Layout by Raion

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Meredith Pixie

Kocham leżeć na łóżku. W sumie kto tego nie kocha? Tak więc leżałam sobie na jakże wygodnym łóżku głową wtuloną w twarz, a obok mnie rozłożył się Archie. Demri wyszła wcześniej chyba na śniadanie gdyż gdy obudziłam się już jej nie było. Hmm... Co dzisiaj jest? Sobota. Dzisiaj tylko malarstwo. Na samą myśl uśmiechnęłam się w duchu. Na zajęcia aktorskie nie mam ochoty iść. Dwie godziny malowania i reszta dnia wolna. Przykro, że tylko dwie godziny są zajęcia ale przynajmniej codziennie. Spojrzałam na zegarek 12:08. Przydałoby się ogarnąć. Leniwe zeszłam z łóżka, zwalając przy tym kota który nie był zadowolony tym pomysłem . Przykro, takie życie. Długo nie cierpiał. Znalazł nowe miejsce na łóżku Demri. Z szafek powyciągałam wszystkie potrzebne rzeczy i udałam się do łazienki. Do pokoju wróciłam ze świetnym humorem. To jest mój dzień. Rozczesywałam i suszyłam włosy na przemian. 12:52. Kurwa! Szybko zeskoczyłam z łóżka przez co zbudziłam Archie. Salę znalazłam bez trudu Dony jeszcze nie było ale każdy już zajął miejsce. Zaczęłam szukać znane mi osoby. Jest Demri i Laufey. Usiadłam obok nich nie przerywając im rozmowy. Wnętrze było niesamowite. Zawierało wszystko co trzeba. Każdy mógł znaleźć swoje miejsce. Ja również swoje znalazłam. Do klasy weszła Pani Nelson.

- Witajcie! Przepraszam, że dopiero teraz zaczynamy zajęcia lecz miałam wystawę sztuki. Bardzo was przepraszam. Poznam was wszystkich podczas zajęć. Mogę nie zapamiętywać imion ale nie zrażajcie się tym. Zrozumcie sporo jest was na akademii. Dziś oraz dwóch kolejnych zajęciach każdy z was zaprezentuje co potrafi i w czym się specjalizuje.Proszę zająć miejsce gdzie czulibyście się najlepiej. Zaczynajmy! - klaskała w dłonie, a ja ruszyłam w stronę wybranej oazy- Jeśli ktoś czegoś nie wie proszę podjeść do mnie.

Spojrzałam na wszystkie znajdujące się tu rzeczy. Do dla mnie raj, a nie klasa uczelni. Usiadłam przy sztaludze którą oczywiście musiałam obniżyć i zaczynałam się odprężać. Wybrałam dość sporych rozmiarów płótno które widać było, że powstało z solidnego materiału. Jeszcze tylko paleta, pędzle i farby. Tylko najważniejsze pytanie. Co ja będę malować. Mama zawsze powtarzała, abym przy malowaniu kierowała się duszą i sercem. Samo przypomnienie po tylu latach sprawiało ból. Joe zawsze powtarza, że gdy maluję jestem zupełnie jak ona. Skupiona, marzycielska i przejęta cała pracą. Anne-Marie Perry.

Spojrzałam na rzeczy które trzymałam w ręku. Na ręku przysiadła mi biedronka. Skąd się ona tu wzięła? Odpowiedz prosta - Dona wietrzy salę. Wiem. W głowie miałam już zapisany każdy szczegół. Znałam efekt końcowy. Na paletę wzięłam wszystkie potrzebne kolory, pędzle, ołówek oraz gumkę.

Usiadłam przed sztalugą i zaczęłam szkicować. Szkic wyszedł tak jak powinien. Teraz wystarczą tylko kolory, aby to ubarwić.

Nie zauważyłam kiedy wszyscy zaczęli się zbierać. Dopiero gdy Dona podeszła do mnie i poklepała po ramieniu zrozumiałam, że czas kończyć.

- Kochana czas się zbierać. Również, czasem mam ochotę nie odchodzić od płótna ale już koniec na dziś.- spojrzała na mnie ciepło.

- Dobrze już się zbieram. pomóc pani z tym bałaganem?-zapytałam jak kultura wymagała

- Jeśli byś mogła. Po każdych zajęciach tak jest.

Dużo do sprzątania nie było. Wystarczyło odłożyć rzeczy tylko na miejsca. Resztą miały zająć się sprzątaczki. Rozmowa szła nam przyjemnie. Dona była empatyczna i uśmiechała się na każdym kroku. Widać było po niej artystyczną duszę.

- No koniec. Uporałyśmy się. Dziękuję... Nawet nie wiem jak masz na imię.-roześmiała się

- Meredith Pixie.

- Meredith czyli jesteś wróżką?

- Tak jakby. Dziękuję za zajęcia. Do widzenia. - powiedziałam i wyszłam z sali

Te dwie godziny zupełnie mnie odprężyły. Dopiero teraz poczułam doskwierający głód. Z ważywszy na to, że kawiarenka jest na świeżym powietrzu udałam się tam.

- Poproszę o sałatkę grecką i sok pomarańczowy.-kobieta tylko kiwnęła głową

Usiadłam przy stoliku w rogu. Wreszcie świeże powietrze. Jeśli w ogóle dało się je nazwać. Tak samo jak z głodem zrozumiałam, że boli mnie głowa. Siedzenie przy oparach z farb nie należy do najprzyjemniejszych zajęć. No ale jeśli ktoś ma taki fetysz... Kelnerka podała zamówienie, a ja zajęłam się z nim. Było smaczne. Nie dało się porównać mojej dawnej stołówki lub czym się karmiłam na co dzień. Cały dzień wolny. Spojrzałam na zegarek.15:30. Wcześnie. Wstałam od stolika i udałam się na spacer. Wyszłam ze szkoły i rozejrzałam po ulicy. W sumie to nie wiem w którą stronę iść. Lewo.

Włóczyłam się po mieście bez celu. Dopiero po północy wróciłam do Akademii. Demri już spała, więc, aby jej nie obudzić po cichu położyłam się do łóżka nie przebierając się.

Dobranoc.


1 komentarz:

  1. No i prawidłowo! Mer…wreszcie się odezwałaś. Szkoda tylko, że tak krótko, ale lepsze to niż nic :D

    OdpowiedzUsuń