Znacie
ten moment kiedy budzicie się i czujecie, że ten dzień będzie dobry mimo tego,
że zostaliście wyrwani ze snu przez dźwięki trąbki? Leżycie wtedy jeszcze przez
chwilę wgapiając zaspany wzrok w sufit i słuchacie jak Nils Jansen leniwie
zaczyna swój utwór. Dziś mam
tylko gitarę. Za miesiąc jest bal. Moja szansa na spotkanie się ze Stalem! Tak!
Muszę zaprosić Stalego! O Boże przyjedzie Stale! Ale będzie cudownie! Stale!
Wreszcie! Niech przyjedzie na dłużej! Na cały cholerny tydzień i będziemy
siedzieć w pokoju hotelowym na miękkim łóżku małżeńskim! I niech cała Akademia
się wali! Uświadomiłam sobie
bardzo ważną rzecz i w gwałtownie zerwałam się z łóżka odrzucając jak najdalej
pościel jednocześnie wyłączając budzik. Zauważyłam zdumiony wzrok Amy - pewnie
zachowywałam się jakbym uciekała przed zamachem terrorystycznym albo coś.
-
Obudziłam cię? - spytałam pośpiesznie wyjmując z szafy ubrania.
-
Nie...i tak nie śpię przez katar - mruknęła spod kołdry. No tak. Brytyjka była
chora od dobrych kilku dni. Współczułam jej. Być chorym podczas tak wspaniałego
lata w Akademii. I to jeszcze nie mogła chodzić na prawie żadne zajęcia.
Starałabym się być dla niej najmilsza jak potrafiłam, przynosiłam jej posiłki
do łóżka, opowiadałam najnowsze plotki i wydarzenia, kupowałam chusteczki i
starałam się być cicho. Właściwie to też trochę to rzuciło się na to, że
praktycznie w ogóle nie przebywałam w pokoju. Od czasu do czasu wpadałam po
jakieś rzeczy albo, żeby trochę uratować dziewczynę od samotności i pewnie
siedziałabym dłużej, ale ta wyganiała mnie z pomieszczenia, żebym się nie
zaraziła. Jednak na nic zdawały się moje tłumaczenia, że mam wrodzona dużą
odporność, i decyzją Czarnej Pani całe dnie spędzałam na plaży lub na dachu.
Nie, w odwrotnej kolejności - na dachu lub na plaży.
W
każdym razie, gdy upewniłam się, że u naszej cierpiącej wszystko w porządku
postarałam się jak najszybciej uporać z poranną toaletą. Jedenasta w Los
Angeles to ósma wieczorem w Laax, a ja musiałam jak najszybciej powiedzieć
Stalemu, żeby przyjeżdżał na bal. Znaczy szczerze wątpię, żeby poszedł spać
przed północą, ale ja nie ścigałam się z czasem tylko z moją chęcią oznajmienia
mu najnowszych wieści. Zrobiłabym to po śniadaniu, ale nie mogłam się doczekać,
aż usłyszę jego głos i powiem mu o możliwości spotkania się. Cierpiący najpierw, Nora! Jednak ruszyło mnie serce i wpierw
poszłam na dach, aby zanieść śniadanie do łóżka mojej współlokatorki, a potem
wypadłam z pokoju jak huragan. Na schodach rzecz jasna musiałam się na kogoś
natknąć i był to Jessy, którego omal nie przewróciłam, lecz zanim zdążył
jeszcze otworzyć usta, by mnie zwymyślać ja podniosłam do góry komórkę i
krzyknęłam "Stale dzwoni!" i ruszyłam biegiem na plażę. Nie
zobaczyłam nawet jego reakcji, ale szczerze to w ogóle mnie nie obchodziła.
Niech sobie myśli co chce, ja nie będę tego zmieniać.
Nie
potrafiłam zgrywać tajemniczej przed moim chłopakiem i od razu, gdy usłyszałam
"Nora! Opowiadaj co u Ciebie" wypaliłam praktycznie na jednym oddechu
informację o balu.
-
Będziemy cholernymi królami balu! - Tak. Dokładnie taka była reakcja Stalego,
po wyłożeniu mu najnowszych wieści.
-
O ile takie odznaczenia są... - wzruszyłam ramionami - Ale będzie wspaniale! -
Potem ustaliśmy to czego się spodziewałam. Stale przyjedzie na cały tydzień i
zatrzymamy się w hotelu z dala od nieczułych na naszą miłość ludków i będzie
cudownie. Właściwie ustaliliśmy to złe określenie, wręcz kończyliśmy swoje
zdania potwierdzając przekonania. Potem jeszcze śmialiśmy się z tego jak możemy
się ubrać, a ja pochwaliłam to, że DJ'em będzie Aaron. Następnie opowiedziałam
mu o Deanie, chorobie mojej współlokatorki i jeszcze o wielu innych pierdołach.
Ogółem na rozmowach spędziliśmy chyba naszą dotychczasową średnią czyli dwie
godziny.
Gdy
wracałam właśnie z plaży stałam się świadkiem dziwnego zajścia. Nie. Dziwnego
to mało powiedziane - ono było wręcz surrealne. Laufey przebrana w kostium
kąpielowy przytula Daniela albo przydusza, ale sądząc po jego minie i jej
stroju to to raczej to pierwsze. Spojrzałam na zegarek.
-
Będziesz mi się spowiadać przed gitarą - mruknęłam po norwesku do siebie i
posłałam w przestrzeń wścibski uśmiech. Zajrzałam jeszcze na chwilę do Amy, ale
ponieważ spała to tylko podłączyłam komórkę do ładowarki i wzięłam moją gitarę.
Zresztą i tak pewnie bym tylko zaszła tu na chwilkę, bo zaraz miałam lekcję z
Whitem, a zanim one nastąpią dużo do wyjaśnienia podczas strojenia. Dobrze, że
Jack praktycznie zawsze się spóźniał.
-
Dobra Lauf w ogóle niema pierdolenia. Spowiadaj mi się ze zdarzenia na plaży! -
krzyknęłam jeszcze nie przekraczając progu.
-
Po pierwsze to niema przeklinania, a po drugie nie mam z czego - odparła
obojętnie. Darowałam sobie reakcję na pierwszą część zdania, jednakże
wiedziałam, że chyba powinnam ograniczyć przekleństwa w obecności innych. Przez
innych miałam na myśli głównie Islandkę i Brytyjkę, bo Demri i Dean sami nie
byli lepsi. A podobno Norwegowie mało klną.
-
Laufey widziałaś mnie i dobrze o tym wiemy obie. - Usiadłam obok niej i
wyciągnęłam stroik. Potrafiłam na słuch - żeby nie było, aż takim upośledzeńcem
muzycznym nie jestem - ale gdy masz ważne sprawy do omówienia to po co się
wysilać.
-
Nie rób z tego wielkich rzeczy. Po prostu wracałam z lekcji surfingu i...
-
Cooooo? Surfujesz i nic mi nie powiedziałaś?
-
Na razie byłam na jednej lekcji trudno to jakkolwiek określić surfingiem.
Mówiąc dokładniej. - Islandka zdawała się być niezbita z tropu. Nawet na mnie
nie spojrzała tylko obserwowała drgania strun na gryfie majstrując
przy...pokrętłach.
-
Przecież ja bym mogła ciebie nauczyć...za darmo...i byśmy obie miały więcej
frajdy - tłumaczyłam zrezygnowana.
-
Nauczyciele surfingu nie są tak przystojni jak ty. - Dziewczyna wzruszyła
ramionami.
-
No fakt! Ale będziesz musiała mi się odpłacić i jak tylko opanujesz stanie na
desce to idziemy posurfować razem. A jak przyjedzie Stale...trzech Skandynawów
na deskach! - Odchyliłam się do tyłu zakładając ręce za głowę, a Lauf spojrzała
się na mnie pobłażliwie. Dalszą rozmowę przerwał nam okrzyk dochodzący z progu
sali:
-
Kupiłam sobie motor! - Demri wpadła - tak, dosłownie wpadła - do sali, gdzie za
chwilę miały się odbyć zajęcia z gitary.
-
C-c-oooo? Ja pierdole no...nikt nic mi nie mówi - krzyknęłam udając
zrozpaczenie, ale Draven spojrzała się na mnie jak na idiotkę, więc dodałam -
Okazuje sie, że Lauf wzięła lekcje surfingu, ty kupujesz sobie motor! Przecież
ja gadałam ze Stalem tylko dwie godziny - powiedziałam i mogę przysiąc, że
Demri chyba naprawdę pomyślała, że jest mi z tego powodu bardzo przykro. Aż
cisnął mi się na usta cytat Hana Solo "Nie ma mnie przez chwilę i już
wszyscy wpadają w manię wielkości", ale cytowanie Gwiezdnych Wojen jest
zarezerwowane dla pewnej ekipy z Oslo.
-
I jeszcze Laufey idzie z Danielem na bal! - wykrzyknęła czarnulka wskazując
oskarżycielsko Islandkę.
-
Cooooo? I się dowiaduje ostatnia!!! Nie! No koniec tego! Abdykuje! Dosyć! -
krzyczałam i właśnie wychodziłam z sali, gdy w drzwiach zatrzymał mnie Jack
White.
-
Dokąd to młoda damo?
-
Do Paragwaju! Albo do Kolumbii! Jeszcze nie wiem! Daleko od samolubnych
plotkarzy!
-
Nie wytrzymasz tyle bez Stalego - rzuciła z tyłu Lauf dusząc się ze
śmiechu
-
Dobrze, dobrze, ale to może po moich zajęciach. Może odrobina samby czy tanga
poprawi ci humor... - Jack poszedł na przód cofając mnie do wnętrza.
Westchnęłam i posłałam mordercze spojrzenie dziewczynom, które nie mogły
opanować ataku śmiechu.
-
No to może Nora w takim razie zacznie. Oddaj swoje emocje. - Niby uśmiech na
twarzy nauczyciela były zwyczajny, ale mogę przysiąc, że za nim tliła się nutka
złośliwości. Dlaczego cały świat się na mnie uwziął?
-
Zagraj High Way to Hell - krzyknęła Demri.
-
Albo Stairway to Heaven. Nie długo przyjeżdża Stale! - wtórowała jej Laufey.
Wzięłam tylko głęboki oddech i z impetem uderzyłam w struny gitary. Szukałam w
myślach jakiegoś mocno rockowego utworu, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Może tylko Miss
Alissa, ale i to nie było tak bardzo ciężkie jakbym chciała, a po za tym
nie znałam utworu na tyle, aby teraz go zagrać z pamięci. Właściwie to
najbardziej rockowe piosenki jakie pamiętałam to było tylko Red Hot Chili
Peppers i właśnie w tym momencie kochałam Stalego jeszcze bardziej i jeszcze
bardziej pochwalałam jego gust muzyczny. Co prawda wolałabym by wpadło mi do
głowy coś mocniejszego, ale wypady na ognisko z gitarą i próbami naśladowania
Josha Kinghoffera jednak przydały się i dzięki temu wyskoczyłam z By The Way.
Z
czasem chamskie żarty dwóch czarnulek zaczynały mnie śmieszyć i dzięki temu w
akompaniamencie naszych uśmiechów i mocnych brzmień minęła najfajniejsza lekcja
gitary od początku roku. Sprawy pokomplikowały się dopiero gdy wróciłam do
pokoju.
Przysłowie
"Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane" na brało kompletnie
innego, nowego znaczenia. I bynajmniej nie takiego jakiego używali nauczyciele,
gdy źle zrobiłeś pracę domową. Bardziej takiego, które oznacza, że twoja
współlokatorka może ci zrobić prawdziwe piekło, gdy ty tylko chcesz jej pomóc.
Może i mam chorą ambicję uszczęśliwienia całego świata i powinnam się leczyć,
ale czy to znaczy, że trzeba mnie zmuszać do poczucia winy? I to jeszcze za to,
że mam chłopaka! Wiecie co ona mi powiedziała? "Nora. Dla ciebie to jest
proste, bo ty do cholery masz faceta, nie wtrącaj się w życie innych
ludzi." Nie zostało jej
nic lepszego do roboty tylko jeszcze zwalać to wszystko na Stalego. Najlepiej
niech jeszcze zrzuci to na moje niebieskie oczy, albo na to, że urodziłam się w
żółtym domu. Niektórym ludziom potrafi porządnie odbić, gdy są chorzy. Ciekawe
czy myślała nad tym tekstem całą noc?
-
Co jest? - spytała Laufey gdy minęła mnie na schodach.
-
Odpuść, okej? - burknęłam wbijając ręce w kieszenie.
-
Ja jestem z północy. Ja nigdy tak łatwo nie odpuszczam! - Nie dała za wygraną
Laufey. Westchnęłam tylko i nie wzruszona szybkim krokiem szłam przed siebie.
-
Jeśli chodzi ci o gitarę... - zaczęła, chyba bardziej, żeby wyciągnąć ze mnie
jakie informacje.
-
Nie. - Zakończyłam temat, myślałam, że Islandka teraz odpuści jednak jej kroki
wciąż dały się słyszeć za mną. W końcu zdecydowałam się wyznać o co mi chodzi:
-
Po sprzeczałam się z Amandą - mruknęłam tylko. Przywołałam myślami całe to
zdarzenie i coś we mnie drgnęło. Gwałtownie odwróciłam się do dziewczyny. Szłam
teraz tyłem i mówiłam, a właściwie wykrzykiwałam:
-
Ja się wtrącam w życie innych? Chcę, aby nie była samotna do końca jej usranego
życia, próbuję zaznajomić ją z nowymi ludźmi, a ona mi pierdoli, że wtrącam się
w życie innych! Ja się kurwa wtrącam w życie innych? Ja? Chyba ją posrało!
Przynoszę jej cholerne śniadanie do łóżka i jakoś to nie jest kurwa wtrącanie
się do życia innych? A teraz nagle...O! Znalazła się Wielka Córka Ralpha
Finnesa! Niech się kurwa tym udławi. Koniec z byciem dla siebie miłym. Mam się
kurwa nie wtrącać? Dobra. Nie będę sie wtrącać w jej zasrane życie. W ogóle co
mnie obchodzi jakieś nudne i smętne pierdolone życie pseudo-panka? Tylko, żeby
potem nie było, że nie mam kurwa uczuć! - Mówiłam bardzo szybko i bardzo
głośno. Za każdym razem, gdy w domu się tak denerwowałam Bard żartował sobie,
że bawię się w Eminema. Tyle, że teraz to nie było śmieszne. Byłam zła.
Szczerze zła. Ponownie wbiłam ręce w kieszeń i odwróciłam się plecami do
Islandki. Zdecydowanym ruchem wyciągnęłam jakiegoś zmiętego papierosa z
kieszeni i obmacałam kieszenie. - Kurwa! Nie mam zapalniczki! - Przyspieszyłam
kroku i wyszłam z Akademii. Jeśli nie Demri to Dean będą mieć jakiś ogień.
Nawet nie pamiętam czy Laufey uparcie za mną poszła, czy jednak została w
korytarzu. Przy wejściu do budynku zauważyłam Draven. Stanęłam przed nią i
rzuciłam ostro:
-
Daj mi zapalniczkę! - Czarnulka, aż podskoczyła i dała mi ogień pytając co się
stało. Odburknęłam, że jestem zła na Amy i, że zapowiadał się taki super dzień,
bo gadałam ze Stalem, że przyjeżdża na cały tydzień, ale oczywiście musiało coś
go zepsuć. Stałam tak w milczeniu i chyba wraz z ilością wydmuchanego dymu
upadały moje emocje. Gdy wypaliłam już całego Prince'a kopnęłam w ścianę
budynku krzycząc "Hellvete" i ruszając z powrotem na dach.
Siedziałam
tak wpatrując się tępo w horyzont i bawiąc się palcami. Bez żadnego przejęcia
układałam dłonie w znaki West czy i East Coast, czy przyglądałam się moim
paznokciom. Z mojej kłótni z Finnes wynikła jedna dobra rzecz - ładnie sobie je
spiłowałam. Moje rozmyślania przerwał Dean, który położył rękę na moim ramieniu.
-
Co tam księżniczko? - spytał i posłał mi delikatny uśmiech. Usiadł obok mnie i
spojrzał mi się prosto w oczy. Właściwie to już przestałam być wkurzona. Teraz
chyba byłam tylko trochę przygnębiona. Tak. To dobre określenie.
-
Próbowałam ci znaleźć dziewczynę na bal - odparłam i odwzajemniłam się
beznamiętnym wyszczerzem.
- Masz jakieś obrażenia? Pokaż głowę -
Dean odgarnął mi włosy nad uchem jakby szukał jakiś blizn. Zaśmiałam się.
Szczerze. Chyba właśnie zrozumiałam dlaczego darzyłam Australijczyka sympatią
już od pierwszej rozmowy. Ten sam idiotyczny humor i olewackie od wszystkiego
podejście co Elijah. Jezus
Maria Nora to naprawdę jest Twój ideał przyjaciela? No gratulacje! Właściwie to Finn też trochę
podchodził pod te kategorie, ale Finn to Finn i nie można go porównywać z
nikim.
- Nie. Właściwie to... - Otrzepałam
spodnie z niewidzialnego pyłu. - Pokłóciłyśmy się o takie główno - Wyznałam.
Doszło do mnie dopiero teraz. Dobrą godzinę po całym zdarzeniu. Jak można się
obrazić i zwyzywać dziewczynę za taki banalny tekst? Przecież tego chyba nawet
nie da się podciągnąć pod obelgę.
- Ludzie zawsze się kłócą o główno. Chyba,
że podczas meczu, ale to co innego - wzruszył ramionami chłopak. Wstał i spytał
czy chcę coś do picia. Skinęłam głową i poprosiłam o Carlsberga na co Dean
odpowiedział śmiechem i tym, że ile jeszcze jest duńskich rzeczy w moim życiu.
No tak. Prince'y są produkowane w Danii, Carlsberg to podstawowe piwo Danii,
masło też jem duńskie - brakuje jeszcze cytowania bajek Andersena.
- Chyba powinnam ja przeprosić.
Zdecydowanie przereagowałam. Powiedziałam, że jej życie jest do dupy. I to
nawet nie jej w twarz. - Zwiesiłam głowę odbierając butelkę od Moriartego.
- Aj tam...nie przejmuj się. Każdy coś
palnie. Odkręcisz i będzie dobrze
- Może i tak.
Potem dołączyła do nas Demri z (prawie)
nieodłącznym uśmiechem na twarzy wbiła się miedzy nas i mierzwiąc mi włosy - a
muszę przyznać, że to było wybitnie komiczne, ponieważ to z reguły wyższy
tarmosi niższego - spytała o co poszło między mną, a Amandą. No tak plotki
muszą się roznosić bardzo szybko. Właściwie to jest nas dziesięć osób.
Zamieszana jest więc jedna piąta całej Akademii, kolejna jedna piąta stała się
powiernikami sekretów, czyli dwie piąte uczniów plus Demri, która zawsze
usłyszy o wszystkim. A jeśli Demri to zaraz idzie też Briggs i Jessy. Czyli
trzy piąte i jestem pewna, że za chwile dowie się też o wszystkim Ash i Mer i
tym sposobem w przeciągu pół godziny prawie każdy wie o wszystkim.
- Oto, że Nora Ylvisaker jest chora
psychicznie i dobrze będzie jeśli mnie zaraz nie odeślecie do psychiatryka -
zaśmiałam się robiąc miejsce dziewczynie.
- Spokojnie. Mnie pewnie zamkną zaraz
potem - odparła Draven.
- A tak naprawdę to trochę dogryzłam Amy,
ale to chyba klasyk jeśli się spędza ze sobą całe dnie i nie jest się
zakochanym
- Dziewczyny mówią o tym, jakby to był
jakiś o wiele większy Big Deal
- No Nora lepiej się nie pokazuj, pewnie
zrobiły z ciebie jakiegoś degenerata...w najlepszym przypadku - wtrącił się
Australijczyk.
- Deanie Moriarty degenerat w języku angielskim to osoba
uzależniona od narkotyków lub środków zmieniających świadomość, zboczeniec lub
osoba bez godności osobistej. Z tego co wiem nie zaliczam się do żadnej grupy,
a po za tym powinieneś się wstydzić, że Norweżka zna lepiej od ciebie angielski
- powiedziałam naśladując Oxford English i podnosząc dumnie głowę do góry.
Dopiłam na spółkę z Demri resztę piwa i w
niebywale szybkim tempie nabyłam ogromnego dystansu do całej tej sytuacji o
wybaczeniu Amandzie i sobie już nawet nie wspominając. Witajcie we wspaniałym,
emocjonalnym świecie Nory Ylvisaker. W przeciągu nie całych dwóch godzin
wszystkie sprawy się wyjaśniły i zakończyły z uśmiechami na ustach, promilami
we krwi i muzyką między tym wszystkim. Załatwianie rzeczy po Norwesku jakby to
określił Finn. Ahh...Finn...może zaproszę moich przyjaciół na występ. Byłoby
całkiem nieźle. Muszę to przemyśleć. Zdecydowanie muszę to przemyśleć.
<Klękajcie Narody, bo ja między
rozdziałami podręcznika od historii napisałam rozdział. Mam nadzieję, że wam
się spodoba. I ci wszyscy co się rzucili na robocze niech je piszą. Jak ja mogę
to wy tym bardziej :P Ale na Isaaca trzeba będzie trochę poczekać >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz