Layout by Raion

poniedziałek, 25 maja 2015

Daniel S. Briggs

- Nie jesteś za mała na motory? – spytałem, patrząc poważnie na niziutką Demri.

- Daniel. Wzięłam cię, żebyś mi doradził, a nie marudził. Zresztą mam już prawko – odparła, przechadzając się między maszynami, które zdecydowanie wyglądały przy niej jak potwory. Czułem się jakby Draven oznajmiła, że jest rycerzem i odnalazła sposób na ich ujarzmienie. Pokręciłem głową.  W swoich topornych butach za kostkę i koronkowej, wieczorowej  sukience oraz płóciennym kapeluszu zwracała uwagę. I to nie małą. Szedłem więc za nią, mierząc wszystkich gapiów. Akurat był luźniejszy dzień, a na jakimś polu za Santa Monica odbywał się zlot motocyklistów. Nic o nim nie słyszałem, ale Draven okazała się zapaloną fanką motorów. Wskoczyliśmy więc do autobusu i pojechaliśmy. Podróż trwała jakieś dobre półtorej godziny, ale było warto. Tyle motorów w jednym miejscu jeszcze nie widziałem. Gdzie nie spojrzeć wszędzie maszyny i ich właściciele. Po horyzont pole było usiane harley'ami, crossami, ścigaczami, no wszystkim.


Chcieliśmy pojechać większą grupą, ale jedyną wolną osobą była Meredith. Nie uśmiechało mi się jej towarzystwo, ale na szczęście powiedziała, że jej się nie chce jechać tak długo. 'Idźcie sami', odparła znad telefonu, rzucając mi piorunujące spojrzenie, gdy razem z Demri zajrzeliśmy do ich pokoju.  – Słyszałeś o balu? – zagadnęła w pewnym momencie czarnulka, mijając Suzuki i jakiegoś crossa. Artystyczny, metalowy miszmasz! 

- Coś tam słyszałem – odparłem, obserwując wbitych w skórę goryli, łażących niedaleko i oglądających pojazdy. Wszyscy pili tam piwo, jarali fajki czy cygara i wyglądali na typowych zabijaków. W sumie to ciągle jacyś gangsterzy nas mijali. Co jakiś czas wskazywali sobie głową moją towarzyszkę, patrząc z zainteresowaniem. Nie czułem się jakoś źle, ale te spojrzenia nie napawały mnie optymizmem. Demri jednak zupełnie nie zwracała na nich uwagi. No, tak. Jakżeby inaczej... Jak widać były dwie rzeczy na świecie, które pochłaniały moją towarzyszkę bardziej niż męscy przystojniacy - dzieła artystyczne i motoryzacja. Co te obie dziedziny miały wspólnego, nie mam pojęcia. Nie pytałem i nie zamierzałem. Draven zapewne miała mnie zaskoczyć jeszcze wiele razy.

- Wiesz już z kim pójdziesz? – spytała ponownie, wytrącając mnie z czujnej obserwacji. A już wczułem się w rolę ochroniarza!

- A to trzeba iść w parach? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie w przerwie, gdy Demri zagadnęła jakiegoś typka, gdzie stoją egzemplarze na sprzedaż. Wskazał jej jedno ze wzgórz, a potem poszedł za nią dwa kroki, ale wszedłem mu w drogę, spychając go z powrotem w jego składane krzesełko. Wolałem nie myśleć, co by było gdyby przyjechała tu sama... A byłem na sto procent pewny, że nie miałaby przed tym obiekcji.

- No. chyba tak. A jak to jest zawsze na balu… - Bardziej stwierdziła niż spytała, wędrując w stronę wskazanego kąta i jeżdżąc dłonią po mijanych motorach. Wyglądała jakby głaskała zboże. Boże, Briggs. Ogarnij się. Ciągle deptałem małej po piętach, co wcale nie było takie łatwe jak się z początku wydawało. Demri potrafiła nagle wyskoczyć w przód tanecznym krokiem albo pobiec do wyjątkowo wspaniałego motocyklu. Zauważyłem, że jej szczególną słabością były harleye. Albo młodzi harley'owcy wbici w skóry i z zarostem na twarzy.

- Waits będzie ci musiał kupić różę – powiedziałem, obserwując dolną część długiej sukienki, która falowała na trawie jak fale oceanu przed Akademią. Szedłem krok w krok, czując jak monotonny ruch materiału zaczyna mnie hipnotyzować. Parsknąłem pod nosem na samą myśl o Jessy'm w stroju harley'owca i z kilkudniowym zarościkiem. Panie i panowie, jeśli kiedykolwiek to nastąpi, zostanę pastorem! Przysięgam! I będzie MC Briggs - Man of Christ Briggs! Koniec z jaraniem i piciem!

- Co? - Demri rzuciła przez ramię, nie przestając iść. Nie wiem czy udawała, że nie dosłyszała czy faktycznie zagłuszył mnie ryk setek silników.

- No, Jessy, a kto? - powtórzyłem, klucząc między motorami i wchodząc za żwawą dziewczyną na wzgórze. Szła szybko, a ja nie mogłem za nią nadążyć! Musiałem wyglądać żałośnie, próbując dorównać kroku tej pannie.

- Ale czemu o nim wspomniałeś? - Pytania. W kółko tylko pytania.

- No, a  nie idziecie razem?

- Coś ty! – Usłyszałem śmiech Demri. – A jak tam z twoimi sprawami? – spytała, zatrzymując się nagle i zerkając na mnie spod ronda kapelusza. Wzruszyłem ramionami, nie wyjmując rąk z kieszeni spodni. – I co? To wszystko co masz do powiedzenia? - rzuciła, podpierając się jedną ręką na biodrze, a drugą leniwie machając w moją stronę. 

- No, tak jakby nie… - mruknąłem, instynktownie rozmasowując plecy. Wspaniała pamiątka po spotkaniu z Laufey. Westchnąłem na wspomnienie tej konfrontacji. Demri odczekała chwilę, ale gdy nic nie powiedziałem, odwróciła się i na powrót zaczęła wspinać na wzgórze. Zanim podążyłem w ślad za nią, odwróciłem się, patrząc na setki, a może tysiące, motorów u podnóża pagórka i jeszcze dalej. Piękny widok. Spojrzałem na koronkową Demri i poszedłem za nią, myśląc o Laufey. Zagadałem do niej uprzejmie na plaży, wziąłem jeszcze torbę i poszedłem przodem. W sumie to szedłem tyłem, ciągle zagadując Islandkę. Odpowiadała mi nieznacznie i chłodno, no ale nie dało się nie zauważyć, że za wszelką cenę chciała się zasłonić, a  gdy tylko natrafiła na moje spojrzenie wędrujące po jej ciele, jej policzki momentalnie różowiały. Nie byliśmy daleko od Akademii, gdy nagle dziewczyna skoczyła za mnie i przytrzymała tak, żebym się nie poruszył. Czułem jak zacisnęła pięści na mojej koszulce. 'Tylko się teraz nie ruszaj!', syknęła, zerkając mi przez ramię w stronę wejścia do naszej uczelni. Dopiero wtedy zobaczyłem rozglądającą się Norę. Gdy mnie zobaczyła, machnęła w moją stronę i chyba czekała na odzew.

- No, odmachaj! - rozkazała Fey, wciąż kryjąc się za moimi plecami. Nie miałem pojęcia czy zdawała sobie z tego sprawę, ale wbijała paznokcie w moją skórę. Musiałem zdobyć się na sztuczny grymas uśmiechu, po czym wyjątkowo sztywno odmachałem Norweżce. Ta tylko zmrużyła oczy i poczułem jak palce Laufey zaciskają się jeszcze mocniej ze stresu, aż w końcu Ylvisaker uśmiechnęła się i rzuciła na ziemię deskę. Po chwili zniknęła w bramie. Już chciałem odetchnąć, gdy z parkingu wyszedł Hans Zimmer.

- Dzień dobry! - krzyknąłem, podnosząc w górę rękę, a profesor zatrzymał się, poszukał wzrokiem źródła głosu, aż w końcu zatrzymał wzrok na mojej osobie. Spojrzał na mnie podejrzanie, patrząc znad okularów.

- Co ty wyrabiasz?! - pisnęła Islandka. - Przestań natychmiast!

- Przestanę jak pójdziesz ze mną na bal - rzuciłem, nie wychodząc z roli, wciąż szczerząc jak idiota i machając kompozytorowi.

- C-co?! – wydukała zaskoczona dziewczyna, jednak zaraz przeniosła spojrzenie na wyraźnie zainteresowanego moim zachowaniem Zimmera.

- Wszystko w porządku? – spytał. Nie odpowiedziałem, czekając na decyzję Fey.

- No, dawaj – rzuciłem przez ramię. Czułem jak Islandka się spina i opiera czoło w miejscu między moimi łopatkami. W końcu odetchnęła ciężko.

‘Zgoda’.

Opuściłem rękę i dałem profesorowi znać, że u mnie w jak najlepszym porządku. ‘Dobranoc’ było idealnym sposobem zrobienia z siebie idioty w oczach Niemca. Ten tylko spojrzał na mnie jak na ułomnego, ale skierował swoje kroki do Akademii. Słyszałem głębokie odetchnięcie, gdy mężczyzna zniknął w budynku. Fey puściła się mnie, a ja wydałem cichy syk, gdy poczułem piekące miejsce na skórze, gdzie dziewczyna wbiła swoje paznokcie.

Do teraz mnie bolały. Gdy kładłem się spać, nasmarowałem szramy pożyczoną od Demri maścią, a Waits spytał czy przypadkiem nie zaatakował mnie kogut. Potrafił jednak żartować. Kawalarz jeden…

- Daniel. Idziesz? – rzuciła, stojąca już na szczycie Draven. Patrzyła na mnie z góry z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Tak, tak, słońce. Już lecę! – wypaliłem, pokonując w biegu ostatnie metry dzielące mnie od dziewczyny.

***

- I co na to powiesz?! – zawołałem, starając się przekrzyczeć silny podmuch powietrza, zagłuszający każdy inny dźwięk. Demri, wcześniej wtulona w moje plecy, z chudymi rączkami owiniętymi w pasie, teraz trzymała je wysoko w górze, pozwalając by wiatr rozwiewał jej włosy i sukienkę, która tworzyła za nami koronkowy, łopoczący welon. Kapelusz już dawno został za nami. Jednak Demri nie płakała po jego stracie. ‘Mam taki drugi’, odparła, gdy zatrzymaliśmy się na środku drogi, by patrzeć na targany podmuchami powietrza lniany kawałek materiału, oddalający się od nas z każdą sekundą zupełnie jakby był nasionkiem dmuchawca. Nikt nie zabronił nam stać w poprzek jezdni i patrzeć na fruwający kapelusz, bo ta oddalona od miasta droga, prowadziła na istne zadupie. Gdy część garderoby zniknęła nam z oczu, zawróciliśmy i skierowaliśmy się w stronę Los Angeles. Typowy amerykański znak przy drodze wskazywał nam kierunek. Do Santa Monica mieliśmy z dobre dwadzieścia mil, a potem jeszcze kolejne tyle do Akademii. Jednak do miasta aniołów było już z górki. Trzeba było wskoczyć na dziesiątkę i było się w domu. 

- Kim jest ten kierowca? Kim on jest?! - wykrzyczała za mną dziewczyna znane słowa piosenki. Cała Draven. 

Poprawiłem pilotki, śmigając pustą drogą między kalifornijskimi stepami. Demri co chwilę śmiała się, krzyczała, a czasami gwałtownie przywierała do mnie, oplatając mnie rękoma w pasie, gdy dodawałem lekko gazu. Uśmiechnąłem się pod nosem. Tylko Demri byłaby na tyle szalona, żeby kupić motor bez jazdy próbnej. Zakochała się i koniec. Musiał być jej. Nie było rozmowy. Całe szczęście właściciel był na tyle porządku, że spuścił z ceny i dolał paliwa. Jednak wiedzieliśmy, że nie starczy nam go do Los Angeles. Mimo to zaryzykowaliśmy i spróbowaliśmy szczęścia. Jak na razie bak był zapełniony w połowie, ale z tego, co pamiętałem, przed Santa Monica była stacja. I nie myliłem się. Niecałą milę przed znakiem z nazwą miasta, zjechaliśmy, żeby zatankować. 


Dopiero gdy zsiadłem, poczułem gorąc tamtego wieczoru. Demri siedziała na swojej nowej zabawce i nie zamierzała się  nią rozstawać. Jej radość po prostu mnie rozczulała. Nie wiem czy wydała wszystkie swoje oszczędności, jednak patrząc po jej świecących oczach, nie miało to znaczenia. Liczył się tylko ten stary, wyblakły harley. Sądzę, że był to pierwszy środek transportu, który kupiła samodzielnie. Gdy wlewałem paliwa, zastanawiałem się, co by było gdyby Dem przyjechała z Waistem. Na pewno nie pozwoliłby jej wydać wszystkich pieniędzy. To po pierwsze. 'Lannisterowie nie postępują jak głupcy!', uświadomiłem sobie, że to idealnie pasuje do prawdopodobnej reakcji Jessy'ego na wieść o nowym zakupie Draven. Gdy powiedziałem to na głos, dziewczyna zaczęła się głośno śmiać, ale zaraz się uspokoiła, mówiąc, że Jessy ma przecież swojego ukochanego Fiata. Gdyby coś mu się stało, dostałby szału. Ale cieszy się nim jak małe dziecko i to samo ona czuje w tym momencie. Ja też się cieszyłem. Cieszyłem z tego, że mogłem przyczynić się do jej marzenia. Gdy zapłaciłem za paliwo, wskoczyłem na siedzenie przed hipiskę i odpaliłem silnik. Z rur wydechowych coś strzeliło, ale momentalnie przestało, ustępując wspaniałemu pomrukowi maszyny. 

- To gdzie teraz, droga milady? - spytałem.

- Przed siebie! - zawyrokowała właścicielka motoru i po chwili zmierzaliśmy ponownie do nowego domu. Mknąc nowym starym potworem po kalifornijskiej drodze. Mijani ludzie nic nie robili sobie z pary na starym motorze. Minęła niecała godzina, gdy przekraczaliśmy bramę Akademii. Wjechałem na parking z wtuloną w moje plecy Dem. Od dwudziestu minut nie powiedziała słowa i bałem się, że zasnęła. Jednak nic z tych rzeczy. Gdy tylko się zatrzymałem, zeszła z harleya i stanęła obok z iskierkami w oczach. - Wspaniały, co? - mruknęła, przekrzywiając głowę.

- Gratuluję zakupu - palnąłem, wyciągając dłoń w stronę dziewczyny. Ta uśmiechnęła się szeroko i mocno do mnie przytuliła. - Dobra, chodź, bo już jest późno, a jutro mamy zajęcia - dodałem, opierając rękę o ramię Demri i zmierzając w stronę budynku mieszkalnego. - Trzymaj kluczyki - rzuciłem jeszcze, wręczając metalowe dynksy czarnulce.

Ten dzień nie mógł być lepszy. Załatwiłem sobie wyjście z najpiękniejszą dziewczyną w całym Los Angeles, spędziłem wspaniałe przed- i popołudnie, a na koniec przyczyniłem się jeszcze do spełnionego marzenia przyjaciółki. Bo Dem nią była? Jeśli jednak jeszcze nie awansowała na to poważne stanowisko, była bardzo blisko. I kto mi teraz zazdrości, frajerzy?



 <Rozdział w sumie o niczym. Czyli zapoznajmy się z tym, co lubi Perry xD Taki oddech od Akademii i całego LA ;) Mam nadzieję, że się podoba. Fey, nie umieściłam Twojego fragmentu, ale mam go zapisane. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Nie miałabym w sumie jak sensownie go dodać. W każdym razie miłego czytania i spędzania czasu z Dem i Danielem ;>

5 komentarzy:

  1. Bardzo dobrze, że fragmentu nie umieściłaś, bo w moim pierwotnym założeniu miał to był rozdział Daniela. Było mi to na rękę. ^^
    Mmm... na początek trochę nietypowo: straaasznie podoba mi się ostatni obrazek. :D Nie wiem, gdzie go wyszukałaś, ale jest świetny i pasuje idealnie ^^
    A zatem Demri kupiła motor... Już widzę te wakacyjne wypady na Route 66 ;3 Teraz tylko czekamy na kolejny tekst, żeby się dowiedzieć, co konkretnie kupiła nasza hipiska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chciałam, żeby był dłuższy... no, ale wypady - Fey w swoim mustangu, Demri na motorku, a Waits z tyłu w Fiatcie XDDDDDDDDD ale dzięki i super, że się podobał!

      Usuń
  2. Normalnie ahh...kocham takie klimaty. Motocykliści z zarostem. Ja i Demri możemy razem fan club założyć :p I zgadzam się z Laufey co do obrazka jest cudowny. Ehhh...sama chciałabym mieć taki motor i też mam słabość do Harleyów. Ale jak wiadomo Nora jest taaaką fanką motoryzacji, że no... I ahahahah jaka akcja z naszą Islandką. Hehehehe....Nora będzie miała co im wypominać. No już weź tak nie szpanuj Briggs, co? Rozdział jak zwykle Perry genialny. Kocham czytać o Demri w rozdziałach Daniela. Te opisy są takie słodkie i urocze :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj, tam. Nora nic nie widziała. Wgl siedzę i powinnam się uczyć, a łażę po necie i piszę posta. Tiaaa.... Polecanko. A motocykliści są czaderscy! Więc jest nas dwójka, b

      Usuń
    2. Jak ja bym skądś to znała. Tylko, że ja nie pisze postów, bo "przecież zaraz mam się uczyć". Tak motocykliści rządzą /patrzy na Ewana/.

      Usuń