Layout by Raion

wtorek, 8 września 2015

Amanda Fiennes

<Halo, halo! Nie śpimy. Postanowiłam pierwsza (jak to mówi mój wujek...ofc prawdziwy xD) rzucić kości. Także coś tam wskóram i może jakoś się ruszymy dalej, po tej długiej przerwie. Miałam napisać o świętach, ale uznałam, że to sobie odpuszczę, niestety zostanie tylko w mojej głowie.>


    Widząc moją współlokatorkę kompletnie skupioną na zrobieniu zdjęcia, postanowiłam z daleka rozkoszować się tym widokiem. Blondynka obserwowała mewę, a gdy ta uciekła w popłochu przed obiektywem, rozległo się norweskie przekleństwo. Już za długo z nią mieszkam, aby zdziwić się tym zachowaniem, ale widok pracującej Ylvisaker z czymś, co nie było buteleczką lakieru do paznokci, przyprawił mnie o większe zdziwienie. 
- Ty fotografujesz? - oczywiście wiedziałam o zajęciach na jakie uczęszcza Nora, po prostu nigdy nie widziałyśmy siebie grających na instrumentach, czy oddających się w wir innych zajęć. Wyjątek stanowiły tylko lekcje śpiewu na które uczęszczałyśmy razem. 
- No. Raz nie mam w dupie zadania, raz - odparła wściekła i spojrzała na fale bijące o brzeg - Głupi ptak.
- Na czym polega zadanie?
- Muszę zrobić kolaż. Pomyślałam o zrobieniu zdjęć wszystkim obiektom w Akademii, tylko sęk w tym, że nikt nie chce patrzeć na mewy, czy puste sale, pokoje...
- A może miasto? - zaproponowałam pośpiesznie. Ylvisaker, podniosła pytająco brwi.
- Zbyt oczywiste.
Przez chwilę myślałam w jaki sposób mogłabym pomóc dziewczynie. W jednym momencie przyszło mi do głowy, aby po prostu olała zadanie i poszła na swoje bajgle, czy co tam innego. Ale to była Nora Ylvisaker, jak coś sobie postanowi, to tak musi się stać. 
- Mogę zrobić ci zdjęcie? - zapytała znienacka, a przed oczami zobaczyłam obiektyw aparatu.
- Nie, nie, nie - zakryłam ręką aparat, wywołując pisk ze strony blondynki.
- Nie ręką - zaczęła uporczywie wycierać bluzką obiektyw - Ciężko się to czyści. 
- Nie lubię jak ludzie robią mi zdjęcia bez mojej wiedzy.
Nagle jej oczy rozbłysly i stały się większe. Nie lubiłam takich sytuacji, to u Nory oznaczało tyle, co: "Mam genialny pomysł, ale muszę cię do tego wykorzystać". 
- Zrobię kolaż z uczniami Akademii i z nauczycielami! - wykrzyczała triumfalnie, po czym chwyciła mnie za rękę. Pobiegłam na złamanie karku z dziewczyną do pokoju. Zamknęłam drzwi i wzięłam kilka głębokich wdechów, by przywrócić sercu prawowity rytm. Nora wypisywała coś na kartce - Jak myślisz, lepsza jesień, czy lato?
- Emm... - ciągnęłam zakłopotana.
- Jesień! Lato każdy lubi, a ja chce pokazać urok jesieni. 
- Ale mamy lato - zauważyłam wskazując na okno - Jak chcesz zrobić efekt jesieni?
- Demri coś wymyśli. Idź po nią.
- Ale...
- Amy! Proszę. 
Wyszłam z pokoju ze skwaszoną miną. Nigdy nie widziałam Nory tak podnieconej i zdenerwowanej zarazem, słyszałam tylko jej dreptanie z kąta w kąt, nie chciałam się narażać na jej gniew, więc zrobiłam to co mi kazała. Meredith i Demri mieszkały dosyć blisko nas, zapukałam kilka razy w drzwi i weszłam do środka. Draven siedziała na łóżku, słuchała muzyki i szkicowała. Dlatego nie słyszała pukania, zorientowała się, że ktoś jest w pokoju. Uniosła bystre oczy znad kartki, natychmiast wstała z łóżka i wyłączyła muzykę.
- Amanda, fajnie cię widzieć. Co słychać? - zagadała odsuwając nogą stertę szmat pod łóżko. 
- Właściwie nawet okej, ale przybywam tutaj z misją - wzięłam krótki oddech i dalej kontynuowałam - Nora wpadła na genialny plan, że nam wszystkim zrobi sesję zdjęciową. Mam cię do niej przyprowadzić.
Czarnulka zaśmiała się rozbawiona. 
- Już widzę jak chłopcy pozują z zawieszonymi przez ramię kurtkami.
- Albo w samochodzie Laufey - dodałam. 
Wróciłyśmy do Nory. Norweżka nie rozstawała się z kartką i długopisem, cały czas coś notując z niewielkimi odstępami na myślenie. 
- Przyprowadziłam Demri - oznajmiłam przekraczając próg. Ylvisaker uśmiechnęła się w naszą stronę prezentując równy rządek białych zębów.
- Amy, ktoś do ciebie dzwonił - rzuciła moja współlokatorka. Wzruszyłam ramionami, byłam zafascynowana pomysłem Norweżki, ale ciekawość wzięła górę. Przygotowana na nieodebrane połączenie od wujka, aby zdać relację z tego tygodnia, albo możliwe od Hero z pytaniem: "Gdzie trzymasz płytę U2?" odblokowałam telefon, a moim oczom ukazała się czerwona słuchawka przy nazwisku Franka, mojego dobrego przyjaciela. Franka Dillane'a, poznałam na planie szóstej części Harry'ego Pottera, nie nie grałam w filmie, ale dzięki wujkowi mogłam oglądać jak przebiega praca nad ekranizacją przygód młodego czarodzieja. Uważam, że miałam ogromne szczęście, bo przecież dzieciaki i młodzież z całego świata mogłaby o tym pomarzyć, a ja jako dwunastolatka po prostu sobie siedziałam, nie przeszkadzając w nagraniach. Tak właśnie poznałam Franka. Gdy wcielał się w nastoletniego Toma Riddle'a, miał osiemnaście lat, więc trudno uwierzyć, że pełnoletni chłopak po prostu sam z własnej woli zagadał do dziecka. Wtedy zaczęła się nasza przyjaźń, a może ja tak ją tylko nazywałam? W każdym razie po skończonych zdjęciach z jego udziałem, zostawił swój numer telefonu, bym mogła kiedyś zadzwonić. Oczywiście, że zadzwoniłam, choć za pierwszym razem się wstydziłam, a dalsza historia opiera się na SMS'ach. Nie widziałam go na oczy, odkąd wyprowadziłam się z Londynu, wcześniej Liverpoolu, a wuj załatwił nam dom w Nowym Yorku. Śledziłam poczynania swojego kolegi od jego samego, muszę powiedzieć, iż zaskoczył mnie rolą w Fear The Walking Dead, czyżby wiedział, że kocham pierwowzór tego serialu? Nie wiem.  Nie odezwaliśmy się do siebie, odkąd przybyłam do Akademii, sądziłam, że o mnie zapomniał. Natychmiast chciałam oddzwonić, ale uznałam, że zrobię to później. Nora czekała w niecierpliwości. Włożyłam telefon do kieszeni spodni i zaczęłam słuchać jej planu.
Wydawał się prosty, Demri musiała wykonać liście, abyśmy mogli zrobić sesję w parku, no i potrzebne są stroje, ale o to każdy ma zadbać indywidualnie. Gdy nasze małe zebranie dobiegło końca wyszłam z pokoju z zamiarem zadzwonienia do chłopaka. Jednakże nie dane mi było spokojne odejście, Nora zaraz musiała wszystko wiedzieć.
- Kto to Frank? - zapytała z szerokim uśmiechem. 
- Mój jedyny męski przyjaciel. Frank Dillane, może znasz.
Norweżka zamyśliła się przez chwilę. Postanowiłam rozwiać jej wątpliwości. 
- Grał Riddle'a w Księciu Półkrwi, obecnie Fear The Walking Dead.
- Cholera, chyba muszę się trochę zainteresować Hollywood - westchnęła - To ten serial, który oglądasz? Wiesz, nie chcę nic mówić, ale nie wierzę w przypadki. Ty chyba też nie.
- Owszem, wierzę w przypadki - skinęłam głową i wyszłam. Właściwie to nie miałam bladego pojęcia, o czym mogłabym rozmawiać z Frankiem, minęło trochę czasu odkąd się nie widzieliśmy, a tym bardziej odkąd ostatni raz pisaliśmy ze sobą. Nacisnęłam zieloną słuchawkę, a głos po drugiej stronie sprawił, że się uśmiechnęłam idiotycznie. 
- Nareszcie mała, czyżby Los Angeles do reszty cię połknęło?
- Nic z tych rzeczy - szłam powoli przez korytarz. To było moje kolejne zachowanie, które zaliczam do dziwnych, nie umiem rozmawiać przez telefon siedząc, lub stać, muszę chodzić. Podobnie zresztą jest ze słuchaniem muzyki.
- Co słychać? Jak ludzie, szkoła, opowiedz wszystko. - w tej chwili wyobraziłam sobie Franka leżącego w bolesnej pozycji na kanapie z paczką chipsów, oglądającego X-Menów i oczywiście rozmawiającego ze mną. Była też opcja, że mógł grać w GTA, lub The Last Of Us. 
- Właściwie to tu jest super. Nie narzekam. Ludzie? Mieszani, ale naprawdę...mamy Norweżkę, Hinduskę, Amerykanów, Islandkę i jestem ja, Brytyjka. 
- Nieźle - prychnął zadowolony - Podobno uczy cię sam Dominic Howard? Gratulacje. 
- Dzięki. Przygotowujemy się do wernisaży, ale pewnie ktoś z mojej rodziny ci wspominał.
- Wiesz co, szczerze mówiąc nie. Ostatnio jestem zapracowany nad pewnym projektem, który może zainteresować pannę Fiennes. 
- Fear The Walking Dead - prawie pisnęłam ze szczęścia - Nick, jest nawet spoko, ale nie wróżę mu dobrze. Chłopak uzależniony od narkotyków w świecie zombie...
- Ej! - krzyknął z udawanym oburzeniem - Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty skazujesz mnie na klęskę. Poczekaj,doigrasz się. 
- Tylko kiedy, raczej się nie zapowiada, abym wróciła do Londynu. Przynajmniej w najbliższym czasie. 
- Po co wracać do Londynu, jak można się spotkać w Los Angeles. Właśnie po to dzwoniłem, Amy.
Gwałtownie stanęłam.
- Och. Może chciałbyś przylecieć na wernisaż? Pewnie znajdzie się czas, by pogadać, poznasz moich znajomych, spędzisz czas z rodziną. 
- Amy ja jestem w Los Angeles - powiedział szczęśliwy. Nie wiem z jakiego powodu, ale zapewne podobało mu się robienie ze mnie kretyna. 
- Co?! - oparłam się plecami o ścianę i zacisnęłam w zębach pomalowany na różowo paznokieć. 
- Kręcimy serial w Los Angeles, mieszkam u kolegi, który studiuje. Właśnie po to dzwoniłem, obecnie mam wolny czas przez trzy dni, może dałoby radę, abyśmy się spotkali?
- Frank... - wydukałam zaskoczona starając się zebrać myśli - Oczywiście, że tak. Bardzo chętnie się z tobą zobaczę. Tylko kiedy?
- Mogę nawet dziś, jeśli nie masz nic przeciwko. 
- Jasne! A może wbijesz do Akademii? Poznasz Norę, moją przyjaciółkę i współlokatorkę. 
- To dobry pomysł? Nie chciałbym, żebyś miała kłopoty.
- Proszę cię, nie takie rzeczy się tu dzieją. Ale opowiem ci jak po zwiedzaniu szkoły pójdziemy coś zjeść. 
- Kuszące - mruknął, po czym nastała chwilowa cisza - Okey, będę u was za dwie godziny. Muszę się ogarnąć. Mam nadzieję, że jest tam parking.
- No pewnie, a co ty myślisz? - zaśmiałam się.
Po rozmowie wróciłam pędem do pokoju. Wpadłam do środka krzycząc i machając rękoma, chciałam uzewnętrznić swoje odczucia, które tłumiły się we mnie od początku, gdy usłyszałam głos przyjaciela. Nora patrzyła na mnie zszokowana przytulając swój notatnik. Uspokoiłam się. 
- Przepraszam, po prostu jestem mega szczęśliwa. - strzepałam włosy do tyłu.
- Widać ten Frank tak na ciebie wpływa - mrugnęła porozumiewawczo, a ja puknęłam się palcem w czoło. On był tylko moim przyjacielem, chociaż nie wierzę w typową przyjaźń damsko-męską. Z drugiej strony nim przyjechałam do Akademii, zaczęłam czuć do chłopaka coś więcej, stał mi się bliski. Czasami nawet o nim myślałam, zanim zasnęłam, w szkole mi się to nie zdarzyło. Nie chciałam dawać Norze satysfakcji, z resztą on jest starszy o sześć lat. Wątpię, by mógł się zakochać w "smarkaczu". 
- Za dwie godziny będzie tutaj - rozejrzałam się po pokoju - Chcesz go poznać?
- Jeszcze się pytasz. Jasne. 
- Super, teraz muszę się jakoś ubrać, pomalować, bo wyglądam jak zombie. 
- Myślę, że by nie pogardził - odparła kąśliwie Ylvisaker. 
Jakiś czas później stałam przed wejściem do Akademii, cała zdenerwowana. Nora uznała, że poczeka w naszym pokoju. Gdy na parking wjechał wiśniowy Jaguar F-type z odkrytym dachem, nogi pode mną się ugięły. Lubiłam samochody i to nawet bardzo, dwuosobowy pojazd wydał mi się idealny do podróżowania miastem jakim było Los Angeles, a w szczególności nocą. Miejsce kierowcy opuścił średniego wzrostu chłopak. Jego brązowe, jasne włosy opadały mu prawie do ramion, uśmiechnął się w moją stronę, a ja nie powstrzymywałam siebie przed pobiegnięciem w stronę przyjaciela. Wydał z siebie okrzyk i podniósł mnie do góry jak małe dziecko, którym zapewne w jego oczach byłam. 
- Nie mogę uwierzyć, dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś? - zapytałam, gdy odstawił mnie na ziemię. 
- Chciałem ci zrobić niespodziankę, znam cię i wiem, że nie skupiłabyś się na nauce. Potem twoja rodzina znienawidziłaby mnie.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam go jak tylko najmocniej jak mogłam. Chłopak cmoknął czubek mojej głowy. Ruszyliśmy w kierunku wejścia do budynku, objaśniałam mu mniej więcej, gdzie co się znajduje. Sądząc po reakcji mojego gościa najbardziej spodobała mu się informacja o plaży za Akademią. Po zaprezentowaniu sal, niekiedy i nauczycieli, między innymi z Howardem, poszliśmy do pokoju mojego i Nory. Blondynka siedziała na łóżku i dałabym sobie rękę uciąć, że przeglądała Instagrama, lub gadała ze Stalem. 
- To jest właśnie Nora, moja współlokatorka - wskazałam na dziewczynę, a ta natychmiast się podniosła z miejsca. Spojrzałam kątem oka na  Dillane'a - Nora, to jest Frank. Mój przyjaciel. 
Oboje przywitali się z uśmiechem. Norweżka jako pierwsza zaczęła mówić.
- Dobrze, że wreszcie mogę poznać kogoś od Amy. Ona poznała już mojego chłopaka i braci, a ja nikogo, cieszę się, iż jesteś pierwszy.
- Miło mi - przyznał chłopak.
- Grałeś w szóstej części Pottera, przyznam się. Nie poznałabym cię teraz na ulicy, strasznie się zmieniłeś.
- Amy nie raz mi to mówiła, a ty jak dokładnie się nazywasz?
- Nora Ylvisaker, jestem z Norwegii. Nie sądzę, by Amy o mnie wspomniała z nadmiaru tych emocji.
Frank spojrzał na mnie pytająco, więc chciałam pośpieszyć z wyjaśnieniem pochodzenia blondynki, ale ku mojemu zaskoczeniu doskonale wiedział, kim ona jest.
- Ta Ylvisaker, od Ylvis? 
- Tak! - krzyknęła uradowana, a na jej ustach pojawił się większy uśmiech - Znasz Ylvis?
- Kto nie zna The Fox. Po tej piosence ogarnąłem więcej.
Nora popatrzyła na mnie z wyraźnym zadowoleniem w oczach. 
- Nie mówiłeś, że słuchasz Ylvis - powiedziałam lekko zszokowana.
- Nie mówiłaś, że twoja współlokatorka jest Ylvisaker.
- Vegard i Bard, to moi bracia - dodała Nora, najwyraźniej jeszcze podekscytowana tym, że ktoś zna jej rodzinę - A znasz takiego snowboardzistę, jak Stale Sandbech? 
- Niestety nie - przyznał zrezygnowany.
- Skąd wiedziałam, że zaraz o niego zapytasz? - zaśmiałam się, a Nora przyłożyła palec do ust.
- Shush. To mój chłopak, więc mogę - przyjrzała się dokładnie Frankowi - Jakbyś chciał to wpadaj na wernisaż. Poznasz moich braci i Stale'a, może nawet pójdziemy gdzieś we czwórkę.
- Może chcesz jechać z nami coś zjeść? - zaproponowałam, ale po chwili przypomniałam sobie, że auto mojego przyjaciela ma tylko dwa siedzenia. Norweżka pokręciła przecząco głową. 
- Bardzo chętnie, ale mam trochę pracy. Muszę rozplanować sobie ten kolaż, popytać nauczycieli, innych uczniów. Demri obiecała, że przekona Waits'a.
- Już to widzę - pokręciłam oczami. Nie to, że nie wierzyłam w tą małą czarnulkę, po prostu Jessy jakoś nie pasował mi na modela, ale to wizja Nory i skoro chciała wszystkich, to tak musiało być. Nim wyszliśmy, Nora krzyknęła w naszą stronę, abyśmy bawili się dobrze. Wiedziałam, że po powrocie nie ominie mnie typowo babska rozmowa, jednak na razie chciałam się cieszyć popołudniem w towarzystwie przyjaciela, którego przecież nie widziałam na oczy kilka ładnych lat. Wsiedliśmy do wiśniowego Jaguara i przyjrzałam się mu dokładnie.
- Twoje auto? 
- Jasne, ale gdybym wiedział, że twoja Nora, będzie taka fajna to przyjechałbym samochodem kolegi - włączył radio z którego wydobyła się piosenka Love Me Like You Do. Zaczęłam jęczeć niezadowolona. Piosenka nawet wpadła mi w ucho, ale miała jeden defekt. Pięćdziesiąt Twarzy Greya. Frank roześmiał się i złośliwie pogłośnił piosenkę. 
- Jedziemy moim samochodem, czyli słuchasz tego, co ja chcę - odpalił silnik, po czym zaczął fałszować tekst Ellie. 

***

- Wtedy obudziłam ich pięknym Shake It Up w wykonaniu Taylor Swift, zamówiłam owsiankę, która w Norwegii ma jakąś odjechaną nazwę. - siedzieliśmy właśnie na przeciwko małej knajpki jedząc ciasto i popijając kawą. Frank jak zwykle zamówił czarną, bez cukru, mleka, czy czegokolwiek słodkiego. Ja pokusiłam się o słodkie latte ze śmietanką, która wprost rozpływała się w ustach. Opowiadałam mu o wszystkim, co działo się w szkole od momentu mojego przyjazdu, a przyznaję, działo się całkiem sporo. 
- Rømmegrøt. Norwegowie tego nienawidzą - poprawił mnie chłopak, nie kryjąc śmiechu. Każda dziewczyna przechodzi w swoim życiu moment, gdy uznaje czyjś uśmiech za interesujący, albo ładny. Uśmiech Franka Dillane'a, był uzależniający. Mogłabym na niego patrzeć godzinami, a całe życie jak miesza kawę, mimo, że przecież jej nie słodzi. 
- Mówisz jak Nora - prychnęłam - Opowiadam o najlepszej pobudce ever, a ty, że owsianka i Norwegowie jej nienawidzą. Ja też nie lubię owsianki, wiedziałeś?
- To wiedziałem - przyznał z powagą, ale w mgnieniu oka powrócił do swojego zawadiackiego uśmieszku. Z knajpy właśnie wydobywała się cicha piosenka, ale nie wiedziałam, kto ją śpiewa i nawet mnie to nie obchodziło. Ale była bardzo klimatyczna dla tej części miasta, jakby spokojnego odludzia. Czułam na sobie wzrok Franka, bacznie mi się przyglądał, jakbym była dla niego obcą osobą.
- Nie poznajesz mnie, prawda? - w moim umyśle brzmiało to bardziej jak przekonanie, niż pytanie.
- Oboje się zmieniliśmy. Po prostu jesteś piękna.
Przygryzłam dolną wargę, by powstrzymać usta od wygięcia się w niekontrolowany głupkowaty uśmiech. 
- Też się zmieniłeś. Gdzie się podział ten chłopczyk z potarganymi włosami, albo ulizanymi w stylu kujonka. 
- Też mi coś. Ty miałaś piegi i aparat na zębach.
- Miałam dwanaście lat, a ty osiemnaście - wystawiłam język w iście dziecięcym stylu - Teraz ja mam osiemnaście i jak widzisz, trzymam się dobrze. 
Moglibyśmy się tak spierać jeszcze długi czas, niestety ograniczał nas czas. Na osiemnastą miałam zaplanowane zajęcia z aktorstwa, co się z tym wiążę, przygotowanie do wernisaży. Pewnie mój towarzysz także miał plany związane ze swoim serialem. Spojrzałam na zegarek, miałam jeszcze półtorej godziny.
- Kiedy jeszcze się zobaczymy? - pochylił się lekko w moją stronę, jakby zaraz miał zamiar szeptać. 
- Kiedy będziesz miał czas, potem ci prześle mój plan zajęć, który nie jest zbytnio napięty. Sam zobaczysz. 
- Dobra, dam znać. Odwieźć cię do Akademii?
- Jak chcesz - odparłam zamyślona. 
- Chcę. 
Skinęłam głową i ruszyliśmy w stronę samochodu, zostawiając puste naczynia i napiwek dla kelnerki. Jechaliśmy milcząc. W radiu leciała piosenka Taylor Swift - Style, chyba jak na razie największy hit rozgłośni. Będąc w Akademii rzadko miałam okazję posłuchać radia, ale na tyle się orientowałam w wyświetleniach na YouTube, by wiedzieć, czego się spodziewać. Usadowiłam się wygodnie na czarnym siedzeniu ze skóry i zamknęłam oczy. Dojechaliśmy na miejsce zaledwie chwilę potem, a przynajmniej wydawało mi się, że minęła chwila, bo zasnęłam. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał równo godzinę osiemnastą. Przeciągnęłam się.
- Wygodny ten samochód. Mogę stąd nie odchodzić?
- Pewnie, co tam aktorstwo. Zawiozę cię do Vegas. 
Zaśmiałam się, otwierając drzwi od samochodu. 
- Świetnie się bawiłam, musimy kiedyś powtórzyć taki wypad. - uśmiechnęłam się szeroko, rozmasowując kark. 
- Obiecuję, że następnym razem zaplanuję coś specjalnego.
- Wierzę. Nora ma rację, przyjdź koniecznie na wernisaż.

***

Na miejscu okazało się, iż Adrien Brody miał bardzo pilny wyjazd i niestety będzie nieobecny przez najbliższy tydzień. Mieliśmy więc godzinę wolną. Wróciłam do pokoju, Nora na szczęście była na zajęciach z reżyserii. Nie mając nic ambitnego do roboty, kończyłam piosenkę na wernisaż, wkrótce będę mogła pokazać efekt swojej pracy pannie Swift. Zaledwie dziesięć minut po godzinie dziewiętnastej, do pokoju wpadła współlokatorka.
- Widziałam was przez okno! - krzyknęła w dalszym ciągu podekscytowana, jakbyśmy zrobili Bóg wie co. 
- Oj, Nora - jęknęłam - Chcesz znać szczegóły?
- Taak! - podskoczyła do góry i natychmiast usadowiła się obok mnie - Niczego nie pomiń. 
- No więc, po naszym wyjściu pojechaliśmy do małej knajpki, zjedliśmy, wypiliśmy kawę. Opowiedziałam mu o naszym wypadzie do twoich braci, wernisażach...ogólnie o zajęciach i ludziach.
- A wspomniałaś o balu? - szturchnęła mnie przyjacielsko w ramię.
- Nie i nie zamierzam. Chcę utrzymać między nami tą relację... - przerwałam - No wiesz, tylko przyjaciele. 
- Ale podobasz mu się i ze wzajemnością - widząc moje otworzone usta dodała pospiesznie - Nie mów, że jest inaczej. 
Chwyciła telefon, po czym odtworzyła piosenkę Hoziera, Like Real People Do. Zaczęła śpiewać:

"Miałem myśl, kochana
Jednak przerażającą
O tej nocy
Robactwie i brudzie"

Odłożyłam notes obok, a Nora pociągnęła mnie za rękę. Wsłuchując się w piosenkę powędrowałyśmy na dach. 

"Kochanie, po prostu połóż swoje słodkie usta na moich,
Powinniśmy się pocałować jak prawdziwi ludzie" - ciągnęła wraz z piosenkarzem. Pokręciłam oczami, ale nie mogłam powstrzymać uśmieszku goszczącego na mojej twarzy. Chwilę stałyśmy na dachu, a dziewczyna zastopowała piosenkę. 

"Nie mogłem zapytać cie skąd pochodzisz,
Nie mogłem zapytać i ty też nie mogłaś." - dodała melodyjnie. Zaczęłam klaskać w dłonie, a moja przyjaciółka dygnęła jak elegancka tancerka po skończonym występie.

- Teraz ty - wskazała telefonem na mnie.
- Co ja?
- Wyciągaj telefon, puść piosenkę i śpiewaj. Ma być romantyczna. 
Bez zbędnych komentarzy wykonałam jej prośbę, wzdychając przy tym ciężko. Zdecydowałam się na Gabrielle Aplin, a konkretnie Salvation.

"Ty jesteś lawiną 
Oddalony o jeden świat
Moje wyobrażenie
Podczas gdy jestem przebudzona" 

Ylvisaker kołysała się na boki, niesiona spokojną melodią. Wyglądała jakby już dawno znalazła się w świecie marzeń. Skoro o tym mowa, zastanawiałam się o czym marzy blondynka, przecież ma już wszystko: kochająca rodzinę, chłopaka. Wydało mi się nie na miejscu, aby o to zapytać, a nóż widelec, mogłabym ją w jakiś sposób urazić. 

"Nigdy nie chciałam się w tobie zakochać, ale ja
Byłam pogrzebana i 
Wszystko co widziałam było białe
Moje zbawienie
moje, moje"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz