Layout by Raion

czwartek, 23 kwietnia 2015

Amanda Fiennes

Wspomnienie o rodzicach nigdy nie było dla mnie proste. Ciężko było szczególnie w czasie, gdy chodziłam do "normalnej" szkoły. Wszystkie dzieci z ekscytacją w oczach opowiadały o swoich rodzicach, jedynie niepozorna i cichutka dziewczynka z brązowymi włosami do pasa siedziała posłusznie na swoim miejscu. Wstydziła się powiedzieć: "tatuś pije, a mamusia się przez niego zabiła".

Wuj Ralph nigdy nie miał ręki do dzieci, nie przepada za nimi, ale to nie znaczy, że mnie nie kochał. Wręcz przeciwnie...byłam jego oczkiem w głowie, uważam, że zajął się mną jakby opiekę nad małymi grzdylami miał w małym palcu, jakby odchował już szóstkę dzieci. 

Obudziłam się rano, a właściwie obudziła mnie piosenka Amon Amarth - Twilight of the Thunder God. Gwałtownie oderwałam głowę od poduszki i chwyciłam za leżący na podłodze telefon. Jednakże nikt nie dzwonił. Zorientowałam się, że przed snem słuchałam muzyki, a moja bezwładnie wisząca ręka musiała uruchomić dalszą play listę. Nie wiem, jak to się stało, ale takie rzeczy zdarzały się notorycznie (chyba zapomniałam powiedzieć o tym mojej współlokatorce...). Usiadłam na łóżku, przeczesałam włosy i chwilę rozejrzałam się po pokoju. Zeszłego wieczora nie piłam prawie w ogóle, ewentualnie za zdrowie solenizanta i pojedyncze łyki wina z czystej dobroci. Wiadomo z jakich względów nie propagowałam alkoholu i samego zamysłu jego istnienia...ludzie w dzisiejszych czasach nie potrafią się bawić ze sobą, to muszą pić? To zupełnie mnie nie przekonywało, ale tak właśnie było. Człowiek jest jedyną istotą w przyrodzie zdolną do bezinteresownego świństwa, tak sądził André Gide i patrząc na dzisiejsze realia, wcale nie zaprzeczam. Oczywiście Nora, Demri, Laufey i wiele ludzi, których udało mi się spotkać całkowicie odchodzili od tej idei. Liczyłam na to, że moja pobudka w death metalowym stylu nie obudziła nikogo. Aczkolwiek śmiałabym się, gdyby wszyscy osądzili o to "córkę Thora". Postanowiłam nie leniuchować, podeszłam do swojej walizki, której nie zdążyłam nawet otworzyć od czasu przyjazdu. Zdecydowałam się na czerwone rurki, białe Vansy, błękitny top z tarczą Kapitana Ameryki i zapinany biały sweter. Kątem oka spojrzałam na drugie łóżko, na którym spała mała czarnulka. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam szybko z pokoju. 

Łazienka w apartamencie była bardzo przestronna. Urządzona w niezwykły sposób, gdzie klasyka współpracowała z nowoczesnością. To mi się bardzo spodobało. Spojrzałam na swoją koszulkę z myślą o współpracy nowoczesności z klasykiem i uśmiechnęłam się szeroko. Przypomniał mi się konflikt Kapitana Ameryki i Iron Mana z Avengers. Tutaj widziałam nowy styl. Zabrałam się za ogarnianie swojego wyglądu, co z reguły idzie mi ślimaczym tempem. Myjąc zęby czasem zastanawiałam się na temat mało istotnych rzeczy np. Dlaczego nikt nie lubi chodzić do dentysty? albo Dlaczego nikt nie wymyślił bestsellera, gdzie główny zły charakter zmienia swoje nastawienie? 

Teraz patrzyłam na swoje obicie i zastanawiałam się, co ludzie tak naprawdę we mnie widzą. Raczej większość "znajomych" zwraca uwagę na moje nazwisko, każdy chce się przyjaźnić z kimś dla wedle własnej opinii, fajnym. To mi się nie podobało w żadnym wypadku, ale to byli inni ludzie, też z "wielkiego świata", mający te niepowtarzalne i jedyne nazwiska...które są tylko nazwiskami. Czy ludzie widzą we mnie kogoś kim nie jestem? Obawiałam się tego, że postrzegają mnie jako rozkapryszoną księżniczkę, broń Boże nią nie byłam, ani nie jestem. Demri jako jedyna się o tym przekonała, ale co z resztą? Musiałam pokazać swoje prawdziwe oblicze, nawet jeśli ludzie mieliby uciekać z daleka. 

Spięłam włosy w kucyk, po czym cicho przeszłam do salonu. Panował tam chaos, po podłodze walały się paluszki i inne kruche przekąski, puste (lub pełne) kieliszki na stole. Widok śpiących braci Nory w jednej kupie na kanapie o mało nie wywołał u mnie śmiechu na cały dom. Powstrzymałam się w odpowiednim momencie, a z moich ust dało się usłyszeć tylko parsknięcie. W tamtej chwili przypomniała mi się komedia, Kac Vegas (obyśmy wszyscy byli razem).Wyjęłam telefon z kieszeni i zrobiłam zdjęcie Norwegom. Chwyciłam za kieliszki i po kolei odstawiłam do zmywarki, butelka wylądowała w koszu, a to co dało sie pozbierać z podłogi, również nie zostało pominięte. Cicho przetrząsnęłam całą kartę w poszukiwaniu mojego ulubionego śniadania...przypomniałam sobie, że nie jesteśmy w Ameryce i zrobienie naleśników z czekoladą na specjalne zamówienie nie wchodzi w grę, albo może wchodziło, tylko nie starczyło mi odwagi, aby spróbować. Większość tych dań była z kosmosu, więc postanowiłam wspomóc się całkiem sporą książką kucharską, zaczęłam ją kartkować w poszukiwaniu czegoś lekkiego i zdrowego. W moje oko wpadło coś o bardzo specyficznej i dość zabawnej nazwie: Rømmegrøt, czyli bardziej po ludzku owsianka ze świeżej kwaśnej śmietany. Podawana z masłem, cukrem i cynamonem. Świetnie! Proste, mało pracochłonne i na dodatek mało syte po takiej nocy. Miałam nadzieję, że Bard i Vegard nie obrażą się za to, iż postanowiłam zamówić śniadanie na ich rachunek, a jeśli sie obrażą to i wuj się na mnie obrazi, że nic mu nie powiedziałam o swoim locie do Europy. 

Jeszcze, gdy mieszkałam z rodzicami mieliśmy zasadę, że kto pierwszy wstanie, ten przygotowuje śniadanie dla reszty. Mnie nigdy to nie spotkało, bo wstawałam najpóźniej, często budzona buziakiem od mamy. Teraz siedziałam na białym fotelu i przeglądałam jakąś książkę, która leżała na półce. Nie lubiłam ciszy, straszliwie mnie irytowała. Postanowiłam urządzić moim nowym przyjaciółką pobudkę. Na szczęście zabrałam ze sobą kabel USB. Wyjęłam z kieszeni telefon i podeszłam ostrożnie do wieży stojącej pod telewizorem, podłączyłam go za pomocą kabla. Serce trochę mi waliło nie powiem, ale ostatecznie wcisnęłam odtwarzanie na ekranie telefonu. Piosenka Shake It Off postawiła na nogi cały apartament, jak nie cały hotel. Widząc zaskoczone i przerażone twarzy braci Nory, od razu roześmiałam się wniebogłosy. 

- Pobudka, zaraz śniadanie będzie! - krzyknęłam, przedzierając się przez śpiew Taylor. 

- Amanda Valentina Fiennes!! - usłyszałam zdenerwowany krzyk Laufey, zaskoczył mnie fakt, że dziewczyna zna moje drugie imię. W sumie mogłabym sie obrazić, że użyła mego pełnego imienia, ale w tamtej chwili jakoś nie potrafiłam. 

- Valentina?! - zdziwił się Bard, a w jego oczach malowała się radość. Jakby kompletnie zapomniał o tej pobudce. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo zajęłam się uciekaniem przed śpiącą czarnowłosą. Zdziwienie Vegarda i Barda było jeszcze większe, gdy do drzwi zadzwoniła obsługa z sześcioma miskami owsianki. Leżąc na podłodze i broniąc się przed rozwścieczoną Islandką, zdążyłam zauważyć, że Demri i Nora również sie obudziły. Moja współlokatorka z Akademii zwijała sie ze śmiechu i nie wiem, czy widok walczących dziewczyn tak ją rozbawił, czy braci płacących za śniadanie. Natomiast Demri podbiegła do mnie i Lauf, starała sie odciągnąć czarnulkę i o dziwo, udało się. Obie wylądowały na kanapie, a ja ledwo łapałam oddech ze śmiechu.

- A wiesz, co jest w tym wszystkim najlepsze? - zwróciłam się w stronę dziewczyn - Że jesteś jednocześnie ojcem Lokiego i córką Thora.

Thorsdóttir, przyjrzała się mojej koszulce i uśmiechnęła, ukazując perłowe zęby. Zupełnie jakby ochłonęła. Wstała z kanapy i odrzekła teatralnie:

- Wygłosić ci gadkę o prawości i honorze? 

Obie śmiałyśmy się jak nienormalne, a reszta patrzyła na nas jak na dwóch psycholi. Widać Laufey zakopała topór wojenny i pomogła mi wstać z podłogi. Podczas śniadania zapadła niezręczna cisza, a ja i Islandka co chwilę wymieniałyśmy znaczące spojrzenia i cicho się śmiałyśmy. Dalej dziwił mnie fakt, że znała moje drugie imię, a nigdy o nim nie wspominałam.

<Jeju, jakie to okropne...ale jak Nora mnie poprosiła o dodanie tego dziś, tak więc uczyniłam. Mam nadzieję, że nie jest, aż takie straszne>


7 komentarzy:

  1. Czy tylko Nora Ylvisaker nie ma świra na punckie Marvela w całej Akademii?
    Rozdział super jak zwykle…tylko szkoda, że taki krótki. Dałabym ci tutaj pouczenie o tym jak się zachowuje budzony Bard, ale przecież to nie jest ff o nich, ani przecież się tym tak strasznie nie interesujesz, żeby to wiedzieć, nie? No dobra. Fajnie i pisz częściej darling.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i jeszcze jedno z tego co wiem to wszyscy Norwegowie rzygają owsianką. Zawsze. Bo w dzieciństwie im ją wypchali i mają jej dosyć. Może to wykorzystać ktoś kto pisze następne opo /wzrok na Lauf/

      Usuń
    2. Czyli jednak dobrze z tą owsianką xD *Agata zły człowiek*
      A no krótki, bo krótki wena mnie wzięła, ale jakoś nie potrafiłam tego wszystkiego posklejać. Uwierz mi, że chciałabym częściej pisać, niestety szkoła mi to uniemożliwia. Na szczęście szykują się matury, więc zapowiada się tydzień wolnego. Co za tym idzie? Więcej czasu na opowiadania :D

      Usuń
    3. "Czy tylko Nora Ylvisaker nie ma świra na punckie Marvela w całej Akademii? "
      https://kidfromthe6ix.files.wordpress.com/2014/11/looking.gif

      Tak :3

      Usuń
    4. Ale ona jest oryginalna i ogląda Mad Men. BUM!

      Usuń
  2. Wcale-nie-miałam-banana-na-twarzy-przez-cały-rozdział. Skąd w ogóle takie przypuszczenia...?
    Piosenka (czy może bardziej 'pieśń'..) na dzwonku Amy jest jedną z moich ulubionych. Wyjątkowo wolę wersję Sabatonu, ale i tak cały obiektywizm, mniej więcej od tego momentu, poszedł się paść ^^ Do tego dorzucamy jeszcze koszulkę i mnie masz kupioną.
    Jedyne, co mogłabym poprawiać (chociaż to już będzie trochę czepialstwo...) to faktu, że Laufey także stroni od promili. Ale nie tykaj, sama to naprostuję, bo nawet i mi pasuje do kontekstu poprzednich tekstów, do których muszę się odwołać.
    Generalnie: cud, miód i maliny. Więcej takich rozdziałów! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Ylvisakerów wszystko możliwe. Pamiętam jak Vegard zapewniał, że nie lubi alkoholu, a jak go 22 rano widziałam na lotnisku to nie wyglądał na takiego…xD

      Usuń