pożegnał i zniknął w wyjściu na dach. W sumie ja też powinnam była się zbierać. Nie wiem, jakim cudem Ezra nie zobaczył Archie'go, ale nie miałam zamiaru ryzykować. Jeśli on tu przyszedł, inni też mogła się wybrać na górę. Zawołałam kota, wsadziłam na powrót do plecaka, po czym zbiegłam po schodach. Na korytarzu na szczęście nikogo nie spotkałam, ale gdy z uśmiechem wskakiwałam do pokoju, stała tam moja nowa współlokatorka, patrząc na mnie z zawiedzeniem w spojrzeniu.

- Cześć! Jestem Demri. Będziemy razem mieszkać - rzuciłam, wyciągając rękę.

- Meredith.  Rozumiem, że to twoje rzeczy - mruknęła, wskazując na stos toreb na moim łóżku. No, cóż. Raczej nie miałam zbytnio ochoty na rozkładanie ubrań. Jeszcze nie. Praktycznie cały dzień zwiedzałam.

- Tak. Zapomniałam się rozpakować. Musiałam najpierw zobaczyć krajobraz. Tu jest tak pięknie.

- Mhmmm... - zamruczała pod nosem, niezbyt zainteresowana Meredith. Jednak nie przeszkadzał mi jej pomrukliwy charakter. Przecież dopiero co się poznałyśmy. Na pewno nie była taka cały czas. - Jakbyś mieszkała  tu jakieś osiemnaście lat, to widok by ci się znudził.

- Nie sądzę. Codziennie jest inny - stwierdziłam, zdejmując plecak i rzucając się na łóżko. - Musisz spojrzeć tylko z dobrej strony i przyglądać się uważnie, a zauważysz zmianę.

- Spróbuję.

O, teraz powiedziała to zupełnie innym tonem. Może zaczynała się powoli do mnie przekonywać. Dowiedziałam się, że będziemy się spotykać na malarstwie i u Jacka White'a na gitarze. Może nawet będziemy mogły razem ćwiczyć. Chwilę pogadałyśmy, aż Meredith oznajmiła, że musi iść do łazienki. Powiedziałam, gdzie ją znajdzie, a po jej wyjściu zastanawiałam się jak przekonać ją do trzymania w tajemnicy Archie'go. Jednak nagle ktoś zaczął walić w moje drzwi, więc szybko zatrzasnęłam kocura na powrót w szafie.

- Słuchaj. Mój chłopak zdobył trzecie miejsce na zawodach w Kolorado… - zaczęła bez wstępu Nora.

- Nooo… To gratulacje. - Uśmiechnęłam się szeroko, mając nadzieję, że dziewczyna nie usłyszy chrobotania, dochodzącego z szafy. Błagałam mojego rasowego rycerzyka, żeby sobie darował. A przynajmniej w tej chwili. Jednak Nora była chyba zbyt podekscytowana, żeby cokolwiek słyszeć. Na szczęście.

- Super, nie? No i stwierdziłam, że może byś z tej okazji przyszła do mnie i do mojej nowej współlokatorki. Byśmy się zapoznali, a ja bym miała namiastkę wielkiego spotkania wszystkich fajnych ludzi, jakie ma Stale - zaproponowała. Podziękowałam, chcąc jak najszybciej zamknąć drzwi. Świetnie. Ciągle rozmyślając, podeszłam do szafy i wypuściłam Archie'go. Nie miałam zamiaru ciągle trzymać go w zamknięciu, więc pozwoliłam mu latać po pokoju do powrotu Meredith. Skoro miała ze mną dzielić pokój, musiała wiedzieć o zwierzaku. Siedziałam na łóżku oparta o ścianę, patrząc na plażę za oknem, gdy weszła Mer. Zmierzyła leżącego obok mnie kocura, ale nic nie powiedziała.

- Nora, dziewczyna mieszkająca kilka pokoi dalej, robi zapoznawczą rozmówkę przy winku. Powiedziałam, że przyjdziemy - wypaliłam, wzruszając ramionami.

- Wino niż towarzystwo bardziej mnie przekonuje - burknęła pod nosem dziewczyna, jednak nic więcej nie powiedziała. Ciągle układała ubrania do szafy w dziwnym, pedantycznym wręcz porządku. Chwilę siedziałyśmy w ciszy, gdy już o wiele łagodnijeszym tonem powiedziała:

- To twój kot?

- Archie. Jedyna rodzina.

- W ogóle skąd jesteś? - dodała, przerywając swoją czynność i siadając na swoim łóżku. Chyba naprawdę chciała porozmawiać, co poprawiło mi humor jeszcze bardziej. 

- Przyjechałam ze Seattle - odpowiedziałam, drapiąc kocisko za uchem, tak jak lubił najbardziej. 

- Wow! Zarąbiste miasto! - Meredith aż podskoczyła. - Ojczyzna Hendrixa, Duffa McKagana, o Nirvanie nie wspomnę! I sama tak przyjechałaś?

- No. W sumie od sześciu lat sama się utrzymuję. Maluję, robię różne przedmioty służące później za scenografię, piszę też recenzję z przedstawień, odrestaurowuję stare rzeczy... 

- Czekaj. To ile ty masz lat? - dopytywała zaciekawiona Meredith.

- Dwadzieścia. 

- Naprawdę sama mieszkasz?!

- Mam własne mieszkanie. Dom sprzedali mama z ojczymem. Ale obok mieszkają ludzie w moim wieku, z którymi żyjemy jak rodzina - wytłumaczyłam, przypominając sobie naszą kamienicę. Zostawiłam chłopaków i Caroline, ale obiecali, że będą mnie często odwiedzać. Widziałam, że Meredith chciałaby mnie wypytywać bez przerwy, ale obiecałam, że przyjdziemy na wineczko do Nory, więc wstałam i dodałam z uśmiechem:

- Chodź do dziewczyn! Reszta pewnie też ma ciekawe historie do opowiedzenia. 

<Evie, czekam na Ciebie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz