- Jeszcze raz. Wyczuj ten moment, Demri.
- Tak, sorze.
I grałam dalej. Grałam, grałam, aż
pęcherze mi pękły i dopiero wtedy Mr White postanowił, że na dziś koniec. Ale
był zadowolony, więc i ja taka byłam. Jak zawsze na początku rozmawialiśmy o
tym co było ostatnio, później była technika, a na koniec wspominaliśmy stare
gwiazdy bluesa. Lubiłam te zajęcia, chociaż wychodziłam z nich zmęczona. Może
dlatego, że były tak późno? Kto tam wie. W każdym razie nie uchodziło mojej
uwadze, że Jack był przystojny. Jak powiedziałam o tym Fey, ta machnęła ręką i
rzuciła coś w stylu ‘Tobie się tam wszyscy podobają.’ No, ale co ja mogę, że
dookoła sami wspaniali mężczyźni? Wszędzie ich spotykam, wszędzie ich widzę.
Cudo! Rano była scenografia, na której byłam tylko ja. Jednak nie przeszkadzało
mi to. Zmontowaliśmy z psorem McKinnonem dość sporych rozmiarów stelaż, który
potem miał służyć jako oparcie, tło lub podest dla oświetleniowca podczas
przedstawienia. Ciągle rozmawialiśmy, żartowaliśmy i pracowaliśmy. Nora
powiedziała mi później, że zachowuję się jak mniejsza wersja Petera -
rozgadana, wyrwana z rzeczywistości. Następnie było malarstwo. w sumie nic
podczas tych zajęć nie zrobiłam, bo Dona analizowała mój obraz pod względem
jakościowym jak i merytorycznym. Gdy spytała, co namalowałam, odparłam, że Amy
stojącą na naszym molo. Stałam wtedy na dachu i po prostu szkicowałam Finnes,
spacerującą w okolicach altany. ‘Dobrze, ale powinnaś popracować na doborem
farb i światłocieniem. O tu w rogu – widzisz jak światło dziwnie się załamuje?
Nie wygląda to naturalnie. Trzeba to poprawić.’ Nie chciałam poprawiać. Podobał
mi się taki, jaki był, ale Nelson uparła się, żebym to zrobiła. Postanowiłam
namalować coś innego, bo Amy na tle molo zdecydowanie była idealna.
Następny był montaż muzyki. Mimo, że profesor był oschły, z wielkim
zainteresowanie słuchałam o każdej śrubce i guziku na mikserze. Pokazał mi jak
to robić, chociaż zapamiętanie tego równało się z lotem na Słońce. Gdy
powiedziałam, że podziwiam go za to, że to rozumie, początkowo zmierzył mnie
podejrzanym spojrzeniem, ale gdy zobaczył, że mówię szczerze, nawet lekko się
uśmiechnął. Napomniał, że powinnam robić notatki i od następnych zajęć
zaczniemy wszystko od nowa po kolei. To była przewspaniała godzina! Na końcu
czekały mnie zajęcia z lekcji gitary. Tutaj ćwiczyłam razem z resztą, a potem
zostałam na dodatkową godzinę.
- Zagraj to jeszcze raz - rzucił mój
mentor, odpalając papierosa. Nie przeszkadzało mi to. Zresztą zawsze wcześniej
owijaliśmy czujnik dymu folią, żeby w Akademii nie wybuchł alarm. Sor palił
tylko na moich zajęciach. Tutaj mógł mi poświęcić więcej czasu i to właśnie
robił. Dzięki Bogu za jego wyrozumiałość. Nie szło mi najgorzej, ale nie byłam
jakimś tam mistrzem. Jednak Jack'owi to nie przeszkadzało. Siadaliśmy
naprzeciwko siebie i graliśmy. Najpierw on, ja obserwowałam, potem sama
starałam się odtworzyć, to co mi pokazał, a na koniec White dołączał się do
mnie i w sali rozbrzmiewały dwie gitary. Niekiedy kazał mi śpiewać, kiedy
indziej sam to robił, a jeszcze innym razem śpiewaliśmy wspólnie. Były to
zdecydowanie moje ukochane zajęcia i starałam się przed każdymi z nich ćwiczyć
w wolnych chwilach wszystko od początku, by być jeszcze lepszą niż poprzednio.
- Czas się zbierać. Dobra robota –
powiedział w pewnym momencie Mr White i uśmiechnął się ciepło. Patrzyłam na
niego jak zafascynowana. To moja sprawka, że się tak wspaniale uśmiechnął?
Odebrał ode mnie gitarę, odstawił na miejsce i zaczął przesuwać z powrotem
krzesła na miejsce. Jak zwykle chciałam mu pomóc, ale zatrzymał mnie ruchem
ręki. - Idź lepiej zajmij się tymi pęcherzami, moja mała gitarzystko - rzucił,
wskazując na moje dłonie. Fakt. Krwawiły, ale w pewnym momencie gry przestałam
to czuć.
- Tak jest, sir! - Zasalutowałam, przy
czym Mr White parsknął śmiechem i pokręcił głową. Pożegnałam się i praktycznie
wypłynęłam z sali, czując dziwną lekkość. Dokładnie gdy byłam w połowie
korytarza, wpadłam na Meredith. Już chciała mnie skrzyczeć, ale widząc, że to
ja, spytała tylko dlaczego jestem taka rozmarzona.
- Czyżby zajęcia z Jackiem? - spytała z
podniesionymi brwiami. Tak. To był nasz rytuał. Po skończonych zajęciach z Mr
White'm, zawsze wszystko opowiadałam Pixie. Zawsze. Pokiwałam głową w odpowiedzi,
a Mer tylko westchnęła, patrząc na mnie litościwie. - Jeśli będziesz się tak
szybko zakochiwać, to zginiesz, kochanie.
- Kiedy to jest miłość platoniczna -
odparłam, wzruszając ramionami, ale nie przestając się błogo uśmiechać. Byłam
naprawdę w wyśmienitym humorze.
- Która tak cię traktuje? Spójrz na swoje
ręce! - biadoliła Meredith, obracając moje dłonie w swoich. Szybko schowałam je
za plecami.
- To nic takiego. Odkazić w oceanicznej
słonej wodzie, a potem posmarować witaminą A i będą jak nowe - mruknęłam,
patrząc na czubki swoich butów. Pixie już chyba chciała coś powiedzieć, gdy w
całej Akademii rozległ się donośny głos:
- Szanowni
uczniowie. Chciałbym was powiadomić o nadchodzącym balu, który co roku zamyka
naszą wspólną naukę. Co prawda do zakończenia semestru jest sporo czasu, ale
zdecydowaliśmy się na tak szybki termin, ponieważ będzie was jeszcze czekało
ostateczne wystąpienie przed nami oraz waszymi bliskimi. Szczegóły podane są w
gablocie przy sekretariacie i stołówce. Dziękuję bardzo za uwagę.
Metaliczny głos z
brytyjskim akcentem szczęknął i zamilkł. Popatrzyłyśmy po sobie z Meredith ze
zmieszanymi minami. Gdy spytałam czy pójdzie ze mną sprawdzić te szczegóły,
odpowiedziała, że wychodzi ze znajomymi i gdy wróci wszystko jej wytłumaczę. Jednak zanim odeszła zadzwonił do niej telefon.
- Cześć, Steven! Dawaj mi Joe zaraz! – wykrzyknęła ze śmiechem i pobiegła w drugą stronę korytarza. - Tylko błagam.
Opatrz sobie te ręce - rzuciła jeszcze, idąc tyłem. Uśmiechnęłam się na odchodnym i
pobiegłam sprawdzić, o co chodziło z tym całym balem. Nora nic o nim nie
wspominała. Czyżby nowa tradycja? Zbiegałam ze schodów w podskokach, myśląc o
tej nowości. Gdy stanęłam w stołówce przy tablicy, były już tam Laufey i Shin.
Obie czytały wielki plakat.
- Cześć, laski! -
przywitałam się. Dodatkowo ścisnęłam tylko dłoń Fey. Jakość od incydentu na
urodzinach brata Nory, trzymałam się na dystans. Wcale tego nie chciałam, ale
inaczej nie potrafiłam. Coś w środku kazało mi nie naskakiwać na dziewczynę z
Islandii. Laufey nie była dla mnie oschła, wręcz przeciwnie i nie wiedziałam,
skąd brało się we mnie to wycofanie.
- Hej, Dem -
rzuciła Islandka, a Shin przywitała się po koreańsku. Uważałam, że to słodkie.
Mimo, że jedynymi słowami jakie zamieniłyśmy były przywitania, miałam Azjatkę
za wyjątkowo towarzyską osobę.
- I co? Co to za
bal?! - rzuciłam zniecierpliwiona, a Fey tylko wzruszyła ramionami. Jak to ona
zawsze podchodziła do wszystkiego sceptycznie. Ale za to ją uwielbiałam!
Chłodna północna piękność zza oceanu.
- Sama przeczytaj.
Posłuchałam i
przebiegłam wzrokiem po literach. Gdy natrafiłam na obcojęzyczną nazwę jakiegoś
lokalu, podskoczyłam.
- O, Bożenko! To
jakaś droga restauracja?
- Cholernie -
odmruknęła Fey. - Znajduje się na szczycie Marriotta. Będzie stamtąd widok na
całe cholerne LA.
- Tu piszą, że
obowiązują stroje wieczorowe. - Sunęłam palcem wzdłuż przedostatniej linijki.
- Myślicie, że
trzeba będzie iść w parach? - spytała nieśmiało Shin. Jej głos przypominał
dźwięk dzwoneczków na wietrze. Mogłabym go słuchać godzinami. W porównaniu z
topornym akcentem Laufey, delikatny język Koreanki był jak muzyka.
- Nie, no. Chyba
nie... - dodała Fey, nie odrywając wzroku od plakatu. Skrzyżowała ręce na
piersiach i we trójkę wpatrywałyśmy się w ogłoszenie. Przez chwilę tylko tak
stałyśmy, bez celu gapiąc się w ścianę. Kucharka musiała mieć z nas niezły
ubaw, jeśli nas zauważyła. Zachichotałam mimowolnie.
- Nora pewnie
pójdzie ze Stale'm - mruczałam do siebie, mrużąc oczy. - Ciekawe co ubierzecie!
- pisnęłam, patrząc na dziewczyny. Już wyobrażałam sobie całą gamę kolorowych
strojów przepełnionych folklorem obcych krajów.
- A kto w ogóle powiedział,
że się na to wybieram? - rzuciła Fey, patrząc na mnie z góry. Jak wszyscy
zresztą.
- Chcę cię
zobaczyś w sukience, Feeey! - pisnęłam, łapiąc ją za ramię i podskakując.
- Oj, Demri. Dla
ciebie wszystko jest takie proste...
- A co w tym trudnego?
- zdziwiłam się. - Ubierasz kieckę, idziesz ze mną na bal, siedzimy, tańczymy,
jemy. No, cudo!
- Tylko tam będą
wszyscy nauczyciele z małżonkami albo partnerami. Nie wiem czy to takie
fajne... Islandka zawahała się.
- A ty, Shin?
Wiesz już co ubierzesz i z kim pójdziesz? - spytałam, wychylając się do
Koreanki.
- Nie wie... -
zaczęła odpowiadać dziewczyna, ale nasza towarzyska się wtrąciła.
- Jezu, Demri! -
oburzyła się się Laufey. - Przecież to dopiero za miesiąc. Daj jej spokój.
- Nic nie szkodzi
- odparła Azjatka i posłała mi ciepły uśmiech.
I znowu
pięciominutowe gapienie się w kartkę papieru na ścianie.
- Ej, można iść z
profesorem? - wypaliłam, a obie spojrzały na mnie z szeroko otwartymi oczami.
Fey chciała już coś powiedzieć, ale wyprzedziłam ją. - No, co?! - spytałam
zdziwiona.
Dziewczyna
pokręciła głową, a Shin się roześmiała. Miała taki piękny śmiech. Chyba
zaczynałam po cichu być jej fanką. Miałam wielką nadzieję, że uda mi się ją
bliżej poznać.
- Dobra. Muszę lecieć
- wypaliła ni z tego ni z owego Laufey i pożegnała się. Zanim zniknęła,
krzyknęłam:
- Fey! Jak Daniel
cię zaprosi, zgódź się!
Ta tylko pokazała
mi środkowy palec, zanim drzwi windy się zamknęły. Zaśmiałam się jeszcze i
odwróciłam na powrót do wiadomości. Musiałam przeczytać ogłoszenie jeszcze raz.
A potem coś zjeść oczywiście. Na koniec dnia zawsze umierałam z głodu!
- Naprawdę chcesz
iść z nauczycielem? - spytała nagle Shin. Spojrzałam na nią tajemniczo, po czym
wskazałam głową stołówkę. Azjatka odmówiła, tłumacząc, że już jadła. Wzruszyłam
tylko ramionami i skierowałam się do najbliższego stolika. Przeczytałam menu i
wybrałam świeży wyciskany sok z pomarańczy i sandwiche z serem. Gdy
podchodziłam złożyć zamówienie, stał tam jakiś chłopak, którego nie znałam i
rozmawiał z Norą. Dyskutowali o czymś zażarcie, jednak nie chciałam się
wtrącać. Byłam tak mała, że nawet mnie nie zauważyli i gdy wzięłam swoje
jedzenie, odeszłam w najdalszy kąt, położyłam tackę na stole, usiadłam i się
rozpłakałam.
Też miałam pomysł z balem i występem!!! No cóż...ale Perry byłaś pierwsza, ale jak cuuudownie. Już widzę Norę nawijającą o tym, że przyjdzie Stale i nie może się doczekać. Ale na razie chyba ma inne sprawy na głowie. Ja tworzę nową postać, a Perry już sobie kombinuje Norę-wybawiciela :P Nie no serio rozdzialik miód, ale no ja nie wiem czy związki nauczyciel-uczeń nie są zakazane... Hehehehe. Perry ty mały, kreatywny klaunie, który tworzy wspaniałe rozdziały. I widzę, że nie mogłaś znieść tego braku wieści od Shin hehe.
OdpowiedzUsuńHahha widzisz jak ja wiem, co jest dobre? xD Mam nadzieję, że jednak nasza autorka Shin coś o niej napisze w końcu. I dzięki za dobre słówka ;)
UsuńPrzyznam szczerze, że zaczyna mi już brakować zwrotów na wyrażenie uznania. xD Co więcej, dokonałam pewnego ciekawego spostrzeżenia. Nie przepadam za Demri w rozdziałach Jessy'ego, ale uwielbiam ją w jej własnych. Interesujące, zważywszy na fakt, że pisze je jedna osoba.
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi się wątek Draven/White. To jest takie... prawdziwe. A bo to rzadko, przepraszam za określenie, małolaty zakochują w swoich nauczycielach? Jeżeli do tego dorzucimy jeszcze temat Draven/Waits to mamy mieszankę wybuchową. Czyli to, czego nam trzeba. ;3
No i standard, czyli jak opisać Laufey lepiej, niż robi to sama Laufey xD Naprawdę, mówię to z całą świadomością i przy wszystkich tu obecnych, że Twoje partie na temat mojej postaci,na dzień dzisiejszy, są najlepsze. Zaczytuję się w nich jak w porządnych książkach. Jedyne, na co zwróciłabym uwagę, to fakt, że Lauf raczej nie klnie (przy założeniu, że gest uznamy za przekleństwo ;]), a jeżeli już, to na pewno nie tak otwarcie. Raczej szepnie coś pod nosem. Ale to tak tylko kosmetycznie, na przyszłość. ;) Poza tym drobnym szczegółem: cud, miód i orzeszky :D
To prawda, że przesadziłam z tym pożegnaniem się Fey, ale nie wiedziałam zbytnio co tam wsadzić innego. Tak dosadnego. W każdym razie dziękuję za cały długi komentarz :) A dlaczego nie przepadasz za Demri w postach Waitsa? Znaczy jakoś słabiej tam piszę czy tak po prostu? Za to ja nie wiem, co napisać, bo mnie tak wychwalasz, a rozdził napisałam raz dwa ;D Dziękuję. Czekam na Twój!
UsuńNie, nie tyle słabiej tam piszesz, co w swoich własnych rozdziałach Demri nabiera charakteru i takiego, ja wiem... pazura? A w rozdziałach Waitsa jest takim łagodnym kotkiem z wielkimi oczami, który się do wszystkich łasi i błaga o uwagę.
UsuńChociaż... Biorąc pod uwagę jej przeszłość, to obie wersje pasują.