Layout by Raion

środa, 22 kwietnia 2015

Demri Draven

Stałam na tarasie w zimnej Szwecji z grzanym winem w kieliszku i mieszałam nim delikatnie. Tańczyłam do własnej wewnętrznej melodii wymyślonej przed chwilą. Opatulona ciepłym, grubym wielkim swetrem, a właściwie kocem zabranym z kanapy, słuchałam dochodzących z wnętrza odgłosów zabawy. Polubiłam braci Nory. Byli tak samo weseli i zabawni jak ona. Vegard zabrał nas nawet na wycieczkę po mieście, ale te wszystkie nazwy brzmiały tak barbarzyńsko i nie do powtórzenia, że nie zapamiętałam ani jednej. Jednak było to tak niesamowite, że co chwilę musiałam wykrzykiwać swój zachwyt, co zupełnie nie podobało się Fey i Amy. Za to nasz przewodnik ekscytował się razem ze mną, a właściwie śmiał z moich okrzyków radości. Nigdy nie byłam w żadnym mieście poza Seattle i okolicami. Nie mówiąc już o Europie! Stary kontynent miał to coś. Chciałam, nie, musiałam wiedzieć wszystko! Siedziałam z przodu i pokazywałam praktycznie każdy budynek. Nasz przewodnik nie był aż tak obeznany, ale i tak odpowiedział na większość moich pytań. Jednak nasza wycieczka skończyła się w momencie, kiedy na skrzyżowaniu wyskoczyłam z samochodu. Na nic nie zdały się moje tłumaczenia, że zobaczyłam najwspanialszą fontannę na świecie i musiałam sprawdzić czy jest prawdziwa! Nie. Zostałam ładnie zbesztana, jednak tylko wzruszyłam ramionami na moich opiekunów i podziwiałam świat za oknem do końca drogi z powrotem do hotelu. Potem gotowaliśmy się na koncert. Który prawdzie powiedziawszy zleciał mi raz dwa. Raz, że było tak głośno (nie tylko przez muzykę, ale piski dziewczyn), a dwa, że prawie nic nie widziałam. Nora, Fey i Amy były ode mnie sporo wyższe. Dopiero na ostatnie pół godziny jakiś dźwiękowiec wstawił mnie na wielki głośnik i widziałam dosłownie wszystko. ‘Co tu robi taki dzieciaczek?’, spytał. Pozdrawiam wielkoludów z dołu! Jednak poznałam chyba wszystkich muzyków, jacy kręcili się na scenie. I nawet dostałam kostkę, jakiś szalik z napisem 'Massachusetts', który jakiś typek okręcił mi wokół szyi, numer telefonu na pogotowie i pałeczkę od perkusisty z podpisem 'Demri, przejmujesz pałeczkę władzy'. Nie wiem, jakim cudem, ale Nora wzięła mnie na barana i przebiegła scenę, a ja krzyczałam, że potrafię latać. Potem patrzyłam przez dobrą chwilę, jak Amy zapierdziela za garnkami. Naprawdę miała talent. No i Nora na saksofonie! Byłam w siódmym niebie! W pewnym momencie chłopacy zagonili nas w jedno miejsce i kazali śpiewać gospel.

- Ale że co? - spytała Amy.

- No, zaśpiewacie w Massachusetts - odparł Bard.

- Ej! Mam szalik stamtąd! - pisnęłam, a wszyscy się roześmiali. 

- Bo to jest piosenka - odpowiedziała Nora, pukając mnie palcem w czoło.

- Ał? Kiedy ja tego nie znam.

- Ale poznasz.

Po jakimś czasie stwierdziłam, że brzmi jak z Króla Lwa i zaczęłam śpiewać 'Ugryź szynkę'. W tamtym momencie Nora wypchnęła mnie, gdzieś dalej, waląc pięknego facepalma. Telefon zadzwonił i odebrałam. Jessy. Sprawdzał czy żyjemy. Akurat gdy tłumaczyłam, co się dzieje, ktoś krzyknął w tle 'Kurwa', a po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza. 

- Demri! Gdzie jesteś? Czas śpiewać! - darł się Vegard.

- Nie wygłupiaj się tam za bardzo - mruknął Waits, a ja zaśmiałam się i zanim się pożegnałam, Jessy się rozłączył. Wróciłam do reszty w podskokach, szczerząc się szeroko. Tańczyłam po scenie, klaszcząc i krzycząc 'Massachusetts'. 

- Draven. Ale ty fałszujesz - śmiała się Nora, przyciągając mnie do siebie, a ja tylko wytknęłam jej język. - Nie jesteśmy przypadkiem rodziną?

- Z moim ojcem wszystko jest możliwe. - Puściłam do niej oko i okręciłam dookoła jej osi. - A teraz... Disco! 

- Jesteś nienormalna. - Bard pokręcił głową, mierząc mnie z góry do dołu.

- I mówi to dorosły facet przebrany za wielkiego lisa.

- I tu cię ma! - Zaśmiała się Nora, a Vegard poklepał brata po ramieniu z wypisanym politowaniem na twarzy.

- Jestem po prostu Batmanem innego rodzaju, a wy tego nie widzicie! - rzucił blondasek, udając obrażonego.

- Trochę ułomny ten Batman - zachichotałam, za co zostałam publicznie zdzielona wielką piłką przez Foxmana.

***

I w sumie tak znaleźliśmy się tutaj. Obejrzałam się przez ramię. Vegard ciągle tańczył z Fey, a Bard biegał i dolewał wszystkim wina. Nie wiem jak Norwegowie, ale u nas w Seattle solenizant nie robił nic, a cała reszta biegała dookoła niego. Nie na odwrót. O wilku mowa. Do złudzenia podobny do Nory blondas wyszedł z domu z butelką wina w dłoni. Spojrzał na mnie pytająco, podnosząc swój prowiant w górę, a ja z uśmiechem skinęłam głową.

- Demri, co nie? – rzucił z niepewnym wyrazem na twarzy. Do tego przybrał pozycję obronną, co wyglądało naprawdę komicznie. No, ale w końcu tacy byli. Przytaknęłam. Przed przyjazdem nie znałam tego ich zespołu. Nazwisko ‘Ylvisaker’ było mi nieznane, co zdziwiło pannę o tym wdzięcznym mianie. Gdy Vegard przyjechał po nas na lotnisko, mówił coś o piosenkach, ale prócz tego, że mieli zespół, nic o nich nie wiedziałam. Dopiero jak spotkali się z Bardem, zrobili nam mini koncert z akustykami. Co prawda nie był to mój gust muzyczny, ale nieźle się ubawiłam, słuchając tych prześmiewczych i kompletnie bezsensownych tekstów. Jedna z piosenek tak mi się spodobała, że prosiłam o zagranie jej jeszcze raz. A potem znowu na koncercie. – To ty lubisz Mr. Toota, tak? – padło kolejne pytanie.

- I… Jak to szło? The cabin? Tak, chyba tak się nazywała – wyszczerzyłam się, przypominając sobie głupi tekst.

- Kurdę. To są tylko kawałki Vegarda. – Brat Nory udał smutnego, ale zaraz o tym zapomniał, gdy zaczęłam:

- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzamy. Twoja siostra nie mówiła, że to twoje urodziny…

- E, tam! – Blondyn machnął ręką, popijając swoje wino, które zaczynało zresztą już stygnąć, więc szybko opróżniliśmy kieliszki. Z braku odpowiednich dostałam kieliszek od whiskey i udawałam Cersei z Gry o Tron. Na pytanie kim jestem, usiadłam na fotelu z winem, spojrzałam wrogo na Amandę, która nie wiedziała, co się dzieje i rzuciłam ‘W grze o tron zwyciężasz lub giniesz’. Nora od razu zgadła, śmiejąc się głośno. – A ty masz rodzeństwo? – zagadnął, wskakując na drewnianą balustradę, o którą się opierałam. Bez pytania wyciągnął butelkę i dolał mi winka do pustego już kieliszka. Za każdym razem, gdy któreś z rodzeństwa lub Fey się odezwało, uśmiechałam się mimowolnie pod nosem. Wszyscy mieli ten sam charakterystyczny, lekko twardawy akcent. I gdyby nie wiem, co robili i jak się starali, nie było szans, żeby się go pozbyli. Było to naprawdę zabawne, ale i urocze w pewnym tego słowa znaczeniu.

- Do niedawna myślałam, że nie – odpowiedziałam, wzruszając ramionami. – Ale gdy twoja ulubiona aktorka okazuje się twoją siostrą, można sfiksować – dodałam niemrawo. Aż musiałam popić winem na poprawę nastroju. Za dużo pijesz, Demri. Mój wewnętrzny głos Jaime’ego Lannistera próbował mnie wyprostować, ale nie dałam mu się.

- Czekaj, czekaj – przerwał mi Bard. – To ty jesteś tą córką Stevena Tylera?! – niemal krzyknął to pytanie, łapiąc się zaraz za głowę.

- Jestem córką swojej matki, jeśli mamy być precyzyjni – uśmiechnęłam się lekko. I nie wiem, po co mówiłam o tym ojcu… - Ale nie lubię o tym gadać.

- No, Nora już mi mówiła – mruknął mój towarzysz, a ja spojrzałam na niego pytająco. – Wiem, wiem. Ta dziewczyna za dużo gada – odparł, przewracając teatralnie oczy. Prychnęłam, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Nora miała szczęście, że miała taką rodzinę. Chwilę panowała cisza, gdy odgarnęłam włosy, a Bard szturchnął mnie, wskazując mój kieliszek. – A co to za odcisk dłoni masz na szyi? – spytał, a ja dopiero po chwili zrozumiałam, że chodziło mu o mój mały tatuaż.

- To nie dłoń – zachichotałam, dziękując równocześnie skinieniem głowy za wino. – To ślad niedźwiedziej łapy.

- Niedźwiedziej? Serio? A w sumie faktycznie. Wygląda jakby misiek odcisnął ją na skale w jaskini.

- Dziadkowie od strony mamy byli Indianami. Babcia robiła przepyszny halucynogenny dżem. – Puściłam oko do solenizanta. Obejrzałam się przez ramię. W środku impreza trwała w najlepsze. Nora skakała nawet po kanapie, drąc się wniebogłosy. Jednak nie słyszałam słów, bo szyba szyba była za gruba, żeby cokolwiek docierało na dwór.

- I serio jest u was bratanek Waitsa? – Bard nie przestawał mnie zasypywać pytaniami.

- Jessy? Pewnie.

- Podobno niezłe z niego ziółko.

- Że niby z Jessy’ego? Po prostu musi się nauczyć pozytywnego nastawienia.

- Nora wiedziała, że to powiesz.

- Co powiedziałam?!

Podskoczyliśmy, gdy Nora z impetem otworzyła drzwi na taras. Nie wiem, ile wypiła, ale chyba też sporo, widząc jej humor. Znałam Norę na tyle, żeby wiedzieć, że normalnie jest chodzącą radością, a trochę alkoholu podwoiło tę jej żywiołowość. Patrzyła na nas uśmiechnięta, ale próbowała mierzyć nas wrogim spojrzeniem, co zwyczajnie jej nie wychodziło. Parsknęłam śmiechem, widząc te jej miny i od razu poleciałam ją przytulić.

- Co do…?! – wrzasnęła, gdy rzuciłam się na nią i uwiesiłam się jej na szyi. Blondynka była o wiele wyższa ode mnie i musiałam zadzierać głowę, żeby spojrzeć jej w twarz. Zresztą moje mikrusowate ciałko przy wszystkich musiało wyglądać jak krasnal. – Bard! Co żeś jej dosypał do tego wina?! – krzyknęła o wiele za głośno w stronę brata. Potem chwilę wymieniali zdania w swoim języku, których kompletnie nie rozumiałam. Przypominało to skrzypienie zardzewiałych drzwi. Jednak gdy słyszy się to w ustach znajomych, można się posikać ze śmiechu. O mało mnie to nie spotkało, gdy przyciskałam twarz do klatki piersiowej Nory, nie mogąc powstrzymać chichotu.

- Po jakiemu to było? – spytałam w przerwach śmiechu.

- Demri, weź mnie może puść, co? Zachowaj to dla Jessy’ego – odpowiedziała Nora, lekko się chwiejąc.

- Co?

Wyprostowałam się, patrząc na nią uważnie. Ta jednak zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem, mimo, że była pijana. Wszyscy byliśmy. Chwilę milczałyśmy, a ja kalkulowałam, kogo mogę jeszcze wyściskać skoro Nora nie chciała.

- Ha! A masz! – krzyknęłam, wtulając się ponownie w kompletnie zbitą z tropu dziewczynę. – Będę cię teraz tulić i ściskać i nigdy cię już nie wypuszczę!

- ŁAAAAA! Bard, pomocy!

Nora próbowała się mnie pozbyć, ale jeśli Draven coś sobie postanowi, to nie ma przebacz! Blondynka próbowała się wydostać z moich objęć, wracając do środka, jednak wciąż ją trzymałam. Obie się śmiałyśmy jak po wpływem, czegoś mocniejszego niż grzane wino. Jednak gdy wtoczyłyśmy się do pokoju, zobaczyłam stojącą w kącie, lekko niezadowoloną Fey i poczułam nagłe uczucie, które kazało mi przytulić właśnie ją. Pognałam do niej i opatuliłam ją ramionami. Ta podskoczyła, gdy poczuła, że ktoś ją dotyka.

- Demri!

- Brakuje ci miłości! Chodź tu! – pisnęłam, uśmiechając się jak mały Chiniec. – Kocham cię i twoje autko!

- Demri, co ty odpierdalasz?! – rzuciła dość ostro Fey, próbując mnie odepchnąć. – Zachowujesz się jak dzieciak! Ojciec cię nie kochał czy co?!

Oderwałam się od niej w jednej chwili. Zabolało mocniej niż sądziłam.

- Ja… Mój ojciec nie wie, że istnieję – wydukałam, czując wielką pięść w gardle. Zacisnęłam dłonie na sukience i próbowałam się nie rozpłakać, ale łzy mimowolnie naleciały mi do oczu.

- Demri… - usłyszałam spokojny głos Nory obok i zauważyłam, że wszyscy na mnie patrzyli ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. Nawet muzyka przestała grać. Blondynka wyciągała do mnie rękę, ale odsunęłam się i wybiegłam z pokoju. Skierowałam się do najdalszego pokoju od salonu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Skuliłam się, opierając o nie plecami i pozwoliłam, żeby łzy płynęły już same. Cała drżałam, a wcale tego nie chciałam. W ogóle nie chciałam tego wszystkiego, co przed chwilą się stało. Nie miałam pojęcia, dlaczego ta wzmianka o ojcu tak mnie poruszyła. Przecież nic o nim nie wiedziałam, prócz malutkiej ilości wywiadów i plotek. Zresztą nie interesowały mnie te rzeczy. Tyler w ogóle mnie nie interesował. Moim ojcem był mój dziadek i nikt poza nim nie istniał.

- Dem… Jesteś tam?

- Ej, młoda. Zamknęłaś się w moim pokoju. Wyłaź. – Vegard próbował polepszyć atmosferę, ale nic nie podziałało. - Jak chcesz jutro pojedziemy do tej twojej fontanny.

- Otwórz. Proszę…

Przycisnęłam kolana jeszcze mocniej do klatki piersiowej i stłumiłam kolejny wybuch płaczu. Wiedziałam, że rodzeństwo zebrało się pod drzwiami, ale nie miałam ochoty widzieć ani rozmawiać z kimkolwiek. Po dłuższym czasie i ich bezskutecznych namowach, odeszli. Gdy tylko mogłam sobie na to pozwolić, wybuchnęłam płaczem.

- Demri? Jesteś tam, prawda?

I nagle usłyszałam głos, którego w ogóle się nie spodziewałam. Amy. Zagryzłam wargę, byle tylko nie zdradzić się najmniejszym oddechem, ale Amy mówiła dalej:

- Wiem, że tak. Słyszę twój płacz. Nie chcesz otworzyć to nie, ale usiądę tutaj po drugiej stronie, żebyś nie czuła się samotna.

Usłyszałam szuranie butów i lekkie uderzenie po drugiej stronie drzwi, gdy Amy oparła się o nie plecami. Przez dłuższą chwilę milczała i tylko głębokie westchnięcia świadczyły o jej obecności.

- Moja mama popełniła samobójstwo jak miałam dziesięć lat, a ojciec nadużywał alkoholu i mnie bił – zaczęła cicho. – A pamiętam jak się do mnie uśmiechał i cieszył, gdy zaczynałam się interesować muzyką. Dlatego mój obraz taty opiera się właśnie na tym. Nie na późniejszych wspomnieniach. Wiadomo. Nie wymarzę ich z pamięci, ale staram się wspominać te miłe chwile. Jednak mimo tych wszystkich przykrości lepszy taki ojciec niż żaden. Teraz los zesłał ci Meredith, która zna twojego ojca. Gdybym była na twoim miejscu, starałabym się go poznać za wszelką cenę. W końcu go nie znasz i możliwe, że jest zupełnie inny niż ci się wydaje. Jeśli nie spróbujesz, nigdy się nie dowiesz.

Przerwała.

- Powiedziałam ci to jako pierwszej. Mam nadzieję, że postąpisz słusznie.

Słyszałam, że wstała.

- No, a tak w ogóle Laufey jest strasznie przykro. Nie miała o niczym pojęcia.

Amy odeszła, a ja zostałam dalej w pokoju.

***

- Co za idiota! A wtedy ten debil cisnął krzesłem i…

- Demri!

Nora podskoczyła na kanapie, a gdy wykrzyknęła moje imię cała reszta momentalnie odwróciła się w moją stronę. Przebiegłam wzrokiem po twarzach wszystkich zebranych. Gdy skrzyżowałam spojrzenia z Amy, ta lekko się uśmiechnęła i kiwnęła delikatnie głową. Odwzajemniłam uśmiech i chciałam coś powiedzieć, gdy podbiegła do mnie Fey i mocno przytuliła. Nawet podniosła mnie do góry, przez co przebierałam nogami w powietrzu.

- Bardzo cię przepraszam! Nie miałam pojęcia… - zaczęła,  nie puszczając mnie, ale mruknęłam tylko, że nic się nie stało.

- Ale, Fey… Dusisz mnie.

- Wybacz – zaśmiała się Islandka, poprawiając sobie włosy. Gdy tylko mnie postawiła z powrotem, posłałam jej ciepły uśmiech, a potem skierowałam się do Barda z przepraszającą miną.

- Zepsułam ci urodziny. Przepraszam za ten głupi wybuch… w ogóle nie pomyślałam, że zrujnuję ci imprezę. Normalnie się tak nie zachowuję, ale… - zaczęłam się tłumaczyć, ale brat Nory położył mi rękę na ramieniu i powiedział:

- Dziewczyno. Od dawna nie było takiej akcji u Ylvisakerów. Ekstra!

Spojrzałam na niego jak na wariata, ale widząc jego szczery entuzjazm, rozluźniłam się i pozwoliłam na uśmiech. Grzane wino polało się strumieniami i do końca zabawy nie rozstawałam się z Fey. Naprawdę się przejęła, a nie chciałam widzieć jej smutnej. Nawet pozwoliłam jej zrobić mi zdjęcie na tarasie na upamiętnienie zimnej Szwecji.

       Potem zasnęłam w jakimś łóżku i zostałam w nim kilkanaście godzin. Chyba nigdy nie byłam tak zmęczona jak wtedy.



      Pozdrowienia z Rosji. Tak po Bond'ziemu. Sean Connery byłby dumny ze swojej Demri. Dobranoc, Szwecjo i Szkocjo!

5 komentarzy:

  1. Boże…Perry…najlepszy rozdział całego bloga. I tak mi głupio jest teraz z tym swoim obok tego. Rany…na tyle się utożsamiłam z Norą, że w pewnym momencie trzasnęłam facepalm i najszczerzej w świecie pomyślałam "Ale ja mam debilnych braci" i dopiero potem się skapnęłam, że to jednak nie. Ale serio…aargh…nie mogę. Jeszcze w ogóle opis Ylvis…tak jakbyś znała ich nie od dzisiaj. Co prawda na początku się trochę pogubiłam, ale tam… Nie no serio Perry. Wymiatasz! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bożeno, Norah bez przesady. Naprawdę mnie tu zasypujecie komplementami, a nie ma za co. Rozdział jak rozdział. I nie gadaj, że Twój jest gorszy! Bo przyjdę w nocy w moim przebraniu klowna i dostaniesz! A Ylvis... No, cóż. Szybko ogarniam, że tak powiem charaktery ludzi, więc bez problemu ;) Ale cieszę się, że wyszło mniej więcej jak powinno być. A te kawałki, co słuchałam są takie głupie xD Znaczy wszystkie są, ale nie mogłam przestać się śmiać. Pozdrawiam. No, początek jest taki trochę pomieszany, ale mam nadzieję, że ogarnęłaś. Norah. Przestań. Ty wymiatasz! W końcu nas stworzyłaś, pamiętasz?

      Usuń
  2. *dołącza do Nory bijącej pokłony*
    Ej, ale weź się czasami zniż do poziomu naszego beztalencia, ok? Bo przy twoich rozdziałach czuję się jak taki gawędziarz na targu...
    Jak na ironię, strasznie podoba mi się fragment z Demri w roli, że się tak wyrażę, ofiary losu. Jest taki dynamiczny, a nie cięgnie się w nieskończoność, co zdarza mi się spotykać nawet w wydawanych obecnie książkach.
    Tak więc szat ap i przyjmuj komplementy xD

    OdpowiedzUsuń
  3. *wyciera zapłakane oczy*
    Jeju, spodziewałam się tego po własnej bohaterce, ale opowiedziała to w taki przejmujący sposób, że ja miałabym trudność, aby sama coś takiego napisać. Jeszcze ta wzmianka o Grze o Tron ♥
    Dziękuję ci Perry, że wprowadziłaś taki melancholijny rozdział, który pokazuje, że od bólu nie da się uciec. O rany! Nie wiem co powiedzieć, po prostu Super!
    Opis wzrostu Demri mnie po prostu tak powala, że ją sobie wyobrażam chyba zbyt fantazyjnie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Demri ma 154. Jest maluszkiem xD tak. Jestem wspanialym artysta, ahoj madafaka! Wrodzona skromnosc. Ciesze się, ze Ci się podobalo, Amy ;D

      Usuń