Stałam na tarasie w zimnej Szwecji
z grzanym winem w kieliszku i mieszałam nim delikatnie. Tańczyłam do własnej wewnętrznej
melodii wymyślonej przed chwilą. Opatulona ciepłym, grubym wielkim swetrem, a właściwie
kocem zabranym z kanapy, słuchałam dochodzących z wnętrza odgłosów zabawy. Polubiłam braci Nory.
Byli tak samo weseli i zabawni jak ona. Vegard zabrał nas nawet na wycieczkę po
mieście, ale te wszystkie nazwy brzmiały tak barbarzyńsko i nie do powtórzenia,
że nie zapamiętałam ani jednej. Jednak było to tak niesamowite, że co chwilę
musiałam wykrzykiwać swój zachwyt, co zupełnie nie podobało się Fey i Amy. Za
to nasz przewodnik ekscytował się razem ze mną, a właściwie śmiał z moich
okrzyków radości. Nigdy nie byłam w żadnym mieście poza Seattle i okolicami.
Nie mówiąc już o Europie! Stary kontynent miał to coś. Chciałam, nie, musiałam
wiedzieć wszystko! Siedziałam z przodu i pokazywałam praktycznie każdy budynek.
Nasz przewodnik nie był aż tak obeznany, ale i tak odpowiedział na większość
moich pytań. Jednak nasza wycieczka skończyła się w momencie, kiedy na
skrzyżowaniu wyskoczyłam z samochodu. Na nic nie zdały się moje tłumaczenia, że
zobaczyłam najwspanialszą fontannę na świecie i musiałam sprawdzić czy jest
prawdziwa! Nie. Zostałam ładnie zbesztana, jednak tylko wzruszyłam ramionami na
moich opiekunów i podziwiałam świat za oknem do końca drogi z powrotem do
hotelu. Potem gotowaliśmy się na koncert. Który prawdzie powiedziawszy zleciał
mi raz dwa. Raz, że było tak głośno (nie tylko przez muzykę, ale piski
dziewczyn), a dwa, że prawie nic nie widziałam. Nora, Fey i Amy były ode mnie
sporo wyższe. Dopiero na ostatnie pół godziny jakiś dźwiękowiec wstawił mnie na
wielki głośnik i widziałam dosłownie wszystko. ‘Co tu robi taki dzieciaczek?’,
spytał. Pozdrawiam wielkoludów z dołu! Jednak poznałam chyba wszystkich muzyków, jacy kręcili się na scenie. I nawet dostałam kostkę, jakiś szalik z napisem 'Massachusetts', który jakiś typek okręcił mi wokół szyi, numer telefonu na pogotowie i pałeczkę od perkusisty z podpisem 'Demri, przejmujesz pałeczkę władzy'. Nie wiem, jakim cudem, ale Nora wzięła mnie na barana i przebiegła scenę, a ja krzyczałam, że potrafię latać. Potem patrzyłam przez dobrą chwilę, jak Amy zapierdziela za garnkami. Naprawdę miała talent. No i Nora na saksofonie! Byłam w siódmym niebie! W pewnym momencie chłopacy zagonili nas w jedno miejsce i kazali śpiewać gospel.
- Ale że co? - spytała Amy.
- No, zaśpiewacie w Massachusetts - odparł Bard.
- Ej! Mam szalik stamtąd! - pisnęłam, a wszyscy się roześmiali.
- Bo to jest piosenka - odpowiedziała Nora, pukając mnie palcem w czoło.
- Ał? Kiedy ja tego nie znam.
- Ale poznasz.
Po jakimś czasie stwierdziłam, że brzmi jak z Króla Lwa i zaczęłam śpiewać 'Ugryź szynkę'. W tamtym momencie Nora wypchnęła mnie, gdzieś dalej, waląc pięknego facepalma. Telefon zadzwonił i odebrałam. Jessy. Sprawdzał czy żyjemy. Akurat gdy tłumaczyłam, co się dzieje, ktoś krzyknął w tle 'Kurwa', a po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza.
- Demri! Gdzie jesteś? Czas śpiewać! - darł się Vegard.
- Nie wygłupiaj się tam za bardzo - mruknął Waits, a ja zaśmiałam się i zanim się pożegnałam, Jessy się rozłączył. Wróciłam do reszty w podskokach, szczerząc się szeroko. Tańczyłam po scenie, klaszcząc i krzycząc 'Massachusetts'.
- Draven. Ale ty fałszujesz - śmiała się Nora, przyciągając mnie do siebie, a ja tylko wytknęłam jej język. - Nie jesteśmy przypadkiem rodziną?
- Z moim ojcem wszystko jest możliwe. - Puściłam do niej oko i okręciłam dookoła jej osi. - A teraz... Disco!
- Jesteś nienormalna. - Bard pokręcił głową, mierząc mnie z góry do dołu.
- I mówi to dorosły facet przebrany za wielkiego lisa.
- I tu cię ma! - Zaśmiała się Nora, a Vegard poklepał brata po ramieniu z wypisanym politowaniem na twarzy.
- Jestem po prostu Batmanem innego rodzaju, a wy tego nie widzicie! - rzucił blondasek, udając obrażonego.
- Trochę ułomny ten Batman - zachichotałam, za co zostałam publicznie zdzielona wielką piłką przez Foxmana.
- Ale że co? - spytała Amy.
- No, zaśpiewacie w Massachusetts - odparł Bard.
- Ej! Mam szalik stamtąd! - pisnęłam, a wszyscy się roześmiali.
- Bo to jest piosenka - odpowiedziała Nora, pukając mnie palcem w czoło.
- Ał? Kiedy ja tego nie znam.
- Ale poznasz.
Po jakimś czasie stwierdziłam, że brzmi jak z Króla Lwa i zaczęłam śpiewać 'Ugryź szynkę'. W tamtym momencie Nora wypchnęła mnie, gdzieś dalej, waląc pięknego facepalma. Telefon zadzwonił i odebrałam. Jessy. Sprawdzał czy żyjemy. Akurat gdy tłumaczyłam, co się dzieje, ktoś krzyknął w tle 'Kurwa', a po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza.
- Demri! Gdzie jesteś? Czas śpiewać! - darł się Vegard.
- Nie wygłupiaj się tam za bardzo - mruknął Waits, a ja zaśmiałam się i zanim się pożegnałam, Jessy się rozłączył. Wróciłam do reszty w podskokach, szczerząc się szeroko. Tańczyłam po scenie, klaszcząc i krzycząc 'Massachusetts'.
- Draven. Ale ty fałszujesz - śmiała się Nora, przyciągając mnie do siebie, a ja tylko wytknęłam jej język. - Nie jesteśmy przypadkiem rodziną?
- Z moim ojcem wszystko jest możliwe. - Puściłam do niej oko i okręciłam dookoła jej osi. - A teraz... Disco!
- Jesteś nienormalna. - Bard pokręcił głową, mierząc mnie z góry do dołu.
- I mówi to dorosły facet przebrany za wielkiego lisa.
- I tu cię ma! - Zaśmiała się Nora, a Vegard poklepał brata po ramieniu z wypisanym politowaniem na twarzy.
- Jestem po prostu Batmanem innego rodzaju, a wy tego nie widzicie! - rzucił blondasek, udając obrażonego.
- Trochę ułomny ten Batman - zachichotałam, za co zostałam publicznie zdzielona wielką piłką przez Foxmana.
***
I w sumie tak znaleźliśmy się tutaj. Obejrzałam się przez ramię. Vegard
ciągle tańczył z Fey, a Bard biegał i dolewał wszystkim wina. Nie wiem jak
Norwegowie, ale u nas w Seattle solenizant nie robił nic, a cała reszta biegała
dookoła niego. Nie na odwrót. O wilku mowa. Do złudzenia podobny do Nory
blondas wyszedł z domu z butelką wina w dłoni. Spojrzał na mnie pytająco, podnosząc
swój prowiant w górę, a ja z uśmiechem skinęłam głową.
- Demri, co nie? – rzucił z
niepewnym wyrazem na twarzy. Do tego przybrał pozycję obronną, co wyglądało
naprawdę komicznie. No, ale w końcu tacy byli. Przytaknęłam. Przed przyjazdem
nie znałam tego ich zespołu. Nazwisko ‘Ylvisaker’ było mi nieznane, co zdziwiło
pannę o tym wdzięcznym mianie. Gdy Vegard przyjechał po nas na lotnisko, mówił
coś o piosenkach, ale prócz tego, że mieli zespół, nic o nich nie wiedziałam.
Dopiero jak spotkali się z Bardem, zrobili nam mini koncert z akustykami. Co
prawda nie był to mój gust muzyczny, ale nieźle się ubawiłam, słuchając tych
prześmiewczych i kompletnie bezsensownych tekstów. Jedna z piosenek tak mi się
spodobała, że prosiłam o zagranie jej jeszcze raz. A potem znowu na koncercie. –
To ty lubisz Mr. Toota, tak? – padło kolejne pytanie.
- I… Jak to szło? The cabin?
Tak, chyba tak się nazywała – wyszczerzyłam się, przypominając sobie głupi
tekst.
- Kurdę. To są tylko kawałki
Vegarda. – Brat Nory udał smutnego, ale zaraz o tym zapomniał, gdy zaczęłam:
- Mam nadzieję, że ci nie
przeszkadzamy. Twoja siostra nie mówiła, że to twoje urodziny…
- E, tam! – Blondyn machnął
ręką, popijając swoje wino, które zaczynało zresztą już stygnąć, więc szybko
opróżniliśmy kieliszki. Z braku odpowiednich dostałam kieliszek od whiskey i
udawałam Cersei z Gry o Tron. Na pytanie kim jestem, usiadłam na fotelu z
winem, spojrzałam wrogo na Amandę, która nie wiedziała, co się dzieje i
rzuciłam ‘W grze o tron zwyciężasz lub giniesz’. Nora od razu zgadła, śmiejąc się
głośno. – A ty masz rodzeństwo? – zagadnął, wskakując na drewnianą balustradę,
o którą się opierałam. Bez pytania wyciągnął butelkę i dolał mi winka do
pustego już kieliszka. Za każdym razem, gdy któreś z rodzeństwa lub Fey się
odezwało, uśmiechałam się mimowolnie pod nosem. Wszyscy mieli ten sam
charakterystyczny, lekko twardawy akcent. I gdyby nie wiem, co robili i jak się
starali, nie było szans, żeby się go pozbyli. Było to naprawdę zabawne, ale i
urocze w pewnym tego słowa znaczeniu.
- Do niedawna myślałam, że nie
– odpowiedziałam, wzruszając ramionami. – Ale gdy twoja ulubiona aktorka
okazuje się twoją siostrą, można sfiksować – dodałam niemrawo. Aż musiałam
popić winem na poprawę nastroju. Za dużo pijesz, Demri. Mój wewnętrzny głos
Jaime’ego Lannistera próbował mnie wyprostować, ale nie dałam mu się.
- Czekaj, czekaj – przerwał mi
Bard. – To ty jesteś tą córką Stevena Tylera?! – niemal krzyknął to pytanie,
łapiąc się zaraz za głowę.
- Jestem córką swojej matki,
jeśli mamy być precyzyjni – uśmiechnęłam się lekko. I nie wiem, po co mówiłam o
tym ojcu… - Ale nie lubię o tym gadać.
- No, Nora już mi mówiła –
mruknął mój towarzysz, a ja spojrzałam na niego pytająco. – Wiem, wiem. Ta
dziewczyna za dużo gada – odparł, przewracając teatralnie oczy. Prychnęłam,
starając się nie wybuchnąć śmiechem. Nora miała szczęście, że miała taką
rodzinę. Chwilę panowała cisza, gdy odgarnęłam włosy, a Bard szturchnął mnie,
wskazując mój kieliszek. – A co to za odcisk dłoni masz na szyi? – spytał, a ja
dopiero po chwili zrozumiałam, że chodziło mu o mój mały tatuaż.
- To nie dłoń – zachichotałam,
dziękując równocześnie skinieniem głowy za wino. – To ślad niedźwiedziej łapy.
- Niedźwiedziej? Serio? A w
sumie faktycznie. Wygląda jakby misiek odcisnął ją na skale w jaskini.
- Dziadkowie od strony mamy
byli Indianami. Babcia robiła przepyszny halucynogenny dżem. – Puściłam oko do
solenizanta. Obejrzałam się przez ramię. W środku impreza trwała w najlepsze.
Nora skakała nawet po kanapie, drąc się wniebogłosy. Jednak nie słyszałam
słów, bo szyba szyba była za gruba, żeby cokolwiek docierało na dwór.
- I serio jest u was bratanek
Waitsa? – Bard nie przestawał mnie zasypywać pytaniami.
- Jessy? Pewnie.
- Podobno niezłe z niego
ziółko.
- Że niby z Jessy’ego? Po
prostu musi się nauczyć pozytywnego nastawienia.
- Nora wiedziała, że to
powiesz.
- Co powiedziałam?!
Podskoczyliśmy, gdy Nora z
impetem otworzyła drzwi na taras. Nie wiem, ile wypiła, ale chyba też sporo,
widząc jej humor. Znałam Norę na tyle, żeby wiedzieć, że normalnie jest chodzącą radością, a trochę alkoholu podwoiło tę jej żywiołowość. Patrzyła na
nas uśmiechnięta, ale próbowała mierzyć nas wrogim spojrzeniem, co zwyczajnie
jej nie wychodziło. Parsknęłam śmiechem, widząc te jej miny i od razu
poleciałam ją przytulić.
- Co do…?! – wrzasnęła, gdy
rzuciłam się na nią i uwiesiłam się jej na szyi. Blondynka była o wiele wyższa
ode mnie i musiałam zadzierać głowę, żeby spojrzeć jej w twarz. Zresztą moje
mikrusowate ciałko przy wszystkich musiało wyglądać jak krasnal. – Bard! Co żeś
jej dosypał do tego wina?! – krzyknęła o wiele za głośno w stronę brata. Potem
chwilę wymieniali zdania w swoim języku, których kompletnie nie rozumiałam.
Przypominało to skrzypienie zardzewiałych drzwi. Jednak gdy słyszy się to w
ustach znajomych, można się posikać ze śmiechu. O mało mnie to nie spotkało,
gdy przyciskałam twarz do klatki piersiowej Nory, nie mogąc powstrzymać
chichotu.
- Po jakiemu to było? –
spytałam w przerwach śmiechu.
- Demri, weź mnie może puść,
co? Zachowaj to dla Jessy’ego – odpowiedziała Nora, lekko się chwiejąc.
- Co?
Wyprostowałam się, patrząc na
nią uważnie. Ta jednak zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem, mimo, że była
pijana. Wszyscy byliśmy. Chwilę milczałyśmy, a ja kalkulowałam, kogo mogę
jeszcze wyściskać skoro Nora nie chciała.
- Ha! A masz! – krzyknęłam,
wtulając się ponownie w kompletnie zbitą z tropu dziewczynę. – Będę cię teraz
tulić i ściskać i nigdy cię już nie wypuszczę!
- ŁAAAAA! Bard, pomocy!
Nora próbowała się mnie pozbyć,
ale jeśli Draven coś sobie postanowi, to nie ma przebacz! Blondynka próbowała
się wydostać z moich objęć, wracając do środka, jednak wciąż ją trzymałam. Obie
się śmiałyśmy jak po wpływem, czegoś mocniejszego niż grzane wino. Jednak gdy
wtoczyłyśmy się do pokoju, zobaczyłam stojącą w kącie, lekko niezadowoloną Fey
i poczułam nagłe uczucie, które kazało mi przytulić właśnie ją. Pognałam do
niej i opatuliłam ją ramionami. Ta podskoczyła, gdy poczuła, że ktoś ją dotyka.
- Demri!
- Brakuje ci miłości! Chodź tu!
– pisnęłam, uśmiechając się jak mały Chiniec. – Kocham cię i twoje autko!
- Demri, co ty odpierdalasz?! –
rzuciła dość ostro Fey, próbując mnie odepchnąć. – Zachowujesz się jak
dzieciak! Ojciec cię nie kochał czy co?!
Oderwałam się od niej w jednej
chwili. Zabolało mocniej niż sądziłam.
- Ja… Mój ojciec nie wie, że
istnieję – wydukałam, czując wielką pięść w gardle. Zacisnęłam dłonie na
sukience i próbowałam się nie rozpłakać, ale łzy mimowolnie naleciały mi do
oczu.
- Demri… - usłyszałam spokojny
głos Nory obok i zauważyłam, że wszyscy na mnie patrzyli ze zdziwieniem
wypisanym na twarzy. Nawet muzyka przestała grać. Blondynka wyciągała do mnie
rękę, ale odsunęłam się i wybiegłam z pokoju. Skierowałam się do najdalszego
pokoju od salonu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Skuliłam się, opierając o nie
plecami i pozwoliłam, żeby łzy płynęły już same. Cała drżałam, a wcale tego
nie chciałam. W ogóle nie chciałam tego wszystkiego, co przed chwilą się stało.
Nie miałam pojęcia, dlaczego ta wzmianka o ojcu tak mnie poruszyła. Przecież
nic o nim nie wiedziałam, prócz malutkiej ilości wywiadów i plotek. Zresztą nie
interesowały mnie te rzeczy. Tyler w ogóle mnie nie interesował. Moim ojcem był
mój dziadek i nikt poza nim nie istniał.
- Dem… Jesteś tam?
- Ej, młoda. Zamknęłaś się w
moim pokoju. Wyłaź. – Vegard próbował polepszyć atmosferę, ale nic nie
podziałało. - Jak chcesz jutro pojedziemy do tej twojej fontanny.
- Otwórz. Proszę…
Przycisnęłam kolana jeszcze
mocniej do klatki piersiowej i stłumiłam kolejny wybuch płaczu. Wiedziałam, że
rodzeństwo zebrało się pod drzwiami, ale nie miałam ochoty widzieć ani
rozmawiać z kimkolwiek. Po dłuższym czasie i ich bezskutecznych namowach,
odeszli. Gdy tylko mogłam sobie na to pozwolić, wybuchnęłam płaczem.
- Demri? Jesteś tam, prawda?
I nagle usłyszałam głos,
którego w ogóle się nie spodziewałam. Amy. Zagryzłam wargę, byle tylko nie
zdradzić się najmniejszym oddechem, ale Amy mówiła dalej:
- Wiem, że tak. Słyszę twój
płacz. Nie chcesz otworzyć to nie, ale usiądę tutaj po drugiej stronie, żebyś
nie czuła się samotna.
Usłyszałam szuranie butów i
lekkie uderzenie po drugiej stronie drzwi, gdy Amy oparła się o nie plecami.
Przez dłuższą chwilę milczała i tylko głębokie westchnięcia świadczyły o jej
obecności.
- Moja mama popełniła
samobójstwo jak miałam dziesięć lat, a ojciec nadużywał alkoholu i mnie bił –
zaczęła cicho. – A pamiętam jak się do mnie uśmiechał i cieszył, gdy zaczynałam
się interesować muzyką. Dlatego mój obraz taty opiera się właśnie na tym. Nie
na późniejszych wspomnieniach. Wiadomo. Nie wymarzę ich z pamięci, ale staram
się wspominać te miłe chwile. Jednak mimo tych wszystkich przykrości lepszy
taki ojciec niż żaden. Teraz los zesłał ci Meredith, która zna twojego ojca.
Gdybym była na twoim miejscu, starałabym się go poznać za wszelką cenę. W końcu
go nie znasz i możliwe, że jest zupełnie inny niż ci się wydaje. Jeśli nie
spróbujesz, nigdy się nie dowiesz.
Przerwała.
- Powiedziałam ci to jako
pierwszej. Mam nadzieję, że postąpisz słusznie.
Słyszałam, że wstała.
- No, a tak w ogóle Laufey jest
strasznie przykro. Nie miała o niczym pojęcia.
Amy odeszła, a ja zostałam
dalej w pokoju.
***
- Co za idiota! A wtedy ten
debil cisnął krzesłem i…
- Demri!
Nora podskoczyła na kanapie, a
gdy wykrzyknęła moje imię cała reszta momentalnie odwróciła się w moją stronę.
Przebiegłam wzrokiem po twarzach wszystkich zebranych. Gdy skrzyżowałam
spojrzenia z Amy, ta lekko się uśmiechnęła i kiwnęła delikatnie głową.
Odwzajemniłam uśmiech i chciałam coś powiedzieć, gdy podbiegła do mnie Fey i
mocno przytuliła. Nawet podniosła mnie do góry, przez co przebierałam nogami w
powietrzu.
- Bardzo cię przepraszam! Nie
miałam pojęcia… - zaczęła, nie
puszczając mnie, ale mruknęłam tylko, że nic się nie stało.
- Ale, Fey… Dusisz mnie.
- Wybacz – zaśmiała się
Islandka, poprawiając sobie włosy. Gdy tylko mnie postawiła z powrotem,
posłałam jej ciepły uśmiech, a potem skierowałam się do Barda z przepraszającą
miną.
- Zepsułam ci urodziny.
Przepraszam za ten głupi wybuch… w ogóle nie pomyślałam, że zrujnuję ci
imprezę. Normalnie się tak nie zachowuję, ale… - zaczęłam się tłumaczyć, ale
brat Nory położył mi rękę na ramieniu i powiedział:
- Dziewczyno. Od dawna nie było
takiej akcji u Ylvisakerów. Ekstra!
Spojrzałam na niego jak na
wariata, ale widząc jego szczery entuzjazm, rozluźniłam się i pozwoliłam na
uśmiech. Grzane wino polało się strumieniami i do końca zabawy nie rozstawałam
się z Fey. Naprawdę się przejęła, a nie chciałam widzieć jej smutnej. Nawet pozwoliłam jej zrobić mi zdjęcie na tarasie na upamiętnienie zimnej Szwecji.
Potem zasnęłam w jakimś łóżku i zostałam w nim kilkanaście godzin. Chyba nigdy nie byłam tak zmęczona jak wtedy.
Pozdrowienia z Rosji. Tak po Bond'ziemu. Sean Connery byłby dumny ze swojej Demri. Dobranoc, Szwecjo i Szkocjo!
Potem zasnęłam w jakimś łóżku i zostałam w nim kilkanaście godzin. Chyba nigdy nie byłam tak zmęczona jak wtedy.
Pozdrowienia z Rosji. Tak po Bond'ziemu. Sean Connery byłby dumny ze swojej Demri. Dobranoc, Szwecjo i Szkocjo!
Boże…Perry…najlepszy rozdział całego bloga. I tak mi głupio jest teraz z tym swoim obok tego. Rany…na tyle się utożsamiłam z Norą, że w pewnym momencie trzasnęłam facepalm i najszczerzej w świecie pomyślałam "Ale ja mam debilnych braci" i dopiero potem się skapnęłam, że to jednak nie. Ale serio…aargh…nie mogę. Jeszcze w ogóle opis Ylvis…tak jakbyś znała ich nie od dzisiaj. Co prawda na początku się trochę pogubiłam, ale tam… Nie no serio Perry. Wymiatasz! <3
OdpowiedzUsuńBożeno, Norah bez przesady. Naprawdę mnie tu zasypujecie komplementami, a nie ma za co. Rozdział jak rozdział. I nie gadaj, że Twój jest gorszy! Bo przyjdę w nocy w moim przebraniu klowna i dostaniesz! A Ylvis... No, cóż. Szybko ogarniam, że tak powiem charaktery ludzi, więc bez problemu ;) Ale cieszę się, że wyszło mniej więcej jak powinno być. A te kawałki, co słuchałam są takie głupie xD Znaczy wszystkie są, ale nie mogłam przestać się śmiać. Pozdrawiam. No, początek jest taki trochę pomieszany, ale mam nadzieję, że ogarnęłaś. Norah. Przestań. Ty wymiatasz! W końcu nas stworzyłaś, pamiętasz?
Usuń*dołącza do Nory bijącej pokłony*
OdpowiedzUsuńEj, ale weź się czasami zniż do poziomu naszego beztalencia, ok? Bo przy twoich rozdziałach czuję się jak taki gawędziarz na targu...
Jak na ironię, strasznie podoba mi się fragment z Demri w roli, że się tak wyrażę, ofiary losu. Jest taki dynamiczny, a nie cięgnie się w nieskończoność, co zdarza mi się spotykać nawet w wydawanych obecnie książkach.
Tak więc szat ap i przyjmuj komplementy xD
*wyciera zapłakane oczy*
OdpowiedzUsuńJeju, spodziewałam się tego po własnej bohaterce, ale opowiedziała to w taki przejmujący sposób, że ja miałabym trudność, aby sama coś takiego napisać. Jeszcze ta wzmianka o Grze o Tron ♥
Dziękuję ci Perry, że wprowadziłaś taki melancholijny rozdział, który pokazuje, że od bólu nie da się uciec. O rany! Nie wiem co powiedzieć, po prostu Super!
Opis wzrostu Demri mnie po prostu tak powala, że ją sobie wyobrażam chyba zbyt fantazyjnie xD
Demri ma 154. Jest maluszkiem xD tak. Jestem wspanialym artysta, ahoj madafaka! Wrodzona skromnosc. Ciesze się, ze Ci się podobalo, Amy ;D
Usuń