- Nie jesteś za mała na motory? –
spytałem, patrząc poważnie na niziutką Demri.
- Daniel. Wzięłam cię, żebyś mi doradził,
a nie marudził. Zresztą mam już prawko – odparła, przechadzając się między
maszynami, które zdecydowanie wyglądały przy niej jak potwory. Czułem się jakby
Draven oznajmiła, że jest rycerzem i odnalazła sposób na ich ujarzmienie.
Pokręciłem głową. W swoich topornych butach za kostkę i koronkowej,
wieczorowej sukience oraz płóciennym kapeluszu zwracała uwagę. I to nie
małą. Szedłem więc za nią, mierząc wszystkich gapiów. Akurat był luźniejszy
dzień, a na jakimś polu za Santa Monica odbywał się zlot motocyklistów. Nic o
nim nie słyszałem, ale Draven okazała się zapaloną fanką motorów. Wskoczyliśmy
więc do autobusu i pojechaliśmy. Podróż trwała jakieś dobre półtorej godziny,
ale było warto. Tyle motorów w jednym miejscu jeszcze nie widziałem. Gdzie nie
spojrzeć wszędzie maszyny i ich właściciele. Po horyzont pole było usiane
harley'ami, crossami, ścigaczami, no wszystkim.
Chcieliśmy pojechać większą grupą, ale
jedyną wolną osobą była Meredith. Nie uśmiechało mi się jej towarzystwo, ale na
szczęście powiedziała, że jej się nie chce jechać tak długo. 'Idźcie sami',
odparła znad telefonu, rzucając mi piorunujące spojrzenie, gdy razem z Demri
zajrzeliśmy do ich pokoju. – Słyszałeś o balu? – zagadnęła w pewnym
momencie czarnulka, mijając Suzuki i jakiegoś crossa. Artystyczny, metalowy
miszmasz!
- Coś tam słyszałem – odparłem, obserwując
wbitych w skórę goryli, łażących niedaleko i oglądających pojazdy. Wszyscy pili
tam piwo, jarali fajki czy cygara i wyglądali na typowych zabijaków. W sumie to
ciągle jacyś gangsterzy nas mijali. Co jakiś czas wskazywali sobie głową moją
towarzyszkę, patrząc z zainteresowaniem. Nie czułem się jakoś źle, ale te
spojrzenia nie napawały mnie optymizmem. Demri jednak zupełnie nie zwracała na
nich uwagi. No, tak. Jakżeby inaczej... Jak widać były dwie rzeczy na świecie,
które pochłaniały moją towarzyszkę bardziej niż męscy przystojniacy - dzieła
artystyczne i motoryzacja. Co te obie dziedziny miały wspólnego, nie mam
pojęcia. Nie pytałem i nie zamierzałem. Draven zapewne miała mnie zaskoczyć
jeszcze wiele razy.
- Wiesz już z kim pójdziesz? – spytała
ponownie, wytrącając mnie z czujnej obserwacji. A już wczułem się w rolę ochroniarza!
- A to trzeba iść w parach? –
odpowiedziałem pytaniem na pytanie w przerwie, gdy Demri zagadnęła jakiegoś
typka, gdzie stoją egzemplarze na sprzedaż. Wskazał jej jedno ze wzgórz, a
potem poszedł za nią dwa kroki, ale wszedłem mu w drogę, spychając go z
powrotem w jego składane krzesełko. Wolałem nie myśleć, co by było gdyby
przyjechała tu sama... A byłem na sto procent pewny, że nie miałaby przed tym
obiekcji.
- No. chyba tak. A jak to jest zawsze na
balu… - Bardziej stwierdziła niż spytała, wędrując w stronę wskazanego kąta i jeżdżąc dłonią po mijanych motorach.
Wyglądała jakby głaskała zboże. Boże, Briggs. Ogarnij się. Ciągle deptałem
małej po piętach, co wcale nie było takie łatwe jak się z początku wydawało.
Demri potrafiła nagle wyskoczyć w przód tanecznym krokiem albo pobiec do
wyjątkowo wspaniałego motocyklu. Zauważyłem, że jej szczególną słabością były
harleye. Albo młodzi harley'owcy wbici w skóry i z zarostem na twarzy.
- Waits będzie ci musiał kupić różę –
powiedziałem, obserwując dolną część długiej sukienki, która falowała na trawie
jak fale oceanu przed Akademią. Szedłem krok w krok, czując jak monotonny ruch
materiału zaczyna mnie hipnotyzować. Parsknąłem pod nosem na samą myśl o
Jessy'm w stroju harley'owca i z kilkudniowym zarościkiem. Panie i panowie,
jeśli kiedykolwiek to nastąpi, zostanę pastorem! Przysięgam! I będzie MC Briggs
- Man of Christ Briggs! Koniec z jaraniem i piciem!
- Co? - Demri rzuciła przez ramię, nie
przestając iść. Nie wiem czy udawała, że nie dosłyszała czy faktycznie
zagłuszył mnie ryk setek silników.
- No, Jessy, a kto? - powtórzyłem, klucząc
między motorami i wchodząc za żwawą dziewczyną na wzgórze. Szła szybko, a ja
nie mogłem za nią nadążyć! Musiałem wyglądać żałośnie, próbując dorównać kroku
tej pannie.
- Ale czemu o nim wspomniałeś? - Pytania.
W kółko tylko pytania.
- No, a nie idziecie razem?
- Coś ty! – Usłyszałem śmiech Demri. – A
jak tam z twoimi sprawami? – spytała, zatrzymując się nagle i zerkając na mnie
spod ronda kapelusza. Wzruszyłem ramionami, nie wyjmując rąk z kieszeni spodni.
– I co? To wszystko co masz do powiedzenia? - rzuciła, podpierając się jedną
ręką na biodrze, a drugą leniwie machając w moją stronę.
- No, tak jakby nie… - mruknąłem,
instynktownie rozmasowując plecy. Wspaniała pamiątka po spotkaniu z Laufey.
Westchnąłem na wspomnienie tej konfrontacji. Demri odczekała chwilę, ale gdy
nic nie powiedziałem, odwróciła się i na powrót zaczęła wspinać na wzgórze.
Zanim podążyłem w ślad za nią, odwróciłem się, patrząc na setki, a może
tysiące, motorów u podnóża pagórka i jeszcze dalej. Piękny widok. Spojrzałem na
koronkową Demri i poszedłem za nią, myśląc o Laufey. Zagadałem do niej
uprzejmie na plaży, wziąłem jeszcze torbę i poszedłem przodem. W sumie to
szedłem tyłem, ciągle zagadując Islandkę. Odpowiadała mi nieznacznie i chłodno,
no ale nie dało się nie zauważyć, że za wszelką cenę chciała się zasłonić,
a gdy tylko natrafiła na moje spojrzenie wędrujące po jej ciele, jej
policzki momentalnie różowiały. Nie byliśmy daleko od Akademii, gdy nagle
dziewczyna skoczyła za mnie i przytrzymała tak, żebym się nie poruszył. Czułem
jak zacisnęła pięści na mojej koszulce. 'Tylko się teraz nie ruszaj!', syknęła,
zerkając mi przez ramię w stronę wejścia do naszej uczelni. Dopiero wtedy
zobaczyłem rozglądającą się Norę. Gdy mnie zobaczyła, machnęła w moją stronę i
chyba czekała na odzew.
- No, odmachaj! - rozkazała Fey, wciąż
kryjąc się za moimi plecami. Nie miałem pojęcia czy zdawała sobie z tego
sprawę, ale wbijała paznokcie w moją skórę. Musiałem zdobyć się na sztuczny
grymas uśmiechu, po czym wyjątkowo sztywno odmachałem Norweżce. Ta tylko
zmrużyła oczy i poczułem jak palce Laufey zaciskają się jeszcze mocniej ze
stresu, aż w końcu Ylvisaker uśmiechnęła się i rzuciła na ziemię deskę. Po
chwili zniknęła w bramie. Już chciałem odetchnąć, gdy z parkingu wyszedł Hans
Zimmer.
- Dzień dobry! - krzyknąłem, podnosząc w
górę rękę, a profesor zatrzymał się, poszukał wzrokiem źródła głosu, aż w końcu
zatrzymał wzrok na mojej osobie. Spojrzał na mnie podejrzanie, patrząc znad
okularów.
- Co ty wyrabiasz?! - pisnęła Islandka. -
Przestań natychmiast!
- Przestanę jak pójdziesz ze mną na bal -
rzuciłem, nie wychodząc z roli, wciąż szczerząc jak idiota i machając
kompozytorowi.
- C-co?! – wydukała zaskoczona dziewczyna,
jednak zaraz przeniosła spojrzenie na wyraźnie zainteresowanego moim
zachowaniem Zimmera.
- Wszystko w porządku? – spytał. Nie odpowiedziałem,
czekając na decyzję Fey.
- No, dawaj – rzuciłem przez ramię. Czułem
jak Islandka się spina i opiera czoło w miejscu między moimi łopatkami. W końcu
odetchnęła ciężko.
‘Zgoda’.
Opuściłem rękę i dałem profesorowi znać,
że u mnie w jak najlepszym porządku. ‘Dobranoc’ było idealnym sposobem
zrobienia z siebie idioty w oczach Niemca. Ten tylko spojrzał na mnie jak na
ułomnego, ale skierował swoje kroki do Akademii. Słyszałem głębokie
odetchnięcie, gdy mężczyzna zniknął w budynku. Fey puściła się mnie, a ja
wydałem cichy syk, gdy poczułem piekące miejsce na skórze, gdzie dziewczyna
wbiła swoje paznokcie.
Do teraz mnie bolały. Gdy kładłem się
spać, nasmarowałem szramy pożyczoną od Demri maścią, a Waits spytał czy
przypadkiem nie zaatakował mnie kogut. Potrafił jednak żartować. Kawalarz jeden…
- Daniel. Idziesz? – rzuciła, stojąca już
na szczycie Draven. Patrzyła na mnie z góry z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Tak, tak, słońce. Już lecę! – wypaliłem,
pokonując w biegu ostatnie metry dzielące mnie od dziewczyny.
***
- I co na to powiesz?! – zawołałem,
starając się przekrzyczeć silny podmuch powietrza, zagłuszający każdy inny
dźwięk. Demri, wcześniej wtulona w moje plecy, z chudymi rączkami owiniętymi w
pasie, teraz trzymała je wysoko w górze, pozwalając by wiatr rozwiewał jej
włosy i sukienkę, która tworzyła za nami koronkowy, łopoczący welon. Kapelusz
już dawno został za nami. Jednak Demri nie płakała po jego stracie. ‘Mam taki drugi’,
odparła, gdy zatrzymaliśmy się na środku drogi, by patrzeć na targany
podmuchami powietrza lniany kawałek materiału, oddalający się od nas z każdą sekundą zupełnie jakby był nasionkiem dmuchawca.
Nikt nie zabronił nam stać w poprzek jezdni i patrzeć na fruwający kapelusz, bo
ta oddalona od miasta droga, prowadziła na istne zadupie. Gdy część garderoby
zniknęła nam z oczu, zawróciliśmy i skierowaliśmy się w stronę Los Angeles.
Typowy amerykański znak przy drodze wskazywał nam kierunek. Do Santa Monica
mieliśmy z dobre dwadzieścia mil, a potem jeszcze kolejne tyle do Akademii.
Jednak do miasta aniołów było już z górki. Trzeba było wskoczyć na dziesiątkę
i było się w domu.
- Kim jest ten kierowca? Kim on jest?! - wykrzyczała za mną dziewczyna znane słowa piosenki. Cała Draven.
Poprawiłem pilotki, śmigając pustą drogą
między kalifornijskimi stepami. Demri co chwilę śmiała się, krzyczała, a
czasami gwałtownie przywierała do mnie, oplatając mnie rękoma w pasie, gdy
dodawałem lekko gazu. Uśmiechnąłem się pod nosem. Tylko Demri byłaby na tyle
szalona, żeby kupić motor bez jazdy próbnej. Zakochała się i koniec. Musiał być jej. Nie było
rozmowy. Całe szczęście właściciel był na tyle porządku, że spuścił z ceny i
dolał paliwa. Jednak wiedzieliśmy, że nie starczy nam go do Los Angeles. Mimo
to zaryzykowaliśmy i spróbowaliśmy szczęścia. Jak na razie bak był zapełniony w
połowie, ale z tego, co pamiętałem, przed Santa Monica była stacja. I nie myliłem
się. Niecałą milę przed znakiem z nazwą miasta, zjechaliśmy, żeby
zatankować.
Dopiero
gdy zsiadłem, poczułem gorąc tamtego wieczoru. Demri siedziała na swojej nowej
zabawce i nie zamierzała się nią rozstawać. Jej radość po prostu mnie rozczulała.
Nie wiem czy wydała wszystkie swoje oszczędności, jednak patrząc po jej
świecących oczach, nie miało to znaczenia. Liczył się tylko ten stary, wyblakły
harley. Sądzę, że był to pierwszy środek transportu, który kupiła samodzielnie. Gdy
wlewałem paliwa, zastanawiałem się, co by było gdyby Dem przyjechała z Waistem.
Na pewno nie pozwoliłby jej wydać wszystkich pieniędzy. To po pierwsze.
'Lannisterowie nie postępują jak głupcy!', uświadomiłem sobie, że to idealnie
pasuje do prawdopodobnej reakcji Jessy'ego na wieść o nowym zakupie Draven. Gdy
powiedziałem to na głos, dziewczyna zaczęła się głośno śmiać, ale zaraz się
uspokoiła, mówiąc, że Jessy ma przecież swojego ukochanego Fiata. Gdyby coś mu
się stało, dostałby szału. Ale cieszy się nim jak małe dziecko i to samo ona
czuje w tym momencie. Ja też się cieszyłem. Cieszyłem z tego, że mogłem
przyczynić się do jej marzenia. Gdy zapłaciłem za paliwo, wskoczyłem na
siedzenie przed hipiskę i odpaliłem silnik. Z rur wydechowych coś strzeliło,
ale momentalnie przestało, ustępując wspaniałemu pomrukowi maszyny.
- To gdzie teraz, droga milady? - spytałem.
- Przed siebie! - zawyrokowała właścicielka motoru i po chwili
zmierzaliśmy ponownie do nowego domu. Mknąc nowym starym potworem po
kalifornijskiej drodze. Mijani ludzie nic nie robili sobie z pary na starym motorze. Minęła niecała godzina, gdy przekraczaliśmy bramę
Akademii. Wjechałem na parking z wtuloną w moje plecy Dem. Od dwudziestu minut
nie powiedziała słowa i bałem się, że zasnęła. Jednak nic z tych rzeczy. Gdy
tylko się zatrzymałem, zeszła z harleya i stanęła obok z iskierkami w oczach. -
Wspaniały, co? - mruknęła, przekrzywiając głowę.
- Gratuluję zakupu - palnąłem, wyciągając dłoń w stronę
dziewczyny. Ta uśmiechnęła się szeroko i mocno do mnie przytuliła. - Dobra,
chodź, bo już jest późno, a jutro mamy zajęcia - dodałem, opierając rękę o
ramię Demri i zmierzając w stronę budynku mieszkalnego. - Trzymaj kluczyki -
rzuciłem jeszcze, wręczając metalowe dynksy czarnulce.
Ten dzień nie mógł być lepszy. Załatwiłem sobie wyjście z najpiękniejszą dziewczyną w całym Los Angeles, spędziłem wspaniałe przed- i popołudnie, a na koniec przyczyniłem się jeszcze do spełnionego marzenia przyjaciółki. Bo Dem nią była? Jeśli jednak jeszcze nie awansowała na to poważne stanowisko, była bardzo blisko. I kto mi teraz zazdrości, frajerzy?
Bardzo dobrze, że fragmentu nie umieściłaś, bo w moim pierwotnym założeniu miał to był rozdział Daniela. Było mi to na rękę. ^^
OdpowiedzUsuńMmm... na początek trochę nietypowo: straaasznie podoba mi się ostatni obrazek. :D Nie wiem, gdzie go wyszukałaś, ale jest świetny i pasuje idealnie ^^
A zatem Demri kupiła motor... Już widzę te wakacyjne wypady na Route 66 ;3 Teraz tylko czekamy na kolejny tekst, żeby się dowiedzieć, co konkretnie kupiła nasza hipiska.
chciałam, żeby był dłuższy... no, ale wypady - Fey w swoim mustangu, Demri na motorku, a Waits z tyłu w Fiatcie XDDDDDDDDD ale dzięki i super, że się podobał!
UsuńNormalnie ahh...kocham takie klimaty. Motocykliści z zarostem. Ja i Demri możemy razem fan club założyć :p I zgadzam się z Laufey co do obrazka jest cudowny. Ehhh...sama chciałabym mieć taki motor i też mam słabość do Harleyów. Ale jak wiadomo Nora jest taaaką fanką motoryzacji, że no... I ahahahah jaka akcja z naszą Islandką. Hehehehe....Nora będzie miała co im wypominać. No już weź tak nie szpanuj Briggs, co? Rozdział jak zwykle Perry genialny. Kocham czytać o Demri w rozdziałach Daniela. Te opisy są takie słodkie i urocze :3
OdpowiedzUsuńAj, tam. Nora nic nie widziała. Wgl siedzę i powinnam się uczyć, a łażę po necie i piszę posta. Tiaaa.... Polecanko. A motocykliści są czaderscy! Więc jest nas dwójka, b
UsuńJak ja bym skądś to znała. Tylko, że ja nie pisze postów, bo "przecież zaraz mam się uczyć". Tak motocykliści rządzą /patrzy na Ewana/.
Usuń