Layout by Raion

piątek, 22 maja 2015

Demri Draven

- Jeszcze raz. Wyczuj ten moment, Demri.

- Tak, sorze.

I grałam dalej. Grałam, grałam, aż pęcherze mi pękły i dopiero wtedy Mr White postanowił, że na dziś koniec. Ale był zadowolony, więc i ja taka byłam. Jak zawsze na początku rozmawialiśmy o tym co było ostatnio, później była technika, a na koniec wspominaliśmy stare gwiazdy bluesa. Lubiłam te zajęcia, chociaż wychodziłam z nich zmęczona. Może dlatego, że były tak późno? Kto tam wie. W każdym razie nie uchodziło mojej uwadze, że Jack był przystojny. Jak powiedziałam o tym Fey, ta machnęła ręką i rzuciła coś w stylu ‘Tobie się tam wszyscy podobają.’ No, ale co ja mogę, że dookoła sami wspaniali mężczyźni? Wszędzie ich spotykam, wszędzie ich widzę. Cudo! Rano była scenografia, na której byłam tylko ja. Jednak nie przeszkadzało mi to. Zmontowaliśmy z psorem McKinnonem dość sporych rozmiarów stelaż, który potem miał służyć jako oparcie, tło lub podest dla oświetleniowca podczas przedstawienia. Ciągle rozmawialiśmy, żartowaliśmy i pracowaliśmy. Nora powiedziała mi później, że zachowuję się jak mniejsza wersja Petera - rozgadana, wyrwana z rzeczywistości. Następnie było malarstwo. w sumie nic podczas tych zajęć nie zrobiłam, bo Dona analizowała mój obraz pod względem jakościowym jak i merytorycznym. Gdy spytała, co namalowałam, odparłam, że Amy stojącą na naszym molo. Stałam wtedy na dachu i po prostu szkicowałam Finnes, spacerującą w okolicach altany. ‘Dobrze, ale powinnaś popracować na doborem farb i światłocieniem. O tu w rogu – widzisz jak światło dziwnie się załamuje? Nie wygląda to naturalnie. Trzeba to poprawić.’ Nie chciałam poprawiać. Podobał mi się taki, jaki był, ale Nelson uparła się, żebym to zrobiła. Postanowiłam namalować coś innego, bo Amy na tle molo zdecydowanie była idealna.  Następny był montaż muzyki. Mimo, że profesor był oschły, z wielkim zainteresowanie słuchałam o każdej śrubce i guziku na mikserze. Pokazał mi jak to robić, chociaż zapamiętanie tego równało się z lotem na Słońce. Gdy powiedziałam, że podziwiam go za to, że to rozumie, początkowo zmierzył mnie podejrzanym spojrzeniem, ale gdy zobaczył, że mówię szczerze, nawet lekko się uśmiechnął. Napomniał, że powinnam robić notatki i od następnych zajęć zaczniemy wszystko od nowa po kolei. To była przewspaniała godzina! Na końcu czekały mnie zajęcia z lekcji gitary. Tutaj ćwiczyłam razem z resztą, a potem zostałam na dodatkową godzinę.

- Zagraj to jeszcze raz - rzucił mój mentor, odpalając papierosa. Nie przeszkadzało mi to. Zresztą zawsze wcześniej owijaliśmy czujnik dymu folią, żeby w Akademii nie wybuchł alarm. Sor palił tylko na moich zajęciach. Tutaj mógł mi poświęcić więcej czasu i to właśnie robił. Dzięki Bogu za jego wyrozumiałość. Nie szło mi najgorzej, ale nie byłam jakimś tam mistrzem. Jednak Jack'owi to nie przeszkadzało. Siadaliśmy naprzeciwko siebie i graliśmy. Najpierw on, ja obserwowałam, potem sama starałam się odtworzyć, to co mi pokazał, a na koniec White dołączał się do mnie i w sali rozbrzmiewały dwie gitary. Niekiedy kazał mi śpiewać, kiedy indziej sam to robił, a jeszcze innym razem śpiewaliśmy wspólnie. Były to zdecydowanie moje ukochane zajęcia i starałam się przed każdymi z nich ćwiczyć w wolnych chwilach wszystko od początku, by być jeszcze lepszą niż poprzednio.

- Czas się zbierać. Dobra robota – powiedział w pewnym momencie Mr White i uśmiechnął się ciepło. Patrzyłam na niego jak zafascynowana. To moja sprawka, że się tak wspaniale uśmiechnął? Odebrał ode mnie gitarę, odstawił na miejsce i zaczął przesuwać z powrotem krzesła na miejsce. Jak zwykle chciałam mu pomóc, ale zatrzymał mnie ruchem ręki. - Idź lepiej zajmij się tymi pęcherzami, moja mała gitarzystko - rzucił, wskazując na moje dłonie. Fakt. Krwawiły, ale w pewnym momencie gry przestałam to czuć. 

- Tak jest, sir! - Zasalutowałam, przy czym Mr White parsknął śmiechem i pokręcił głową. Pożegnałam się i praktycznie wypłynęłam z sali, czując dziwną lekkość. Dokładnie gdy byłam w połowie korytarza, wpadłam na Meredith. Już chciała mnie skrzyczeć, ale widząc, że to ja, spytała tylko dlaczego jestem taka rozmarzona.

- Czyżby zajęcia z Jackiem? - spytała z podniesionymi brwiami. Tak. To był nasz rytuał. Po skończonych zajęciach z Mr White'm, zawsze wszystko opowiadałam Pixie. Zawsze. Pokiwałam głową w odpowiedzi, a Mer tylko westchnęła, patrząc na mnie litościwie. - Jeśli będziesz się tak szybko zakochiwać, to zginiesz, kochanie.

- Kiedy to jest miłość platoniczna - odparłam, wzruszając ramionami, ale nie przestając się błogo uśmiechać. Byłam naprawdę w wyśmienitym humorze. 

- Która tak cię traktuje? Spójrz na swoje ręce! - biadoliła Meredith, obracając moje dłonie w swoich. Szybko schowałam je  za plecami.

- To nic takiego. Odkazić w oceanicznej słonej wodzie, a potem posmarować witaminą A i będą jak nowe - mruknęłam, patrząc na czubki swoich butów. Pixie już chyba chciała coś powiedzieć, gdy w całej Akademii rozległ się donośny głos:

- Szanowni uczniowie. Chciałbym was powiadomić o nadchodzącym balu, który co roku zamyka naszą wspólną naukę. Co prawda do zakończenia semestru jest sporo czasu, ale zdecydowaliśmy się na tak szybki termin, ponieważ będzie was jeszcze czekało ostateczne wystąpienie przed nami oraz waszymi bliskimi. Szczegóły podane są w gablocie przy sekretariacie i stołówce. Dziękuję bardzo za uwagę.

Metaliczny głos z brytyjskim akcentem szczęknął i zamilkł. Popatrzyłyśmy po sobie z Meredith ze zmieszanymi minami. Gdy spytałam czy pójdzie ze mną sprawdzić te szczegóły, odpowiedziała, że wychodzi ze znajomymi i gdy wróci wszystko jej wytłumaczę. Jednak zanim odeszła zadzwonił do niej telefon.

- Cześć, Steven! Dawaj mi Joe zaraz! – wykrzyknęła ze śmiechem i pobiegła w drugą stronę korytarza. - Tylko błagam. Opatrz sobie te ręce - rzuciła jeszcze, idąc tyłem. Uśmiechnęłam się na odchodnym i pobiegłam sprawdzić, o co chodziło z tym całym balem. Nora nic o nim nie wspominała. Czyżby nowa tradycja? Zbiegałam ze schodów w podskokach, myśląc o tej nowości. Gdy stanęłam w stołówce przy tablicy, były już tam Laufey i Shin. Obie czytały wielki plakat.

- Cześć, laski! - przywitałam się. Dodatkowo ścisnęłam tylko dłoń Fey. Jakość od incydentu na urodzinach brata Nory, trzymałam się na dystans. Wcale tego nie chciałam, ale inaczej nie potrafiłam. Coś w środku kazało mi nie naskakiwać na dziewczynę z Islandii. Laufey nie była dla mnie oschła, wręcz przeciwnie i nie wiedziałam, skąd brało się we mnie to wycofanie. 

- Hej, Dem - rzuciła Islandka, a Shin przywitała się po koreańsku. Uważałam, że to słodkie. Mimo, że jedynymi słowami jakie zamieniłyśmy były przywitania, miałam Azjatkę za wyjątkowo towarzyską osobę.

- I co? Co to za bal?! - rzuciłam zniecierpliwiona, a Fey tylko wzruszyła ramionami. Jak to ona zawsze podchodziła do wszystkiego sceptycznie. Ale za to ją uwielbiałam! Chłodna północna piękność zza oceanu.

- Sama przeczytaj.

Posłuchałam i przebiegłam wzrokiem po literach. Gdy natrafiłam na obcojęzyczną nazwę jakiegoś lokalu, podskoczyłam.

- O, Bożenko! To jakaś droga restauracja?

- Cholernie - odmruknęła Fey. - Znajduje się na szczycie Marriotta. Będzie stamtąd widok na całe cholerne LA.

- Tu piszą, że obowiązują stroje wieczorowe. - Sunęłam palcem wzdłuż przedostatniej linijki.

- Myślicie, że trzeba będzie iść w parach? - spytała nieśmiało Shin. Jej głos przypominał dźwięk dzwoneczków na wietrze. Mogłabym go słuchać godzinami. W porównaniu z topornym akcentem Laufey, delikatny język Koreanki był jak muzyka.

- Nie, no. Chyba nie... - dodała Fey, nie odrywając wzroku od plakatu. Skrzyżowała ręce na piersiach i we trójkę wpatrywałyśmy się w ogłoszenie. Przez chwilę tylko tak stałyśmy, bez celu gapiąc się w ścianę. Kucharka musiała mieć z nas niezły ubaw, jeśli nas zauważyła. Zachichotałam mimowolnie.

- Nora pewnie pójdzie ze Stale'm - mruczałam do siebie, mrużąc oczy. - Ciekawe co ubierzecie! - pisnęłam, patrząc na dziewczyny. Już wyobrażałam sobie całą gamę kolorowych strojów przepełnionych folklorem obcych krajów.

- A kto w ogóle powiedział, że się na to wybieram? - rzuciła Fey, patrząc na mnie z góry. Jak wszyscy zresztą.

- Chcę cię zobaczyś w sukience, Feeey! - pisnęłam, łapiąc ją za ramię i podskakując.

- Oj, Demri. Dla ciebie wszystko jest takie proste...

- A co w tym trudnego? - zdziwiłam się. - Ubierasz kieckę, idziesz ze mną na bal, siedzimy, tańczymy, jemy. No, cudo!

- Tylko tam będą wszyscy nauczyciele z małżonkami albo partnerami. Nie wiem czy to takie fajne... Islandka zawahała się.

- A ty, Shin? Wiesz już co ubierzesz i z kim pójdziesz? - spytałam, wychylając się do Koreanki.

- Nie wie... - zaczęła odpowiadać dziewczyna, ale nasza towarzyska się wtrąciła.

- Jezu, Demri! - oburzyła się się Laufey. - Przecież to dopiero za miesiąc. Daj jej spokój.

- Nic nie szkodzi - odparła Azjatka i posłała mi ciepły uśmiech.

I znowu pięciominutowe gapienie się w kartkę papieru na ścianie.

- Ej, można iść z profesorem? - wypaliłam, a obie spojrzały na mnie z szeroko otwartymi oczami. Fey chciała już coś powiedzieć, ale wyprzedziłam ją. - No, co?! - spytałam zdziwiona.

Dziewczyna pokręciła głową, a Shin się roześmiała. Miała taki piękny śmiech. Chyba zaczynałam po cichu być jej fanką. Miałam wielką nadzieję, że uda mi się ją bliżej poznać.

- Dobra. Muszę lecieć - wypaliła ni z tego ni z owego Laufey i pożegnała się. Zanim zniknęła, krzyknęłam:

- Fey! Jak Daniel cię zaprosi, zgódź się!

Ta tylko pokazała mi środkowy palec, zanim drzwi windy się zamknęły. Zaśmiałam się jeszcze i odwróciłam na powrót do wiadomości. Musiałam przeczytać ogłoszenie jeszcze raz. A potem coś zjeść oczywiście. Na koniec dnia zawsze umierałam z głodu!

- Naprawdę chcesz iść z nauczycielem? - spytała nagle Shin. Spojrzałam na nią tajemniczo, po czym wskazałam głową stołówkę. Azjatka odmówiła, tłumacząc, że już jadła. Wzruszyłam tylko ramionami i skierowałam się do najbliższego stolika. Przeczytałam menu i wybrałam świeży wyciskany sok z pomarańczy i sandwiche z serem. Gdy podchodziłam złożyć zamówienie, stał tam jakiś chłopak, którego nie znałam i rozmawiał z Norą. Dyskutowali o czymś zażarcie, jednak nie chciałam się wtrącać. Byłam tak mała, że nawet mnie nie zauważyli i gdy wzięłam swoje jedzenie, odeszłam w najdalszy kąt, położyłam tackę na stole, usiadłam i się rozpłakałam.



5 komentarzy:

  1. Też miałam pomysł z balem i występem!!! No cóż...ale Perry byłaś pierwsza, ale jak cuuudownie. Już widzę Norę nawijającą o tym, że przyjdzie Stale i nie może się doczekać. Ale na razie chyba ma inne sprawy na głowie. Ja tworzę nową postać, a Perry już sobie kombinuje Norę-wybawiciela :P Nie no serio rozdzialik miód, ale no ja nie wiem czy związki nauczyciel-uczeń nie są zakazane... Hehehehe. Perry ty mały, kreatywny klaunie, który tworzy wspaniałe rozdziały. I widzę, że nie mogłaś znieść tego braku wieści od Shin hehe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahha widzisz jak ja wiem, co jest dobre? xD Mam nadzieję, że jednak nasza autorka Shin coś o niej napisze w końcu. I dzięki za dobre słówka ;)

      Usuń
  2. Przyznam szczerze, że zaczyna mi już brakować zwrotów na wyrażenie uznania. xD Co więcej, dokonałam pewnego ciekawego spostrzeżenia. Nie przepadam za Demri w rozdziałach Jessy'ego, ale uwielbiam ją w jej własnych. Interesujące, zważywszy na fakt, że pisze je jedna osoba.
    Strasznie podoba mi się wątek Draven/White. To jest takie... prawdziwe. A bo to rzadko, przepraszam za określenie, małolaty zakochują w swoich nauczycielach? Jeżeli do tego dorzucimy jeszcze temat Draven/Waits to mamy mieszankę wybuchową. Czyli to, czego nam trzeba. ;3
    No i standard, czyli jak opisać Laufey lepiej, niż robi to sama Laufey xD Naprawdę, mówię to z całą świadomością i przy wszystkich tu obecnych, że Twoje partie na temat mojej postaci,na dzień dzisiejszy, są najlepsze. Zaczytuję się w nich jak w porządnych książkach. Jedyne, na co zwróciłabym uwagę, to fakt, że Lauf raczej nie klnie (przy założeniu, że gest uznamy za przekleństwo ;]), a jeżeli już, to na pewno nie tak otwarcie. Raczej szepnie coś pod nosem. Ale to tak tylko kosmetycznie, na przyszłość. ;) Poza tym drobnym szczegółem: cud, miód i orzeszky :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że przesadziłam z tym pożegnaniem się Fey, ale nie wiedziałam zbytnio co tam wsadzić innego. Tak dosadnego. W każdym razie dziękuję za cały długi komentarz :) A dlaczego nie przepadasz za Demri w postach Waitsa? Znaczy jakoś słabiej tam piszę czy tak po prostu? Za to ja nie wiem, co napisać, bo mnie tak wychwalasz, a rozdził napisałam raz dwa ;D Dziękuję. Czekam na Twój!

      Usuń
    2. Nie, nie tyle słabiej tam piszesz, co w swoich własnych rozdziałach Demri nabiera charakteru i takiego, ja wiem... pazura? A w rozdziałach Waitsa jest takim łagodnym kotkiem z wielkimi oczami, który się do wszystkich łasi i błaga o uwagę.
      Chociaż... Biorąc pod uwagę jej przeszłość, to obie wersje pasują.

      Usuń