Layout by Raion

wtorek, 26 maja 2015

Nora Ylvisaker

Znacie ten moment kiedy budzicie się i czujecie, że ten dzień będzie dobry mimo tego, że zostaliście wyrwani ze snu przez dźwięki trąbki? Leżycie wtedy jeszcze przez chwilę wgapiając zaspany wzrok w sufit i słuchacie jak Nils Jansen leniwie zaczyna swój utwór. Dziś mam tylko gitarę. Za miesiąc jest bal. Moja szansa na spotkanie się ze Stalem! Tak! Muszę zaprosić Stalego! O Boże przyjedzie Stale! Ale będzie cudownie! Stale! Wreszcie! Niech przyjedzie na dłużej! Na cały cholerny tydzień i będziemy siedzieć w pokoju hotelowym na miękkim łóżku małżeńskim! I niech cała Akademia się wali! Uświadomiłam sobie bardzo ważną rzecz i w gwałtownie zerwałam się z łóżka odrzucając jak najdalej pościel jednocześnie wyłączając budzik. Zauważyłam zdumiony wzrok Amy - pewnie zachowywałam się jakbym uciekała przed zamachem terrorystycznym albo coś.
- Obudziłam cię? - spytałam pośpiesznie wyjmując z szafy ubrania.
- Nie...i tak nie śpię przez katar - mruknęła spod kołdry. No tak. Brytyjka była chora od dobrych kilku dni. Współczułam jej. Być chorym podczas tak wspaniałego lata w Akademii. I to jeszcze nie mogła chodzić na prawie żadne zajęcia. Starałabym się być dla niej najmilsza jak potrafiłam, przynosiłam jej posiłki do łóżka, opowiadałam najnowsze plotki i wydarzenia, kupowałam chusteczki i starałam się być cicho. Właściwie to też trochę to rzuciło się na to, że praktycznie w ogóle nie przebywałam w pokoju. Od czasu do czasu wpadałam po jakieś rzeczy albo, żeby trochę uratować dziewczynę od samotności i pewnie siedziałabym dłużej, ale ta wyganiała mnie z pomieszczenia, żebym się nie zaraziła. Jednak na nic zdawały się moje tłumaczenia, że mam wrodzona dużą odporność, i decyzją Czarnej Pani całe dnie spędzałam na plaży lub na dachu. Nie, w odwrotnej kolejności - na dachu lub na plaży.

W każdym razie, gdy upewniłam się, że u naszej cierpiącej wszystko w porządku postarałam się jak najszybciej uporać z poranną toaletą. Jedenasta w Los Angeles to ósma wieczorem w Laax, a ja musiałam jak najszybciej powiedzieć Stalemu, żeby przyjeżdżał na bal. Znaczy szczerze wątpię, żeby poszedł spać przed północą, ale ja nie ścigałam się z czasem tylko z moją chęcią oznajmienia mu najnowszych wieści. Zrobiłabym to po śniadaniu, ale nie mogłam się doczekać, aż usłyszę jego głos i powiem mu o możliwości spotkania się. Cierpiący najpierw, Nora! Jednak ruszyło mnie serce i wpierw poszłam na dach, aby zanieść śniadanie do łóżka mojej współlokatorki, a potem wypadłam z pokoju jak huragan. Na schodach rzecz jasna musiałam się na kogoś natknąć i był to Jessy, którego omal nie przewróciłam, lecz zanim zdążył jeszcze otworzyć usta, by mnie zwymyślać ja podniosłam do góry komórkę i krzyknęłam "Stale dzwoni!" i ruszyłam biegiem na plażę. Nie zobaczyłam nawet jego reakcji, ale szczerze to w ogóle mnie nie obchodziła. Niech sobie myśli co chce, ja nie będę tego zmieniać.

Nie potrafiłam zgrywać tajemniczej przed moim chłopakiem i od razu, gdy usłyszałam "Nora! Opowiadaj co u Ciebie" wypaliłam praktycznie na jednym oddechu informację o balu.
- Będziemy cholernymi królami balu! - Tak. Dokładnie taka była reakcja Stalego, po wyłożeniu mu najnowszych wieści.
- O ile takie odznaczenia są... - wzruszyłam ramionami - Ale będzie wspaniale! - Potem ustaliśmy to czego się spodziewałam. Stale przyjedzie na cały tydzień i zatrzymamy się w hotelu z dala od nieczułych na naszą miłość ludków i będzie cudownie. Właściwie ustaliliśmy to złe określenie, wręcz kończyliśmy swoje zdania potwierdzając przekonania. Potem jeszcze śmialiśmy się z tego jak możemy się ubrać, a ja pochwaliłam to, że DJ'em będzie Aaron. Następnie opowiedziałam mu o Deanie, chorobie mojej współlokatorki i jeszcze o wielu innych pierdołach. Ogółem na rozmowach spędziliśmy chyba naszą dotychczasową średnią czyli dwie godziny.

Gdy wracałam właśnie z plaży stałam się świadkiem dziwnego zajścia. Nie. Dziwnego to mało powiedziane - ono było wręcz surrealne. Laufey przebrana w kostium kąpielowy przytula Daniela albo przydusza, ale sądząc po jego minie i jej stroju to to raczej to pierwsze. Spojrzałam na zegarek.
- Będziesz mi się spowiadać przed gitarą - mruknęłam po norwesku do siebie i posłałam w przestrzeń wścibski uśmiech. Zajrzałam jeszcze na chwilę do Amy, ale ponieważ spała to tylko podłączyłam komórkę do ładowarki i wzięłam moją gitarę. Zresztą i tak pewnie bym tylko zaszła tu na chwilkę, bo zaraz miałam lekcję z Whitem, a zanim one nastąpią dużo do wyjaśnienia podczas strojenia. Dobrze, że Jack praktycznie zawsze się spóźniał.

- Dobra Lauf w ogóle niema pierdolenia. Spowiadaj mi się ze zdarzenia na plaży! - krzyknęłam jeszcze nie przekraczając progu.
- Po pierwsze to niema przeklinania, a po drugie nie mam z czego - odparła obojętnie. Darowałam sobie reakcję na pierwszą część zdania, jednakże wiedziałam, że chyba powinnam ograniczyć przekleństwa w obecności innych. Przez innych miałam na myśli głównie Islandkę i Brytyjkę, bo Demri i Dean sami nie byli lepsi. A podobno Norwegowie mało klną.
- Laufey widziałaś mnie i dobrze o tym wiemy obie. - Usiadłam obok niej i wyciągnęłam stroik. Potrafiłam na słuch - żeby nie było, aż takim upośledzeńcem muzycznym nie jestem - ale gdy masz ważne sprawy do omówienia to po co się wysilać.
- Nie rób z tego wielkich rzeczy. Po prostu wracałam z lekcji surfingu i...
- Cooooo? Surfujesz i nic mi nie powiedziałaś?
- Na razie byłam na jednej lekcji trudno to jakkolwiek określić surfingiem. Mówiąc dokładniej. - Islandka zdawała się być niezbita z tropu. Nawet na mnie nie spojrzała tylko obserwowała drgania strun na gryfie majstrując przy...pokrętłach.
- Przecież ja bym mogła ciebie nauczyć...za darmo...i byśmy obie miały więcej frajdy - tłumaczyłam zrezygnowana.
- Nauczyciele surfingu nie są tak przystojni jak ty. - Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- No fakt! Ale będziesz musiała mi się odpłacić i jak tylko opanujesz stanie na desce to idziemy posurfować razem. A jak przyjedzie Stale...trzech Skandynawów na deskach! - Odchyliłam się do tyłu zakładając ręce za głowę, a Lauf spojrzała się na mnie pobłażliwie. Dalszą rozmowę przerwał nam okrzyk dochodzący z progu sali:
- Kupiłam sobie motor! - Demri wpadła - tak, dosłownie wpadła - do sali, gdzie za chwilę miały się odbyć zajęcia z gitary.
- C-c-oooo? Ja pierdole no...nikt nic mi nie mówi - krzyknęłam udając zrozpaczenie, ale Draven spojrzała się na mnie jak na idiotkę, więc dodałam - Okazuje sie, że Lauf wzięła lekcje surfingu, ty kupujesz sobie motor! Przecież ja gadałam ze Stalem tylko dwie godziny - powiedziałam i mogę przysiąc, że Demri chyba naprawdę pomyślała, że jest mi z tego powodu bardzo przykro. Aż cisnął mi się na usta cytat Hana Solo "Nie ma mnie przez chwilę i już wszyscy wpadają w manię wielkości", ale cytowanie Gwiezdnych Wojen jest zarezerwowane dla pewnej ekipy z Oslo. 
- I jeszcze Laufey idzie z Danielem na bal! - wykrzyknęła czarnulka wskazując oskarżycielsko Islandkę. 
- Cooooo? I się dowiaduje ostatnia!!! Nie! No koniec tego! Abdykuje! Dosyć! - krzyczałam i właśnie wychodziłam z sali, gdy w drzwiach zatrzymał mnie Jack White. 
- Dokąd to młoda damo? 
- Do Paragwaju! Albo do Kolumbii! Jeszcze nie wiem! Daleko od samolubnych plotkarzy! 
- Nie wytrzymasz tyle bez Stalego - rzuciła z tyłu Lauf dusząc się ze śmiechu 
- Dobrze, dobrze, ale to może po moich zajęciach. Może odrobina samby czy tanga poprawi ci humor... - Jack poszedł na przód cofając mnie do wnętrza. Westchnęłam i posłałam mordercze spojrzenie dziewczynom, które nie mogły opanować ataku śmiechu.
- No to może Nora w takim razie zacznie. Oddaj swoje emocje. - Niby uśmiech na twarzy nauczyciela były zwyczajny, ale mogę przysiąc, że za nim tliła się nutka złośliwości. Dlaczego cały świat się na mnie uwziął?
- Zagraj High Way to Hell - krzyknęła Demri.
- Albo Stairway to Heaven. Nie długo przyjeżdża Stale! - wtórowała jej Laufey. Wzięłam tylko głęboki oddech i z impetem uderzyłam w struny gitary. Szukałam w myślach jakiegoś mocno rockowego utworu, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Może tylko Miss Alissa, ale i to nie było tak bardzo ciężkie jakbym chciała, a po za tym nie znałam utworu na tyle, aby teraz go zagrać z pamięci. Właściwie to najbardziej rockowe piosenki jakie pamiętałam to było tylko Red Hot Chili Peppers i właśnie w tym momencie kochałam Stalego jeszcze bardziej i jeszcze bardziej pochwalałam jego gust muzyczny. Co prawda wolałabym by wpadło mi do głowy coś mocniejszego, ale wypady na ognisko z gitarą i próbami naśladowania Josha Kinghoffera jednak przydały się i dzięki temu wyskoczyłam z By The Way.

Z czasem chamskie żarty dwóch czarnulek zaczynały mnie śmieszyć i dzięki temu w akompaniamencie naszych uśmiechów i mocnych brzmień minęła najfajniejsza lekcja gitary od początku roku. Sprawy pokomplikowały się dopiero gdy wróciłam do pokoju.

Przysłowie "Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane" na brało kompletnie innego, nowego znaczenia. I bynajmniej nie takiego jakiego używali nauczyciele, gdy źle zrobiłeś pracę domową. Bardziej takiego, które oznacza, że twoja współlokatorka może ci zrobić prawdziwe piekło, gdy ty tylko chcesz jej pomóc. Może i mam chorą ambicję uszczęśliwienia całego świata i powinnam się leczyć, ale czy to znaczy, że trzeba mnie zmuszać do poczucia winy? I to jeszcze za to, że mam chłopaka! Wiecie co ona mi powiedziała? "Nora. Dla ciebie to jest proste, bo ty do cholery masz faceta, nie wtrącaj się w życie innych ludzi." Nie zostało jej nic lepszego do roboty tylko jeszcze zwalać to wszystko na Stalego. Najlepiej niech jeszcze zrzuci to na moje niebieskie oczy, albo na to, że urodziłam się w żółtym domu. Niektórym ludziom potrafi porządnie odbić, gdy są chorzy. Ciekawe czy myślała nad tym tekstem całą noc?

- Co jest? - spytała Laufey gdy minęła mnie na schodach.
- Odpuść, okej? - burknęłam wbijając ręce w kieszenie.
- Ja jestem z północy. Ja nigdy tak łatwo nie odpuszczam! - Nie dała za wygraną Laufey. Westchnęłam tylko i nie wzruszona szybkim krokiem szłam przed siebie.
- Jeśli chodzi ci o gitarę... - zaczęła, chyba bardziej, żeby wyciągnąć ze mnie jakie informacje.
- Nie. - Zakończyłam temat, myślałam, że Islandka teraz odpuści jednak jej kroki wciąż dały się słyszeć za mną. W końcu zdecydowałam się wyznać o co mi chodzi:
- Po sprzeczałam się z Amandą - mruknęłam tylko. Przywołałam myślami całe to zdarzenie i coś we mnie drgnęło. Gwałtownie odwróciłam się do dziewczyny. Szłam teraz tyłem i mówiłam, a właściwie wykrzykiwałam:
- Ja się wtrącam w życie innych? Chcę, aby nie była samotna do końca jej usranego życia, próbuję zaznajomić ją z nowymi ludźmi, a ona mi pierdoli, że wtrącam się w życie innych! Ja się kurwa wtrącam w życie innych? Ja? Chyba ją posrało! Przynoszę jej cholerne śniadanie do łóżka i jakoś to nie jest kurwa wtrącanie się do życia innych? A teraz nagle...O! Znalazła się Wielka Córka Ralpha Finnesa! Niech się kurwa tym udławi. Koniec z byciem dla siebie miłym. Mam się kurwa nie wtrącać? Dobra. Nie będę sie wtrącać w jej zasrane życie. W ogóle co mnie obchodzi jakieś nudne i smętne pierdolone życie pseudo-panka? Tylko, żeby potem nie było, że nie mam kurwa uczuć! - Mówiłam bardzo szybko i bardzo głośno. Za każdym razem, gdy w domu się tak denerwowałam Bard żartował sobie, że bawię się w Eminema. Tyle, że teraz to nie było śmieszne. Byłam zła. Szczerze zła. Ponownie wbiłam ręce w kieszeń i odwróciłam się plecami do Islandki. Zdecydowanym ruchem wyciągnęłam jakiegoś zmiętego papierosa z kieszeni i obmacałam kieszenie. - Kurwa! Nie mam zapalniczki! - Przyspieszyłam kroku i wyszłam z Akademii. Jeśli nie Demri to Dean będą mieć jakiś ogień. Nawet nie pamiętam czy Laufey uparcie za mną poszła, czy jednak została w korytarzu. Przy wejściu do budynku zauważyłam Draven. Stanęłam przed nią i rzuciłam ostro:
- Daj mi zapalniczkę! - Czarnulka, aż podskoczyła i dała mi ogień pytając co się stało. Odburknęłam, że jestem zła na Amy i, że zapowiadał się taki super dzień, bo gadałam ze Stalem, że przyjeżdża na cały tydzień, ale oczywiście musiało coś go zepsuć. Stałam tak w milczeniu i chyba wraz z ilością wydmuchanego dymu upadały moje emocje. Gdy wypaliłam już całego Prince'a kopnęłam w ścianę budynku krzycząc "Hellvete" i ruszając z powrotem na dach.

Siedziałam tak wpatrując się tępo w horyzont i bawiąc się palcami. Bez żadnego przejęcia układałam dłonie w znaki West czy i East Coast, czy przyglądałam się moim paznokciom. Z mojej kłótni z Finnes wynikła jedna dobra rzecz - ładnie sobie je spiłowałam. Moje rozmyślania przerwał Dean, który położył rękę na moim ramieniu.
- Co tam księżniczko? - spytał i posłał mi delikatny uśmiech. Usiadł obok mnie i spojrzał mi się prosto w oczy. Właściwie to już przestałam być wkurzona. Teraz chyba byłam tylko trochę przygnębiona. Tak. To dobre określenie. 
- Próbowałam ci znaleźć dziewczynę na bal - odparłam i odwzajemniłam się beznamiętnym wyszczerzem. 
- Masz jakieś obrażenia? Pokaż głowę - Dean odgarnął mi włosy nad uchem jakby szukał jakiś blizn.  Zaśmiałam się. Szczerze. Chyba właśnie zrozumiałam dlaczego darzyłam Australijczyka sympatią już od pierwszej rozmowy. Ten sam idiotyczny humor i olewackie od wszystkiego podejście co Elijah. Jezus Maria Nora to naprawdę jest Twój ideał przyjaciela? No gratulacje! Właściwie to Finn też trochę podchodził pod te kategorie, ale Finn to Finn i nie można go porównywać z nikim.
- Nie. Właściwie to... - Otrzepałam spodnie z niewidzialnego pyłu. - Pokłóciłyśmy się o takie główno - Wyznałam. Doszło do mnie dopiero teraz. Dobrą godzinę po całym zdarzeniu. Jak można się obrazić i zwyzywać dziewczynę za taki banalny tekst? Przecież tego chyba nawet nie da się podciągnąć pod obelgę.
- Ludzie zawsze się kłócą o główno. Chyba, że podczas meczu, ale to co innego - wzruszył ramionami chłopak. Wstał i spytał czy chcę coś do picia. Skinęłam głową i poprosiłam o Carlsberga na co Dean odpowiedział śmiechem i tym, że ile jeszcze jest duńskich rzeczy w moim życiu. No tak. Prince'y są produkowane w Danii, Carlsberg to podstawowe piwo Danii, masło też jem duńskie - brakuje jeszcze cytowania bajek Andersena.
- Chyba powinnam ja przeprosić. Zdecydowanie przereagowałam. Powiedziałam, że jej życie jest do dupy. I to nawet nie jej w twarz. - Zwiesiłam głowę odbierając butelkę od Moriartego.
- Aj tam...nie przejmuj się. Każdy coś palnie. Odkręcisz i będzie dobrze
- Może i tak.

Potem dołączyła do nas Demri z (prawie) nieodłącznym uśmiechem na twarzy wbiła się miedzy nas i mierzwiąc mi włosy - a muszę przyznać, że to było wybitnie komiczne, ponieważ to z reguły wyższy tarmosi niższego - spytała o co poszło między mną, a Amandą. No tak plotki muszą się roznosić bardzo szybko. Właściwie to jest nas dziesięć osób. Zamieszana jest więc jedna piąta całej Akademii, kolejna jedna piąta stała się powiernikami sekretów, czyli dwie piąte uczniów plus Demri, która zawsze usłyszy o wszystkim. A jeśli Demri to zaraz idzie też Briggs i Jessy. Czyli trzy piąte i jestem pewna, że za chwile dowie się też o wszystkim Ash i Mer i tym sposobem w przeciągu pół godziny prawie każdy wie o wszystkim.

- Oto, że Nora Ylvisaker jest chora psychicznie i dobrze będzie jeśli mnie zaraz nie odeślecie do psychiatryka - zaśmiałam się robiąc miejsce dziewczynie.
- Spokojnie. Mnie pewnie zamkną zaraz potem - odparła Draven.
- A tak naprawdę to trochę dogryzłam Amy, ale to chyba klasyk jeśli się spędza ze sobą całe dnie i nie jest się zakochanym
- Dziewczyny mówią o tym, jakby to był jakiś o wiele większy Big Deal
- No Nora lepiej się nie pokazuj, pewnie zrobiły z ciebie jakiegoś degenerata...w najlepszym przypadku - wtrącił się Australijczyk.
- Deanie Moriarty degenerat w języku angielskim to osoba uzależniona od narkotyków lub środków zmieniających świadomość, zboczeniec lub osoba bez godności osobistej. Z tego co wiem nie zaliczam się do żadnej grupy, a po za tym powinieneś się wstydzić, że Norweżka zna lepiej od ciebie angielski - powiedziałam naśladując Oxford English i podnosząc dumnie głowę do góry.

Dopiłam na spółkę z Demri resztę piwa i w niebywale szybkim tempie nabyłam ogromnego dystansu do całej tej sytuacji o wybaczeniu Amandzie i sobie już nawet nie wspominając. Witajcie we wspaniałym, emocjonalnym świecie Nory Ylvisaker. W przeciągu nie całych dwóch godzin wszystkie sprawy się wyjaśniły i zakończyły z uśmiechami na ustach, promilami we krwi i muzyką między tym wszystkim. Załatwianie rzeczy po Norwesku jakby to określił Finn. Ahh...Finn...może zaproszę moich przyjaciół na występ. Byłoby całkiem nieźle. Muszę to przemyśleć. Zdecydowanie muszę to przemyśleć.

<Klękajcie Narody, bo ja między rozdziałami podręcznika od historii napisałam rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba. I ci wszyscy co się rzucili na robocze niech je piszą. Jak ja mogę to wy tym bardziej :P Ale na Isaaca trzeba będzie trochę poczekać >



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz